Rozdział 5

351 31 2
                                    

Nickodem syknął cicho, gdy poczuł mocniejszy uścisk na swojej talii. Marcel prawdopodobnie znów miał koszmary i i szukał ucieczki od nich właśnie przy ukochanym. Blondyn odgarnął włosy z twarzy bety, wzdychając przy tym. Obserwował zmieniającą się mimikę twarzy mężczyzny, starając się skupić swoje myśli wokół zielonowłosego. Niestety jego umysł wciąż był mącony przez zapach nieznajomej omegi.

To, że istniał cień szansy, że ją odnalazł, nie pozwalał mu zasnąć i tym samym zaznać chwili odpoczynku. Była też możliwość, że ona poczuła jego zapach, który był co prawda zmieszany z wonią Marcela, ale zapewne dało się rozróżnić oba zapachy od siebie. W takim wypadku sprawy komplikowały się jeszcze bardziej. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co się stanie, gdy omega zostanie odrzucona, o ile tak się stanie. Wszystko stało w tym momencie pod wielkim znakiem zapytania.

– Nick? – blondyn potarł policzek partnera, pokazując mu, że tym samym jest przy nim. Oddech Marcela z czasem przestał drżeć i się uspokoił. Tym razem nie udało mu się uciec od koszmaru. Przetarł on twarz dłonią i wbił wzrok w sufit – czasem mam wrażenie, że na podstawie moich snów, dałoby się zrobić genialny horror – odparł po chwili, pozwalając sobie na żarty, gdy jego ciało całkowicie się rozluźniło. Nickodem zaśmiał się, mając nadzieję, że nie brzmi to sztucznie.

– Może kiedyś sam napiszesz scenariusz i zostaniesz gwiazdą – wyszeptał, nie chcąc niszczyć atmosfery, która między nimi panowała. Pamiętał również o tym, że Marcel uwielbia zagadać złe wspomnienia po śnie, dlatego skupił się na jakiekolwiek kontynuacji rozmowy.

– Już to widzę – zielonowłosy przewrócił oczami – Marcel Samson, scenarzysta debiutant, który jednym pokręconym horrorem podbił serca milionów ludzi. Co to by była za historia?

– Mało prawdopodobna, ale w końcu wszystko jest możliwe. Tylko zastanawia mnie jedno, czemu nie podałeś swojego nazwiska, tylko moje?

– Bo po ślubie przejmę twoje nazwisko i już muszę się do niego przyzwyczajać. Marcel Meitz pójdzie w niepamięć. I bardzo dobrze – powiedział poważnie i poprawił swoje ułożenie na łóżku. Z powrotem przytulił się do Nicka, przymykając oczy – chodźmy już spać. Chcę spędzić z tobą cały dzień, a na to potrzeba bardzo dużo sił – blondyn przytaknął i również ułożył się jak do snu. Wierzył, że może chociaż uda mu się przysnąć na kilka godzin, by nie odczuwać potem aż tak dużego zmęczenia.

Nowy dzień zaczął się dla pary około godziny dziewiątej, gdy uparte słońce ogrzewało ich twarze. Możliwe, że zapomnieli zasłonić zasłon na noc. Marcel wstał pierwszy i od razu podjął się misji, jaką było przygotowanie dla nich śniadania. Poszedł do lokalnego sklepu i kupił kilka składników, z których będzie mógł przygotować kanapki. Został tam niemiło zaskoczony, bo spodziewał się, że zapłaci o wiele mniej, ale pozostało mu jedynie skomentować to westchnieniem. Szybko wrócił do domku, już od wejścia poczuł zapach kawy, którą zrobił Nickodem. Uśmiechnął się i po obdarowaniu ukochanego krótkim buziakiem, zajął się przygotowaniem jedzenia. W międzyczasie pozwolił sobie na krótką pogawędkę o ich dzisiejszych planach. Nawet samo rozmawianie o tym, sprawiało Marcelowi radość.

Nickodem również czerpał przyjemność z rozmowy jak i z wyobrażeń o ich wspólnym dniu i zaplanowanym pikniku. Na chwilę udało mu się zapomnieć o wydarzeniach z poprzedniego spaceru. Mógł już całkowicie skupić na swoim ukochanym. Po zjedzeniu śniadania oboje przygotowali koszyk na piknik. Marcel spakował jeszcze ciepły koc dla nich, a potem wyszli, by poszukać odpowiedniego miejsca. Postanowili, że postawią na spacer, podczas którego rozejrzą się za czymś ciekawym. Możliwe, że w pobliżu była jakaś urokliwa łąka, tylko trzeba było ją znaleźć.

– Teraz to bym najchętniej nie wracał już do domu – Marcel zaśmiał się cicho, z radością obserwując okolicę. Nickodem tylko pokręcił głową, spoglądając czasem na ukochanego. Zachwycił się on, widząc rumianą i zadowoloną twarz zielonowłosego. W tym momencie blondyn poczuł wyrzuty sumienia. Miał przy sobie tak cudownego mężczyznę, którego znał praktycznie od dziecka. Nie powinien myśleć o innej osobie. Nawet jeśli była to przeznaczona mu omega.

– Niestety nie będzie to trwało wiecznie. Ale skoro tak ci się tutaj podoba, to możemy częściej tutaj przyjeżdżać – Nickodem ciepło się uśmiechnął, mocniej ściskając dłoń Marcela, gdy znów poczuł ten sam zapach co ostatnio. Wytrąciło go to trochę z równowagi i skupienia, przez co prawie się potknął. Na szczęście nie zaliczył spotkania z podłożem. W porę odzyskał stabilność i już zaczął się bardziej skupiać na tym, gdzie stawia stopy.

– A podobno, to ja jestem gapą – powiedział rozbawiony Marcel, poprawiając swoje włosy. Upewnił się, że jego ukochany jest cały, przy okazji zastanawiając się, co było powodem takiego nagłego zamyślenia ze strony blondyna. On sam nie wyczuł niczego podejrzanego, dlatego stanowiło to dla niego pewną zagadkę.

– Każdemu może się to zdarzyć – Nikodem mruknął cicho i obrócił głowę w stronę, z której czuł zapach. Patrzył tam jeszcze przez chwilę, ale potem odwrócił wzrok zrezygnowany. To głupie, że pozwolił sobie na taką ekscytację i zainteresowanie omegą.

Zielonowłosy kiwnął głową, ale zaraz znalazł inny temat do rozmowy. Zauważył nawet ładny plac, na którym było już parę osób, ale wciąż pozostawało tam wiele miejsca. Dlatego Marcel od razu zaciągnął tam partnera. Rozłożyli się gdzieś na uboczu. Na razie zdecydowali się na zwykły odpoczynek w swoim towarzystwie. Nikodem usiadł na kocu, a jego partner położył się, kładąc głowę na jego kolana. Uśmiechnął się lekko, gdy jego ukochany zaczął bawić się jego włosami. Blondyn ze skupieniem zaczął przeczesywać kosmyki, wykonując przy tym lekki masaż głowy. Do jego nosa wciąż docierała woń omegi, ale starał się to uparcie ignorować. Jeśli on nie będzie dążył do bliższego kontaktu, to istniała szansa, że ona też nie będzie. W końcu zapachowi alfy towarzyszył też ten należący do bety. A to powinno być chociaż trochę zniechęcające.

W głowie Nickodema działa się burza, mimo że nie widział swojej przeznaczonej na oczy. Wiedział tylko, że na pewno jest dziewczyną, czuł to. Reszty mógł się tylko domyślać, ale nie chciał. Miał przy sobie swój promyczek szczęścia, który naprawdę się dla niego starał, by wszystko było idealne. Aby blondyn mógł spoglądać na niego jak na omegę, a nie betę. Imponowało mu to, podziwiał chłopaka za takie zaangażowanie. Czy znajdzie się ktoś taki, kto byłby w stanie zastąpić jego Marcela? Wydawało się to być nierealne. Chociaż z drugiej strony wiedział, że jeśli ta omega go jednak odnajdzie i zostanie odrzucona, to wszystko zapewne by się źle skończyło. Spadłaby na niego lawina problemów, ale Nickodem wierzył, że razem ze swoim chłopakiem da radę i przeżyją wiele lat razem, bo właśnie tego potrzebował. Marcela obok siebie, najlepiej na całe życie.

– Zostań moim narzeczonym – powiedział natchniony przez chwilę. Marcel prawie się zakrztusił, gdy usłyszał to pytanie. Patrzył w szoku na ukochanego, próbując jakoś zrozumieć co się dzieje. Rozmowy o ślubie uważał na razie za ich mały żart, nie spodziewał się, że Nikodem podejmie jakieś kroki w tym kierunku. Otrząsnął się z szoku i szybko się podniósł, by pocałować ukochanego, tym samym zgadzając się na tą wyjątkową propozycję. Sprawą pierścionka zajmie się później. 

Fałszywa Omega ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz