*20

3 0 0
                                    

Sądząc po odgłosach, chłopak wznowił pościg, jednak teraz była między nami dosyć duża odległość; wystarczająca, żebym mogła dobiec do tunelu, z którego wcześniej się tu dostałam. W ciemnościach zwolniłam – nie chciałam ryzykować skręceniem kostki. Do moich uszu nie dolatywały żadne dźwięki. Czyżby Ridden przestał mnie gonić?

Nagle na końcu ujrzałam nikłe światło – widocznie tunel się kończył. Przyspieszyłam, chcąc znowu coś widzieć i wyszłam z tunelu. Natychmiast pożałowałam tej decyzji – stanęłam w lądowisku dla ptaków. Na początku strażnicy nie zwrócili na mnie uwagi, zajęci sprzątaniem ptasich odchodów i wyrabianiem siodeł. Jedynie kilka ptaków mnie spostrzegło – rudo nakrapiana płomykówka wydała z siebie przeszywający wrzask. Zamarłam, jednak ludzie nadal mnie nie zauważali. Jeden z nich podszedł do płomykówki i uderzył ptaka ciężkim kowadłem. Płomykówka zaskrzeczała urażona, wbijając we mnie wzrok.

Rusz się, nakazałam sama sobie. Gdy będę tutaj tak sterczeć, oglądając zniewolone ptaki nigdy stąd nie ucieknę. Przypadłam plecami na kamiennej ściany, czując jej szorstką powierzchnię. Zaczęłam przesuwać się w stronę wyjścia z jaskini; wielkiej, ziejącej dziury. Cienie kryły moją postać, dlatego szybko przebyłam połowę długości jaskini i zbliżyłam się do wyjścia.

Nagle z tunelu wypadł Ridden. Dzikim, wściekłym spojrzeniem potoczył po jaskini; jak mnie dojrzał, kryjącą się wśród cieni, zawył.

- Nie pozwólcie jej uciec!

Rzuciłam się do ponownego biegu. W jaskini rozbrzmiały okrzyki i strażnicy ruszyli na mnie. Byłam od nich szybsza, więc na razie miałam nad nimi przewagę. Gdy dobiegłam do wyjścia z jaskini, poczułam skurcz w żołądku.

Pode mną falował ciemnozielony ocean. Krawędź skały znajdowała się jedynie kilka stóp ode mnie. Nie miałam jak uciec. Odwróciłam się powoli; strażnicy zbliżali się, niektórzy dzierżyli różnego rodzaju bronie. Z boku stał Ridden, obserwując swoich sprzymierzeńców – złowił moje spojrzenie i pokazał mi język. Wykonałam w jego stronę obraźliwy gest, skupiając się ponownie na strażnikach. Nie miałam z nimi szans, było ich zbyt dużo.

Cofałam się powoli, krok za krokiem. Ludzie odcięli mi drogę ucieczki, coraz bardziej zacieśniając kręg wokół mnie. Jedynym wyjściem był skok ze skały. Skrzywiłam się, oglądając się przez ramię – czy przeżyłabym taki skok? Zdołała się nie utopić? Napastnicy nie dali mi czasu na decyzję; usłyszałam świst noża, który zmierzał szybko w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech, podjąwszy decyzję i skoczyłam w przepaść.


Opowiadanie IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz