12.

30 5 0
                                    

Kolejnego dnia nawet nie szukałam powodu, żeby wstać z łóżka. I tak bym go nie znalazła. Miałam wrażenie, że od wczoraj nie poruszyłam się nawet o centymetr. Leżałam przytulona do misia z zamkniętymi oczami i naprawdę... chciałam umrzeć.

Nie miałam swojego leku, który uśmierzał palące ślady na moim ciele, a one cały czas przypominały mi o tym, co się wydarzyło. Z każdą minutą jego nieobecności było ze mną coraz gorzej. Znów wegetowałam, a może nawet to złe określenie, bo teraz nie miałam nawet ochoty, aby jakkolwiek oderwać się od rzeczywistości.

Po prostu byłam. I tyle.

Pukanie do drzwi nie poruszyły mnie w ogóle. Wiedziałam, że Tom do mnie nie przyszedł. Rozpoznałabym jego kroki, a poza tym, on by nie zapukał. Jednak ktoś, mimo braku zaproszenia, wszedł do środka. Najpierw otworzył okno i podniósł do połowy rolety, a następnie zsunął z mojej głowy zasłonę przed światem.

-Emi, powinnyśmy porozmawiać – oznajmiła Margaret, stojąc nade mną. –Słuchaj, znamy się na tyle, że wiem, iż nie muszę być wobec ciebie delikatna, a ty wiesz, że jestem zdolna do różnych dziwnych metod – zaczęła gadać jak nakręcona.

-Odejdź –jęknęłam, ciesząc się, że nadal mam bluzę Toma na sobie.

-Noemi, wiem, że to co cię spotkało jest okropne, ale mierzyłaś się już z większymi problemami, a poza tym, jeśli nie weźmiesz spraw w swoje ręce, naprawdę stracisz wszystko – powiedziała poważnie. Zaintrygowała mnie. Odwróciłam się w jej stronę i przesunęłam kaptur w taki sposób, żebym mogła ją obserwować, ale nadal zasłaniać swoją obitą twarz. Widząc, że udało jej się zwrócić moją uwagę przysunęła sobie krzesło obok łóżka i usiadła. –Zacznę od tego, że jestem tu nieformalnie. Powiedzmy, że bardziej jako koleżanka niż terapeutka.

-Tak można? -mruknęłam.

-Nie mam zielonego pojęcia, ale kogo to obchodzi? - zaśmiała się, unosząc ręce. –Był u mnie Tom. Dlaczego nie powiedziałaś mu o Jacku?

-Bo nie byłam gotowa – odpowiedziałam, zaskoczona faktem, że Tom poszedł do dr.Paris

-No to wiedz, że Tom cię widział z Jackiem i myśli, że go zdradzasz –powiedziała, krzyżując ręce na piersi. Analizowałam przez chwilę jej słowa i zdałam sobie sprawę jak źle było.

-Dlatego wczoraj nie przyszedł? - zapytałam, czując, że zaraz znów będę płakać.

-Emi, ja wiem, że to, co przeszłaś jest straszne. Żadna kobieta nie powinna tego doświadczyć, ale przecież wiesz, że mogło być gorzej. I będzie, jeśli nie wyjdziesz z tego pokoju i z nim nie porozmawiasz. Nie dasz sobie bez niego rady – przypomniała mi, choć wcale nie musiała tego robić. Byłam tego świadoma.

Przeżyłam już raz stratę Toma i nawet to, co zrobili mi Rej z Luckiem nie bolało tak bardzo, jak jego wyjazd.

-Wiem o tym –przyznałam, siadając na brzegu łóżka ze spuszczoną głową. Pogładziła mnie pocieszająco po ramieniu, założę, że na twarzy miała uśmiech.

-Więc przestań się nad sobą użalać, bo jesteś na to za silna.

-Gdyby nie on. Gdyby wtedy nie przyszedł - mówiłam, nie zwracając uwagi na to, co właśnie powiedziała.

-Wiem kochanie, razem pokonacie każdą przeciwność. On cię zawsze obroni, ale musisz mu powiedzieć wszystko. Zasługuje na to by wiedzieć o Jacku i liście.

-Jakim liście? -zdziwiłam się, unosząc głowę.

-Ten, który do niego napisałaś i dałaś jego mamie.

Siła dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz