Rozdział 18

290 28 3
                                    

Marcel nie spodziewał się, że trzy dni miną tak szybko. Chociaż trudno mu się dziwić. Cały ten czas skupiał się na przygotowaniach do ich wyjazdu. Zebrał oszczędności, przygotował odpowiednie dokumenty, by potem przekazać je mężczyźnie, z którym był dziś umówiony. Kazał on mówić na siebie Tomur, co wydawało się Marcelowi dziwne, ale chłopak zdecydował się tego nie komentować. Interesowało go tylko to, by według prawa stać się omegą i nie musiało być to koniecznie legalną drogą. 

– Zamierzasz zjeść to śniadanie, czy dalej będziesz się nim bawił? – Nickodem uniósł brwi, przyglądając się swojemu partnerowi już przez dłuższą chwilę. Zielonowłosy otrząsnął się i przestał grzebać w płatkach, które zdążyły zmienić się już w nie wyglądającą smacznie papkę. 

– Nie mam jakoś apetytu. Trochę się stresuje tym wszystkim. Felicia się do ciebie odzywała? – chłopak zmienił temat, nie chcąc by blondyn drążył niepotrzebnie temat. Nickodem tylko wzruszył ramionami i napił się herbaty. 

– Napisała tylko do mnie, czy podjąłem już decyzję. Odpisałem jej, że do niego zadzwonię do niej, gdy sobie na spokojnie ułożę kilka spraw w głowie. Zgodziła się i od tego czasu nie mam z nią kontaktu. Całe szczęście – dodał chłopak z uśmiechem. Musiał przyznać, że ta przerwa od tej nachalnej omegi wpłynęła na niego pozytywnie. I miał szczerą nadzieję, że wkrótce będzie mógł pozbyć się Felici raz na zawsze że swojego życia i umysłu. 

– To świetnie. Ja jestem dziś umówiony z Tomurem. Powiedział żebym spotkał się z nim około piętnastej, więc później będziemy mogli spędzić trochę czasu razem. Najlepiej w domu pod kocem podczas oglądania jakiegoś dobrego filmu. Gdybyśmy wyszli na maisto, to pewnie byśmy trafili na Felicię, a ja nie mam ochoty oglądać jej twarzy. 

– Uważam to za genialny pomysł. A już nawet wiem, co obejrzymy – powiedział z lekkim uśmiechem, a następnie wstał, by posprzątać po śniadaniu. Marcel oodał swoją miskę, wiedząc, że i tak więcej nic nie zje. Potem szybko przeszedł do sypialni i położył się na łóżku, sięgając przy okazji po swój telefon. Potrzebował chwili typowo dla siebie. Póki co mieli wszystko przygotowane. Walizki z najważniejszymi rzeczami leżały w kącie i tylko czekały na to, by uzupełnić je o kilka drobiazgów, co para zrobi tuż przed wyjazdem. 

Sprawą z mieszkaniem mieli zająć się rodzice chłopców, którzy oswoili się z myślą, że ich dzieci są razem i pewnie wkrótce gdzieś uciekną przed przyszłością, jaką zaplanował im los. Na początek było im trudno to zaakceptować ich decyzję, jednak tak czy siak musieli się z nią pogodzić. Większego wyjścia nie mieli. 

Wszystko więc powoli szło dobrą drogą, ku uciesze pary. Jednak mimo to wciąż mieli z tyłu głowy, że coś może się nie udać, a cała ich tajemnica wyjdzie na jaw i zostaną przez to ukarani. A to najbardziej stresowało Marcela. Nie chciał, by Felicia wygrała i zniszczyła im życie. Tego by prawdopodobnie nie przeżył. 

– Znowu oglądasz jakieś głupoty w telefonie? – Nickodem położył się obok ukochanego, obejmując go od tyłu, kładąc przy okazji zimne dłonie na brzuchu bety. Zielonowłosy syknął cicho i odsunął się od partnera. 

– Jesteś okropny. Nienawidzę cię – mruknął chłopak, odwracając się przodem do blondyna. Nickodem tylko zaśmiał się cicho i znów przytulił chłopaka, jednak tym razem inaczej ułożył swoje dłonie. Pocałował betę w czoło, wciąż utrzymując na twarzy uśmiech.

– Kochasz mnie tak samo mocno, jak ja ciebie i nie próbuj się nawet tego wypierać – powiedział, przyciągając go do siebie bliżej. Marcel tylko mruknął coś pod nosem, a potem wtulił się w ukochanego.

– Może masz trochę racji. Jesteś wyjątkowo irytujący, ale kocham cię – dodał z uśmiechem, ciesząc się obecnością ukochanego. Zielonowłosy przymknął oczy, wzdychając cicho. Uwielbiał takie chwile i wierzył, że w przyszłości będzie ich tylko więcej, gdy już wreszcie będą wolni. Poczuł jak Nickodem zaczyna przeczesywać jego włosy przez co zamruczał cicho. Miał wrażenie, że zaraz zaśnie, a do tego nie chciał na razie dopuścić. Wolał póki co zachować pełną świadomość. Nie chciał się przypadkiem spóźnić na spotkanie z Tomurem, a niekontrolowana drzemka mogłaby do tego doprowadzić. 

– Która godzina? – Marcel spojrzał zmęczonym wzrokiem na ukochanego, starając się przy okazji powstrzymać ziewanie. Nie mógł zrozumieć, skąd pojawiło się nagle w nim to zmęczenie. 

– Już po trzynastej. Będziesz chciał sam wybrać się na spotkanie, czy mam iść tam z tobą? – blondyn powiedział, po tym jak spojrzał na zegarek. 

– Nie dziękuję. Wydaje mi się, że dam sobie radę sam – zielonowłosy wzruszył ramionami i poprawił swoje na łóżku. Postanowił sobie jeszcze chwilę poleżeć. Przeliczył sobie w głowie, że będzie miał trochę czasu, by dalej się polenić. 

– Na pewno? Nie chciałbym aby coś ci się stało – Nickodem pocałował betę w czoło i uśmiechnął się lekko. Jednak po jego twarzy wciąż błądziło zmartwienie. 

– Dam radę. Jestem już dużym chłopcem. Nie tak silnym jak niejedna alfą, ale wciąż potrafię się obronić. Poza tym Tomur podawał się za betę. Być może kłamał, ale nie mam na to żadnych dowodów. 

– Powiedzmy, że ci wierzę siłaczu – mężczyzna zaśmiał się za co zarobił uderzenie w bok. Marcel cicho mruknął, a następnie wstał z łóżka i przeciągnął się. 

– Muszę już iść. Tomur podał na miejsce spotkania jakiś park, a nie wiem, czy tak szybko uda mi się do niego trafić. Tylko mnie nie śledź – dodał, udając groźnego. 

– Zostanę w domu i ugotuję coś dla nas. Obiecuję, że nie ruszę się z miejsca – powiedział, obserwując swojego partnera. 

Zielonowłosy kiwnął głową zadowolony, a następnie zaczął się przygotowywać do wyjścia. Wiedział, że ma sporo czasu, ale zachowanie Nickodema trochę wytrąciło go z równowagi, przez co musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. 

Chłopak ubrał się ciepło i jeszcze raz przejrzał, czy na pewno ma wszystkie potrzebne dokumenty. Nie chciał zaliczyć żadnej wtopy. Następnie wyszedł z domu, upewniając się, że może pozwolić sobie na spokojny spacer niezbyt szybkim krokiem. Trochę się stresował, ale starał się jakoś odganiać od siebie negatywne myśli. 

W czasie spaceru rozglądał się po okolicy, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W razie gdyby musiał Tomur okazał się być niebezpieczny na tyle, że będzie musiał on uciekać. Miał nadzieję, że zorientuje się zanim przekaże mężczyźnie swoje dane osobowe. Ryzyko było spore, ale w imię wolności był gotowy go podjąć. 

Chłopak dotarł na miejsce po kilkudziesięciu minutach. Usiadł na wolnej ławce i omiótł spojrzeniem park. Na razie nikogo nie zauważył. Westchnął cicho i oparł się o zimne drewno. Po chwili zobaczył postać, która zmierzała w jego stronę pewnym krokiem. Interesy czas zacząć. 


Przepraszam za aż tak długą nieobecność, ale spiętrzyły mi się problemy w życiu osobistym. Póki co wciąż mam w życiu bałagan, ale jakoś staram się wrócić. 

Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie hah.

Do następnego rozdziału!





Fałszywa Omega ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz