-Mamo! Tato!
Łucja podbiegła do swoich rodziców i się w nich wtuliła, starsi państwo odwzajemnili uścisk.
-Witaj córeczko ¿Cómo estás?
Powiedziała kobieta z hiszpańskim akcentem.
-Dobrze mamo, cieszę się że przyjechaliście.
Nie wiedziałam co zrobić, więc podeszła i przywitała się.
-Dzień dobry.
Rodzice Łucji oraz ona popatrzyli się na mnie.
-A właśnie...
Powiedziała Łucja.
-To Eddy.
Podeszła do mnie i złapała za rękę.
-Moja dziewczyna.
Rodzica Łucji na początku popatrzyli się na mnie wzrokiem zabujcy, a potem się uśmiechneli.
-Witaj, jestem Uni.
Powiedział mężczyzna podając mi dłoń.
-To moja żona, Maryja.
Wstazał ręką na kobietę.
-Miło mi was poznać.
Powiedziałam. Łucja była uśmiechnięta, a jej rodzice wydawali się być naprawdę mili. Zaprowadziłam gości do jadalni i wskazałam miejsca, gdzie mogli usiąść. Łucja usiadła po przeciwnej stronie stołu, wszystkie dania były na stole, w piekarniku jeszcze dochodził indyk. Usiadłam koło Łucji.
-Więc Eddy...
Zaczoł mężczyzna.
-Jak poznałaś moją córkę?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, jakbym powiedziała w klubie dla lezbijek mogło wprowadzić dziwną atmosferę.
-Na imprezie.
To była chyba jedyna bezpieczna odpowiedź, która była związana z prawdą.
-O to tak jak ja z moją żoną.
Ojciec Łucji uśmiechnął się do swojej żony.
-Haha, a czym się zajmujesz na codzień? Jaką masz pracę i takie tam?
Powiedziała kobieta.
-Na codzień pracuje jako weterynarz, oraz prowadzę swoją hodowle.
-Oj tak, Eddy ma przepiękną i wielką hodowle.
Powiedziała Łucja, kładąc mi rękę na ramię.
-To bardzo dobry zawód! A co hodujesz?
Zapytała kobieta.
-Wie pani... Gekony lamparcie i orzęsione, pytony królewskie, ptasznika, wężę zbożowe, scynki krokodylowate i takie tam, stworzonka.
Rodzice Łucji byli zaskoczeni. Spojrzeli na siebie a potem na Łucje, a na końcu na mnie.
-Wow, to naprawdę ciekawe zajęcie. Jak znajdujesz na to wszystko czas?
-To dla mnie przyjemność i zrobienie tego wszystkiego, zajmuje mi mało czasu.
-A jest szansa byśmy mogli potem tą hodowle zobaczyć?
-Tak, pewnie.
Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Naprawdę są wspaniali, o takich rodzicach można pomażyć. Usłyszałam dźwięk dwójka sygnalizującego że indyk jest gotowy. Odeszłam na chwilę od stołu by po niego pójść. Wyciągnęłam ptaka z piekarnika, włożyłam do czystego talerza i zanipsłam do stołu. Ale on ładnie pachniał.
-Proszę, smacznego.
Usiadłam do stołu, zaczęliśmy jeść przy tym rozmawiając. Jej rodzice zadawali mi wiele pytań np: ile mam lat, o moje hobby, z kąd jestem, czy znam jakieś inne języki poza polskim, o moje wykształcenie itp.
Jedno pytanie przyprawiło mnie o ciarki, brzmiało ono:
-A jakie masz relacje z rodzicami?
Nie utrzymywałam z nimi kontaktu, Łucji też nigdy o nich nie mówiłam. Musiałam odpowiedzieć.
-Jedyną osobą z mojej rodziny, z którą utrzymuje kontakt jest moja ciocia. Od reszty rodziny wolałam się odciąć, a raczej oni od mnie.
Starsi poństwo posmutnieli.
-To przykre.
Powiedział mężczyzna, a jego żona dodała:
-Z jakiego to powodu?
Ja wzdychnełam i powiedziałam:
-Cóż...
Poczułam rękę Łucji na mojej nodze.
-Nie akceptowali mnie, dlatego się przeprowadziłam do Warszawy.
-Współczujemy ci Eddy.
Powiedział mężczyzna, szybko zmieniliśmy temat i dokończyliśmy jedzenie. Po skończonym posiłku zaprowadziłam gości na hodowle tak jak obiecałam. Do wycieczki dołączył mój kot, matka Łucji była nim zachwycona nim.
-¡O Dios mío! Jaki cudny. Mogę go potrzymać?
Zapytała kobieta.
-Tak pewnie.
Uśmiechnęłam się.
-Hola gatito. ¿Cómo estás?
Kobieta wzieła Dee na ręce i zaczeła ją głaskać. Oprowadziłam ich po całej hodowli, opowiadając o niej, jak powstała, jakie było moje pierwsze zwierzę na niej itp. Na końcu naszej wycieczki, ojciec Łucji powiedział:
-U nas zrobili by z twoich zwierząt wyśmienite dania hahaha.
Co wszystkich rozśmieszyło, a ja zaczęłam się obawiać o swoje zwierzęta. Po północy, rodzice Łucji zaczęli się zbierać do domu. Grzecznie się pożegnałam i dałam Łucji klucze od bramy, ja musiałam na chwilę zniknąć bo ktoś do mnie dzwonił. To był Oli.
-Halo stary. Jak tam?
-Siemka Eddy! Słuchaj mam pewną sprawę.
Powiedział.
-Mów o co chodzi.
-Pojedziesz ze mną jutro do urzędu?
Trochę mnie to zdziwiło.
-No spoko, ale po co.
-Powiem prosto z mostu. Zmieniam imię, a ty jesteś mi potrzebny bo sam tego nie ogarnę, przecież wiesz że nie ogarniam w papierologie.
Zaskoczył mnie tym i to bardzo.
-Ahaaaa~ a na jakie imie zmieniasz?
-Więc no... Od jutra będę Sebastianem...
Teraz byłam naprawdę zaskoczona.
-Okey Oli-Sebastian. Pójdę z tobą. Na razie nie mam pytań.
-Dzięki ziom, no to o 15 będzie Ci pasować?
-Raczej tak.
-No i nice. Więc siema, do jutra stara.
-Ta, do jutra bro...
Rozłączył się. Łucja weszła do domu i spytała:
-Kto to był?
Spojrzałam na nią, wyprostowałam się i odparłam.
-Jutro Olivier stanie się Sebastianem. Muszę z nim jechać do urzędu załatwić parę spraw.
-Czekaj ale jak to?
Powiedziała zakłopotana.
-Jakby to ująć w książkowy sposób... Jutro nasz przyjaciel umrze, ale odrodzi się jako Sebastian...
CDN
CZYTASZ
Panna idealna-lesbian love story
RomanceW skrucie ta książka ma opowiadać o tym co chciałxbym przeżyć, o życiu dla mnie idealnym i wymarzonym.