18.

24 4 0
                                    

***

-Kiedyś zostaniesz moją żoną – powiedziałem, leżąc na miękkiej trawie pod naszym dębem.

-Teraz tak mówisz, bo masz trzynaście lat i nie lubisz żadnej dziewczyny poza mną – zaśmiała się Emi, która leżała obok, głową tuż przy mojej.

-Mówię prawdę. Kiedyś poproszę cię o rękę. Czuje to, o tutaj – oznajmiłem jej, kładąc sobie rękę na sercu.

-Słowo? - zapytała i uniosła rękę.

-Przysięgam – zapewniłem ją i splotłem nasze małe palce, pieczętując moją obietnice. „

Czułem, że pieką mnie oczy, a w płucach brakuje tlenu. Od rana miałem mdłości na myśl, że dziś będę musiał tu być. Nie tak to miało wszystko wyglądać. Mieliśmy żyć razem i gdy będziemy gotowi spełniłbym obietnicę, którą złożyłem pod naszym dębem.

Moja matka wszystko zniszczyła.

Rozejrzałem się po ludziach zebranych na korytarzu i zatrzymałem swój wzrok na Agnes, ubranej na czarno. Podniosła wzrok i skinieniem głowy, dodała mi otuchy.

-Poradzisz sobie – szepnęła Margaret, która od samego początku mnie wspierała. Czas spowolnił, torturując mnie tym oczekiwaniem. Chciałem mieć to już za sobą.

-Toooomy, co myślisz? - moją prace przy rowerze przerwała Emi. Podniosłem wzrok, a ona odwróciła się kilkakrotnie wokół własnej osi.

-Masz kupę na głowie – oznajmiłem, krzywiąc się na widok niedbałego koka na czubku jej głowy.

-Mówię o sukience! - krzyknęła oburzona, ale po chwili znów zrobiła obrót, prezentując nowy nabytek.

-Ładna, byłaś na zakupach? -zapytałem, zdając sobie sprawę, że cały dzień siedziała ze mną.

-Nie, twoja mama mi kupiła. Jest prze kochana. Zawsze kupuje mi coś ładnego, gdy jest na mieście. Fajnie jest mieć dwie mamy – zachwalała, oglądając sukienkę, którą miała na sobie."

-Panie Reeds, zapraszam – ze wspomnień wyrwał mnie męski głos. Przez ostatnie dni, cały czas odtwarzałem w głowie każdą minutę mojego życia. Szukałem jakichkolwiek sygnałów, które zapowiadało to, co zrobiła moja matka. Wyrzucałem sobie, że powrót do Olive Branch był błędem, który mógł zapobiec wszystkim wydarzeniom. Dr. Paris uważała inaczej. Sądziła, że jeśli nie wróciłbym na czas, dla Emi nie byłoby ratunku, w końcu by się poddała. I co z tego, skoro wróciłem sprowadzając ze sobą jej morderce.

Szedłem wąskim przejściem, czując zapach drewna i kurzu. Nigdy nie sądziłem, że znajdę się w takim miejscu. Szczególnie w takich okolicznościach. Choć byłem tu pierwszy raz, nie rozglądałem się na boki, nie podniosłem wzroku. Bałem się ją zobaczyć.

-Proszę zająć miejsce.

„Siedziała na trawie, patrząc w dal. Uśmiechnąłem się i podziwiałem przez chwilę jej urodę. Była piękna, zawsze tak uważałem. Ułożyłem się na boku i dźgnąłem ją palcem w żebra, wyrywając ją tym z zadumy.

-O czym myślisz? - zapytałem, gdy odwróciła głowę w moją stronę.

-O życiu –westchnęła marzycielsko.

-I co tam wymyśliłaś, w tej swojej główce?

-Kiedyś zrobię coś wielkiego – powiedziała pewnie. Parsknąłem cicho rozbawiony, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

-I co to będzie? - dociekałem, gdy znów zapatrzała się w wodę.

-Jeszcze nie wiem, może zacznę malować, albo napiszę książkę. Może pójdę na medycynę i uratuje komuś życie. Twoja mama mówi, że jeśli tylko będę chciała, to osiągnę wszystko o czym będę marzyć. Ona zawsze we mnie wierzy – wyznała, uśmiechając się delikatnie."

Siła dębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz