30 ~ Ale co ze mną? Przecież chce być smokiem...

170 18 4
                                    


Właściwie skutki tego co zrobiłem ukazały się dopiero po chwili. Zrezygnowany spojrzałem się na Jungwona, chcąc mu oznajmić, że nic z tego, jednak...

- JUNGWON?! - Otworzyłem szerzej oczy, Jungwona nie było na miejscu obok mnie, za to był przyciśnięty do ściany. - CO TY ODPIERDALASZ IDIOTO? - Podbiegłem do niego, I chwyciłem za ramię, by pomóc mu wydostać, jak kolwiek go brzmi, że ściany.


- To działa! JESTEM SZYBKI I JAKOŚ SZYBCIEJ MI IDZIE UKŁADANIE SŁÓW W ZDANIA, MYŚLĘ ŻE TO SŁYSZYSZ, WIDZĘ TO PO TWOJEJ MINIE. - Mówił to naprawdę szybko I chaotycznie.


Ale co ze mną? Przecież chce być smokiem...


Pomyślenie tej myśli było błędem.


- Aaa! - wydarłem się na całą Chatę, ponieważ w następnej chwili czułem jak moje mięśnie atakował bardzo mocny ból, taki jakby moje kości się wydłużały i grubnęły.

W następnej chwili moje ręce stawały się twardsze... Zaczęły przypominać łapy..

- RIKI WYJDŹ Z DOMU SZYBKO! - Zaczął mnie wypychać z domu, aż upadłem na dworze, właściwie czując jakbym umierał.

Potem tak jak wszystko się zaczęło, tak nagle skończyło.


Widziałem wszystko niżej, trochę tak jak bym był owiele niższy niż byłem... I wtedy sobie zdałem sprawę, że jestem smokiem.

Nie miałem jak się spojrzeć w dół, bowiem miałem całkiem inaczej zbudowany pysk, wzrok mi się wyostrzył widziałem wszystko O 100 razy lepiej, każdy kolor miał więcej barw I pododcieni, gdy nabierałem oddech, robiłem to O wiele mocniej, wolniej I czułem, jak przez mój układ oddechowy leci coś na podobieństwo ognia, jednak nie sprawiało mi to bólu.


- Tobie tez sie udało! - wykrzyknął Jungwon zadowolony.


Zrobiłem coś na podobieństwo rozciągnięcia rąk w tył, jednak na to miejsce moje skrzydła się rozprostowały.


Nie możliwe! A jednak.

W
następnych chwilach zamieniłem się w człowieka i dopiero potem podbiegłem do Jungwona, naprawdę z siebie zadowolony ze udało mi się.

- Wiesz co to oznacza?! Z twoim mózgiem i moimi umiejętnościami uda nam się pokonać Danna! - krzyczałem chodząc w tą i spowrotem, nie mogąc opanować szybko lecących myśli.


- Słuchaj... Z tego co mi mówiłeś, ten typ to bardzo BARDZO mocny przeciwnik, jak masz zamiar go pokonać, mając w rękawie asa w postaci szybkiego debila będącego mną i jeszcze większego głupka, zamieniającego się w jakiegoś smoka...


Na te słowa Red będący bardzo blisko nas, zaszurał łapami o ziemie powodując burze piaskową wokół niego. Potem sam zaczął kaszleć od swojej  głupoty.


- No... Mówię że on nie za mądry.

- Ale pamiętaj, ja jestem człowiekiem, I mój umysł działa tak samo. Wiem bo to czułem jak zamieniłem się. - patrzyłem się na niego potem na swoje ręce. Co tu się działo wow.

- Może na razie zajmijmy się czym innym, a potem...

- Tak.

Zgodziłem się bez słów. Gdzieś tam poszliśmy, coś zrobiliśmy aż nadeszła noc. Położyliśmy się spać i w ten sposób minął kolejny dzień.

Miałem w świadomości ten fakt, że im szybciej czas mija, tym bliżej do ostatecznego starcia z wrogiem. Nie chciałem tego  wiedziałem że wyzwanie może okazać się zgubne. Jednak musiałem.

Nie miałem wyjścia, mój Blondynek musiał do mnie wrócić prędzej... Czy później.


~~~

Godziny, dni, ja i Jungwon uczyliśmy się dobrze posługiwać swoimi umiejętnościami  które otrzymaliśmy z tajemniczej księgi. Byliśmy po jakimś czasie specami w swoich dziedzinach.

Ja umiałem perfekcyjnie się przemieniać, latać i podpalać wszystko wokół mnie, a Jungwon biegał szybciej niż nie jeden smok wędrowny, lecący szybko do zamku. Razem że sobą tworzyliśmy coś potężnejszego niż nie jeden strażnik zamkowy, jednak nie wiedzieliśmy  jeszcze, jak mamy dobrze wykorzystać tę umiejętności.

Spędziliśmy naprawdę wiele czasu na naukę. Nie wiem sam ile spędziłem czasu na przemiany, ile bólu przeżyłem, ile razy moje kości się łamały i przyzwyczajały do ciągłych zmian w moim ciele.

Jungwon przeszedł również samego siebie. Dzięki swojemu umysłowi i inteligencji stworzył w lesie obok wielki tor przeszkód na wysokości i pod ziemią, a potem trenował zwinność swojego ciała aż do wyczerpania sił, przecież których mamy naprawdę niezliczoną ilość.

Nie powiem ze nie było chwil kryzysu, wiele razy mieliśmy myśli ze nie damy rady... Ze zbyt ciężko, że jedyne co zostaje to się poddać i nawet umrzeć. Lecz coś w naszych umysłach, a moim również sercu wolało, że On nie poddał by się i nadal czeka aż uwolnimy go. To mnie trzymało na siłach i walczyłem  z niewidzialnym wrogiem dalej.

Ćwiczyliśmy wiele, aż do momentu   w którym postanowiliśmy, iż już czas.

Ubraliśmy się w najbardziej zabezpieczone ubrania jakie posiadaliśmy, jakie sobie sami stworzyliśmy, po czym wzięliśmy do swoich plecaków i torb, wszelakie bronie, najczęściej były to małe, dużo raniące nożyki, jakieś opatrunki i nie wiedzieć czemu, Czerwoną Księgę. W Kieszeniach mieliśmy po Jednym, małym urządzeniu, który na samym środku miał mały, czarny przycisk, który potem pozwalał nam na przekazywanie sobie wiadomości przez głos. Coś aka mały telefon, tyle że można było tylko gadać.

Gotowi i w miarę psychicznie nastawieni wyszliśmy z domu.

Jedni by powiedzieli po przygodę... Lecz szczerze powiedziawszy, jedyne co Nas w tej chwili czekało to nie odwracalna i nie zatrzymalna śmierć...


THE RETURN OF LEGEND | SUNKI ENHYPEN ( II Część) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz