29. FURIA

47 6 0
                                    

     Na konferencję przyszyło zaskakująco wiele osób — głównie ludzkich dziennikarzy, którzy po tygodniach oczekiwań chcieli się w końcu dowiedzieć, co zadecydowano w sprawie Rytualnego Mordercy i jakie szczegóły odkryto. Od września rozmawiano głównie o tym, a przede wszystkim spekulowano, jak to się stało, że Rytualny Morderca i jego poplecznicy stracili życie, a ta dziewczynka od rytuałów — Maisie Sawyer czy jak jej tam — przeżyła. Milczenie Starszyzny i ludzkich sędziów podsycało tylko wszelkie plotki.

     Ludzcy sędziowie punktualnie stawili się na konferencji, podobnie jak przedstawiciele Starszyzny — wampiry, które mogłyby spokojnie pojawić się w telewizji. Wśród nich był Finn (w zastępstwie za Diane, naturalnie), który bez mrugnięcia okiem referował, jak to uciekłam niespodziewanie i dałam się złapać Jamesowi. Oglądałam to z domu w Liden, do którego, mimo wcześniejszych deklaracji, tymczasowo wróciłam. Piłam przy tym świeżą krew, kręcąc głową i śmiejąc się z wszelkich bzdur, które przydupas Diane opowiadał z marsowym wyrazem twarzy.

     Stanęło na tym, że wysłane przez Starszyznę strzygi i wampiry wymierzyły Jamesowi i jego poplecznikom odpowiednią karę, a ja cudem przeżyłam rytuał, który się nie powiódł. To wyjaśnienie miało wystarczyć opinii publicznej.

     Z tego, co zdołałam zaobserwować, społeczeństwo oczywiście się podzieliło. Część chętnie połknęła haczyk, reszta uwierzyła w plotki, według których coś mnie opętało podczas rytuału — coś, co zabiło całą zgraję wampirów oraz strzyg. Oczywiście, to były tylko plotki. Bardzo szybko stałam się jednym z gorących tematów mediów. Niektóre stacje telewizyjne robiły ze mnie świętą, inne przypominały o moim udziale w rytuale. Zwracano uwagę na piętno na moim czole i w kółko pokazywano bardzo niefortunne zdjęcia, które jakiś paparazzi wykonał mi w Nowym Jorku podczas nocnego spaceru. Chwilami jednak ustalenie, czy byłam ofiarą, czy złoczyńcą, traciło na znaczeniu — ludzie po prostu, patrząc na mnie, widzieli kogoś rozpoznawalnego. I to niektórym wystarczyło.

     — Nie oglądaj tych bzdur — upomniała mnie mama, wchodząc do salonu, gdy zauważyła, że znów śledziłam wiadomości oraz debatę na temat konferencji, która odbyła się czterdzieści minut temu. — Obiecałaś, że będziesz odpoczywać.

     Leżałam rozłożona na kanapie w rodzinnym domu, wcinałam chipsy paprykowe i w jednej ręce trzymałam mój nowy telefon, dzięki któremu miałam jakąkolwiek styczność z social mediami. Jeżeli to nie było odpoczynkiem, to co nim było?

     Mieszkałyśmy we dwie, ale niedługo to wszystko miało się zmienić. W kącie salonu stał już cały stos kartonowych pudeł, do których mama spakowała stare firany i inne bibeloty. Pokój Ericka też już opustoszał, a większość mebli na piętrze przykryta była folią. Mama za kilka tygodni planowała przeprowadzkę do niewielkiej kawalerki w Phoenix, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Nie chciała dłużej siedzieć w Liden i znosić nieprzyjemne spojrzenia sąsiadów, którzy za jej plecami bez przerwy komentowali jej rozwód z tatą i spekulowali, dlaczego rozeszła się z mężem. Nie dziwiłam się jej — państwo Castorowie, którzy mieszkali za płotem, nie mieli zwyczaju, by zamykać drzwi tarasowe, gdy urządzali sobie wieczorne zawody w wyśmiewaniu mieszkańców miasteczka. Mama po prostu nie chciała zostawać tu sama, wolała być blisko rodziny.

     Ojciec od kilku lat na stałe mieszkał z Olive. Kilka razy proponował, byśmy się zapoznały, ale nie byłam zbyt chętna. Tata oczywiście zapewniał, że była miła, ale trudno było jednak patrzeć na swojego rodzica, który siedział teraz u boku innej osoby. Poza tym podejrzewałam, że Olive wcale nie chciała mnie bliżej poznawać — kiedyś w końcu urządziłam scenę na jej rodzinnym obiadku. Niczego jednak nie wykluczałam.

     Ja sama planowałam wyjazd. Daleko.

     Nie widziałam się z Raphaelem od tygodni, ale został już poinformowany — za pośrednictwem niani Lily i Basila — że wybierał się ze mną w podróż. Z relacji niani wiedziałam, że przyjął to dość spokojnie, jakby spodziewał się, że tak postąpię. Kazał mi ogarnąć wszystkie moje sprawy do końca października, a ja chętnie na to przystanęłam. Nie miałam pojęcia, dokąd się wybieraliśmy, ale niania Lily twierdziła, że Raphael wszystko sobie przemyślał i naprawdę chciał ze mną wyjechać. No właśnie — to ona mi to powiedziała. Mimo że teraz znajdowałam się w Liden, po sąsiedzku z Dworem, któremu strzygoń podlegał, nie widywałam go. Za każdym razem, gdy przychodziłam tam, by go odwiedzić, był nieobecny. Aż zaczęłam wypytywać nianię, czy mnie nie unikał.

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz