20.

58 6 2
                                    

***

Agnes zadzwoniła do mnie, informując, że spotkały w centrum Monic. Wiedziałem, że to nie mogło skończyć się dobrze. Nawrzeszczałem na Agnes, za jej brak odpowiedzialności, a ona odpłaciła mi się wiązanka przekleństw i wyzwisk pod moim adresem. Przerwałem połączenie, bo wiedziałem, że ma racje. Jestem kretynem, który niby to chce pomóc Noemi, ale tak naprawdę pomagam przypomnieć jej sobie tylko to co dobre. To silniejsze ode mnie, po prostu świadomie odkładam w czasie nieuniknione.

Mam wrażenie, że cała odpowiedzialność za Emi spoczywa na mnie. Jej rodzice cierpliwie czekają na to co się wydarzy, Agnes dotychczas pokornie słuchała moich poleceń, gdzie ma zabierać Noemi, co jej mówić, a o czym nie wspominać.

Może w tym właśnie jest problem?

Może to dr. Paris jako doświadczona osoba, niezwiązana emocjonalnie powinna z nią przerobić każdy zapomniany dzień?

Ale ona postanowiła usunąć się w cień... była pewna, że jej osoba przypomni jedynie o załamaniu jakie Noemi przeszła, i tak oto zostałem z tym wszystkim sam.

Jeden najgorszy element układanki poskładała, został jeszcze drugi. Zobaczyłem na własne oczy, co czuła, gdy wyjechałem. Ból, stratę, gniew, zawód, zagubienie.

Rozumiałem ją.

Dlatego, gdy rzuciła we mnie kulami, wyszedłem, choć wiedziałem, że ją tracę. Wróciłem do pustego domu, w którym ojciec pozwolił mi zostać, gdy zamknęli moją matkę. Nie przepadałem za piciem w samotności, kojarzyło mi się to z Rachel, ale zdecydowanie potrzebowałem mocnego drinka. Usiadłem w fotelu, nie włączając nawet światła i popijałem whisky, planując jak postąpić. Bez szczegółowego planu nie umiałbym ruszyć dalej, a miałem świadomość, że po raz kolejny będę musiał ją odzyskać. Raz już czuła do mnie niechęć i odrazę, ale mi wybaczyła. Nie poddam się i tym razem, tylko potrzebuje czasu. Kolejny raz, nachalne wystawanie pod jej domem nie zda egzaminu, wtedy była zagubiona, ale świadoma wszystkiego. Teraz nawet nie wie skąd biorą się jej uczucia.

Musiałem poczekać.

***

-Noemi, nie dostaniesz kolejnej dawki leków, jeśli nie zaczniesz jeść - oznajmiła po raz któryś, kobieta ubrana na biało. Podrapałam się po przedramieniu, ale obgryzione paznokcie nie pomagały w pozbyciu się swędzenia na rękach.

-Nie chce jeść, chce leki -odpowiedziałam uparcie. Swędzenie przeniosło się na bark i żebra, więc od razu zaatakowałam te miejsca, trąc po nich energicznie opuszkami. Pielęgniarka podsunęła w moją stronę tace, na której znajdowała się jakaś papka i plastikowa łyżka.

-Co się dzieje? - u jej boku pojawił się lekarz, on zawsze chętnie podawał mi moje tabletki.

-Pacjentka nie chce jeść, to już drugi dzień doktorze - poinformowała go, posyłając mi kolejne zmartwione spojrzenie.

-Noemi, zacznij współpracować -powiedział groźnym tonem. Skuliłam się na krześle i podrapałam po tyle głowy. Gdyby w końcu dali mi te cholerne tabletki, to przestałoby mnie wszystko swędzieć.

-Po prostu mi je oddajcie -wyszeptałam błagalnie, bo wiedziałam, że jeszcze chwila i jego głos wróci.

-Proszę podpiąć jej kroplówkę skoro odmawia przyjmowania posiłków.

-Nie! - zerwałam się z miejsca i przez przypadek zahaczyłam o tace, która spadła na ziemie. Utkwiłam wzrok w bałaganie, który spowodowałam.

Nie zrobiłam tego specjalnie, oni to wiedzą prawda?

-Noemi, wiesz, że nie tolerujemy tutaj takiego zachowania -westchnął i pokiwał głową, jakby miał do czynienia z niesfornym, trzyletnim dzieckiem. - Może w odosobnieniu przemyślisz parę rzeczy - dodał, a mnie ogarnęła panika. Nie chciałam znów być sama, nie chciałam sprawić kłopotów. Zaczęłam się cofać z wyciągniętymi rękami, aby zostawił mnie w spokoju.

Siła dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz