Rozdział 10

1.4K 105 98
                                    

Nie chcę zapeszać, ale przewiduję, że jesteśmy już w połowie.

Harry nawet nie zastanawiał się, która to już godzina mijała, odkąd przebywał w pokoju Malfoya. Jedyne co zarejestrował, to szarówka za oknem, a to i tak dzięki drugiemu chłopakowi, który w końcu musiał podnieść się z wygodnego łóżka, by zapalić lampę.

Siedział na krześle, ale wcale mu to nie przeszkadzało. W przeciwieństwie do tego, które znajdowało się w jego pokoju, to było obite przyjemnym, welurowym materiałem. Nie spodziewał się, że Malfoy zaprosi go do środka, żeby zapalić papierosa, jednak co rusz go czymś zaskakiwał, dlatego kiedy pare godzin wcześniej otworzył drzwi na oścież, gestem pokazując mu by wszedł, Harry nawet się nie zawahał, korzystając z okazji poznania wnętrza jego pokoju.

I nawet kiedy Malfoy zaproponował mu szklankę whiskey, do przepicia kolejnej parszywej próby, zaciągnięcia się przez niego, papierosem, nie odmówił.

Teraz z lekkim szumem w głowie, błogim spojrzeniem wpatrywał się w biurko chłopaka, na którym walało się o wiele więcej bibelotów, niż on miał w całym swoim pokoju. Chłodny powiew, który omiótł jego ciało, świadczył o tym, że Malfoy znów otworzył okno, by dym, który wydychał, nie leciał na pokój.

— Skąd to masz? — spytał, biorąc do ręki, połączone dwoma kabelkami, słuchawki. Najzwyklejsze w świecie słuchawki. Takie, które podpinało się do telefonów komórkowych, których używali mugole.

— Dostałem. — Wzruszył ramionami, spoglądając na słuchawki, które Harry trzymał w palcach.

— A masz telefon? — spytał z niedowierzaniem.

— Hm? — Malfoy znów zaciągnął się papierosem, po czyn wypuścił chmurę dymu z płuc.

— To urządzenie, z którego leci muzyka, jak chcesz jej przez nie posłuchać — wyjaśnił. Sam, mieszkając jeszcze z wujostwem, mógł pomarzyć o komórce i o słuchawkach. Widział tylko jak inne dzieciaki w jego wieku, pokazywały sobie nawzajem nowe gadżety, kiedy siedzieli na placu zabaw, albo w szkole. Dursleyowie prędzej zjedliby gruz, niż kupiliby mu cokolwiek, co mogłoby sprawić choć odrobinę radości.

— Nie mam. Są zaczarowane. Jak włożysz je do uszu, usłyszysz wciąż zapętloną, tą samą piosenkę — powiedział, wskazując mu ręką, by śmiało spróbował. Harry delikatnie i ostrożnie, włożył jedną słuchawkę do ucha, po czym przymknął powieki, wsłuchując się w melodię z niej płynącą. Kobiecy, miły głos i nostalgia, które idealnie ze sobą współgrały, zmuszając jego ciało do kołysania się w rytm piosenki.

— Oh, ładne — powiedział, nawet nie otwierając oczu. — Czemu akurat zapętliłeś tą piosenkę? — spytał. Wypity wcześniej alkohol powoli już z niego schodził. Nie lubił szumu, jaki panował w głowie po jego wypiciu. A sam fakt picia whiskey w towarzystwie Malfoya, w jego pokoju, słuchając nostalgicznej muzyki, dla kogoś z boku, mógłby wydać się abstrakcyjny. Dla Harry'ego również by był, gdyby ktoś powiedział mu dwa lata temu, że kiedyś będzie zachowywał się w ten sposób. Teraz, kiedy tak naprawdę, czuł się całkiem dobrze w towarzystwie Malfoya i odkrywał co
rusz jakieś nowe elementy, które dotyczyły etapu jego życia w mugolskiej wiosce, przyznawał się do tego, że były ślizgon fascynował go coraz bardziej, z każdym kolejnym dniem.

— To nie jakaś tam piosenka — oburzył się, a Harry w końcu pokusił się by otworzyć oczy i na niego spojrzeć. Malfoy właśnie zamykał okno jedną ręką, a w drugiej trzymał już swoją buteleczkę z wodą kolońską.

„Oh, na Merlina, on chyba nie zamierza tego rozpylić w tym ciasnym, zamkniętym pokoju?" Harry aż cały zadrżał na tą myśl.

— To Summertime Sadness, Lany Del Rey — powiedział z niespotykaną dumą w głosie. Harry nie był w stanie powstrzymać uśmiechu.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz