***
Chyba wydeptałem już ścieżkę prowadzącą od okna w kuchni do drzwi wejściowych.
Jest już południe, a ja nie wiedziałem, o której dokładnie Noemi ma wrócić. Dlatego, od samego rana chodzę w tą i powrotem, żeby czasem nie przegapić tego momentu. Z nerwów bolał mnie brzuch, czułem dziwny ciężar na klatce piersiowej, a ręce miałem mokre, jakbym wyjął je dopiero spod wody. Gapiłem się właśnie na dom sąsiadów, gdy na podjeździe zatrzymał się srebrny mercedes. Momentalnie się wyprostowałem i już chciałem biec w stronę drzwi, lecz zobaczyłem nieznana mi kobietę, która wysiada od strony kierowcy. Zakląłem pod nosem rozczarowany, ale obserwowałem jak obchodzi samochód, po czym otwiera drzwi po drugiej stronie. Pochyliła się, zostając w tej pozycji przez chwilę, po czym przesunęła się, wciaż przytrzymując drzwi.
I wtedy ją zobaczyłem.
Wysiadła niezgrabnie z pojazdu, mrużąc oczy, jakby oślepiało ją słońce, które akurat dziś było mocno schowane za chmurami. Miała na sobie starą, szarą bluzę i spodnie dresowe do kompletu, a na stopach białe tenisówki. Jej zawsze zadbane włosy teraz były niemal posklejane i wyglądały jakby się nie uczesała tylko związała je w niedbały kucyk.
To wszystko dało się jeszcze jakoś przełknąć, ale jej twarz...
Szara cera, podkrążone oczy z niemałymi zasinieniami i pusty wyraz brązowych oczu.
To on mnie najbardziej przeraził.
Nie wyrażał nic, poza obojętnością. Jakby dusza w tym ciele nie była obecna.
Od dwóch dni planowałem moment, gdy ją zobaczę, ale nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Z żołądkiem podchodzącym do gardła śledziłem, jak niepewnie stawia kroki i naciąga rękawy za dużej bluzy, by schować w nich dłonie. Po chwili spojrzała w stronę mojego domu, a ja tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że w jej oczach nie ma niczego.
Zrezygnowałem ze wszystkiego co przyszło mi wcześniej do głowy. Nie wiem, czy Agnes miała rację i Noemi nie była gotowa na mój widok w tym stanie, ale wiedziałem, że ja nie byłem przygotowany na to, co właśnie zobaczyłem. Zacisnąłem pięści, czując jak ogarnia mnie złość. Gdy upewniłem się, że Emi wraz z towarzyszką zniknęły za drzwiami domu pobiegłem do garażu, przy okazji zabierając kluczyki z przedpokoju. Może nie myślałem jasno, ale to była jedyna słuszna rzecz jaką czułem, że powinienem teraz zrobić.
Posłuchałem rady Agnes, pojechałem do Reja.
Zaparkowałem pod niewielkim domem, znajdującym się na obrzeżach naszego miasteczka. Olive Branch było niewielkie, miało parę fajnych miejsc i dużo zieleni. Wszyscy się tu praktycznie znali, byli wobec siebie serdeczni i pomocni, a akty wandalizmu praktycznie nie miały miejsca. Może to nazwa miasta, zobowiązywała mieszkańców do bycia wobec siebie dobrymi sąsiadami, a wszelkie konflikty rozwiązywali wyciągając do siebie gałązkę oliwną. Nie mam pojęcia, ale ja na pewno nie przybyłem tutaj, z jakimś patykiem na zgodę.
Obrzuciłem okolice wzrokiem, upewniając się, że dobrze trafiłem i ruszyłem do drzwi znajdujących się z boku domu. Jako jeden z nielicznych, miał wejście do piwnicy od zewnątrz, dlatego to tutaj wszyscy ukrywali się z przemyconym piwem, albo chcieli zapalić tak zwanego wesołego papierosa. Gdy Rej wzrostem przewyższył swojego ojca, piwnica stała się główną siedzibą jego ekipy, a jego rodzice stracili zainteresowanie tym, co dzieje się na dole. Nie zagłębiałem się w tą historię, bo znałem Reja tylko z paru wyskoków na wagary. Byliśmy raczej znajomymi z widzenia, a gdy wszedł okres szalonych imprez, ja wyprowadziłem się do Los Angeles.
Otworzyłem drzwi, od razu wyczuwając zapach stęchlizny wymieszany z dymem papierosowym i alkoholem. Nie czekając na zaproszenie, szybko zbiegłem po schodach i ruszyłem w kierunku, z którego dobiegały czyjeś głosy. Z każdym krokiem czułem jak moja złość rośnie, a obraz Emi nie znikał mi sprzed oczu.
CZYTASZ
Siła dębu
RomanceNoemi Konnor straciła coś bardzo ważnego, załamana, zaczyna słyszeć głos w swojej głowie. Ciąg przykrych zdarzeń doprowadza ją do depresji, a kolejne diagnozy lekarzy pogłębiają jej obłęd. Chcąc uciec od wszystkiego, zaczyna brać narkotyki zawodząc...