Rozdział 6

1.5K 104 22
                                    

Jego spojrzenie powędrowało do przezroczystego flakonika, stojącego na biurku, którego nie odważył się dotknąć, po tym jak wrócił do swojego pokoju. Wylanie jego zawartości do toalety, nie wchodziło w grę, bo musiałby uwolnić ten okropny zapach, którym zaśmierdziałby swoją łazienkę, oraz zapewne i pokój.

Jedynym pozytywnym aspektem niemieszkania w dormitorium Gryffindoru, pełnego ludzi, był fakt, że miał swoją prywatną łazienkę. Małą, ale wystarczającą. Źle wspominał wspólne prysznice z innymi chłopakami, jeszcze sprzed dwóch lat. Kiedy był młodszy nie przeszkadzało mu to za bardzo, jednak kiedy on i jego rówieśnicy zaczynali wchodzić w okres dojrzewania, ciężko było mu powstrzymać wzrok, przed lustrowaniem ciał swoich kolegów. Przez ostatni rok, jaki dano mu spędzić w Hogwarcie jeszcze sprzed czasów wojny, musiał udawać, że wcale nie widział podobnych spojrzeń gryfonów, na sobie.

Dlatego teraz, prywatna łazienka była dla niego wybawieniem. Nie musiał już uważać na złapanie czyjegoś speszonego spojrzenia, ani powstrzymywać się przed zerkaniem na swoich kolegów.

Tamten czas jednak, przynajmniej uświadomił go, że chłopaki interesowali go nie tylko pod względem fizycznym. Pamiętał, że łajał się w myślach, za to, że podczas wyprawy z Hermioną i Ronem w poszukiwaniu horkruksów, nie potrafił skupić się na tym co było ważne, bo jego głowę zaprzątał Dean Thomas, który kilka tygodni wcześniej, ujawnił się ze swoją orientacją, zaczynając również otwarte zaloty wobec Seamusa Finnigana.

I po odrzuceniu przez Seamusa, to Harry stał się jego największym oparciem. Oczywiście tylko jako przyjaciel. No może nie licząc, tego jednego wieczoru na wieży astronomicznej, kiedy to obaj lekko wstawili się ognistą whiskey, i narzekając na cały świat, zaczynając od nieszczęśliwej miłości, po zbliżającą się wojnę z Voldemortem, pocałowali się w przypływie emocji. Pchnięci alkoholem, śmiali się z tego co zrobili. A potem Harry, Hermiona i Ron, musieli opuścić Hogwart. I mimo że, myślał, że pocałunek na wieży nic nie znaczył, nie mógł opędzić się od myśli o nim, i o samym Deanie, który z taką łatwością przyznał się do swojej orientacji.

W tamtym momencie, mimo presji misji odnalezienia i zniszczenia horkruksów, Harry rozmyślał nad własną orientacją i doszedł do wniosku, że podobały mu się zarówno dziewczyny, jak i jego koledzy z dormitorium. No może nie wszyscy. Na przykład nie Ron. W swoim przyjacielu nie dostrzegał ani jednej cechy fizycznej, która w jakiś sposób, by go pociągała. Pamiętał Ginny i zaloty do Cho. Nie był w stanie zaprzeczyć, że obie dziewczyny mu się nie podobały, ani pocałunki z nimi.

Były tak samo atrakcyjne jak Dean, tylko pod innym względem. Jednak wraz z rozpoczęciem wojny, własne problemy musiał odłożyć na dalszy plan. A kiedy wszystko się skończyło, nie chciał wracać do Hogwartu, by spotkać się z rówieśnikami. Nie byłby w stanie spojrzeć w oczy większości z nich, mimo że to dzięki niemu wojna została wygrana, a Voldemort pokonany. Nie był w stanie zmierzyć się z ciężarem odpowiedzialności i sławy, choć teraz wcale nie było lepiej. Nie miał pojęcia, czemu łudził się, że prawie po dwóch latach, ludzie zaczną traktować go tak samo jak wcześniej...

Nie mówiąc już o zastanawianiu się nad własną orientacją. Nie miał na to siły, tak samo jak na ponowne spotkanie Deana Thomasa. Wolał puścić, wszystko co się wydarzyło, w niepamięć, i zwalić to na skutek wypitego alkoholu. Dlatego po części, cieszył się, że odwlekł w czasie powrót do szkoły. Mierzenie się z niezręczną przeszłością, było już zbyt wielkim wyzwaniem, mając na sobie ciężar wygranej wojny i całej jej otoczki, z którą wiązały się wywiady oraz natrętni dziennikarze, niedający mu spokoju.

Wolał nie zwalać swojego zainteresowania Malfoyem na zwykłą ciekawość, bo oczami wyobraźni wciąż widział jego połyskujące na szyi, perły i wiedział, że nie jest to zwykła fascynacja pochodzeniem naszyjnika.
Podobało mu się, jak błyszczały w słońcu i jak, pięknie wtapiały się w jego bladą skórę. Myśląc o tym, chciał uderzyć głową w ścianę, bo kiedy wracał do Hogwartu razem z przyjaciółmi, nie przewidział sytuacji, w której jego dawny, szkolny wróg, mógłby zacząć go intrygować. Malfoy... Co temu, przebrzydłemu ślizgonowi, w ogóle strzeliło do głowy, by wracać do szkoły, akurat wtedy kiedy on przemógł się, by w końcu to zrobić?

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz