Rozdział 9

1.5K 117 24
                                    

Milutko mi, że jest was tu coraz więcej.

Malfoy nie wyglądał na kogoś, kto byłby zainteresowany otaczającymi go ludźmi, mimo że siedział w dość sporym oddaleniu od najbliższej grupki uczniów, którzy usadowili się na trawie.

Wyglądał za to na zrelaksowanego, albo na kogoś, kto chciałby, by inni właśnie tak myśleli. Oparty na dłoniach, wysunął twarz w kierunku słońca, przymykając powieki. Harry nawet z tej odległości widział, jak jego klatka piersiowa unosiła się miarowo i spokojnie. Nie mogąc oderwać wzroku od Malfoya, palcem wskazującym podsunął sobie okulary na nosie.

Miał wrażenie, że Malfoy jak na złość usiadł w linii ich pola widzenia i specjalnie rozpiął o dwa guziki za dużo, swojej idealnie wyprasowanej, białej koszuli. Albo może to był po prostu jego wymysł, podsunięty przez niesforny umysł, którego myśli wciąż krążyły niebezpiecznie wokół Deana i wspomnienia ich pijackiego pocałunku, który miał miejsce prawie dwa lata temu.

— Powinnismy się zbierać, jeśli chcemy zająć sobie lepsze miejsca na obronie. Podobno mamy dziś ćwiczyć pojedynki. — Hermiona już stała wyprostowana, gotowa ruszyć prosto do zamku.

— Myślę, że to czego uczymy się na tych zajęciach nie ma odniesienia w rzeczywistości — burknął Ron. — Większość tych osób nie musiała walczyć na wojnie, a przecież wiemy, że podczas niej nikt nie ma czasu na takie pierdoły jak cała ta estetyka, czy tam etyka czarodziejska. — Machnął ręką z lekceważeniem, nawet nie ruszając się z miejsca.

— Chyba nie chcesz opuścić kolejnych zajęć, Ron. — Pretensjonalny głos przyjaciółki sprawił, że obaj skrzywili się nieco.

Z lekkim ociąganiem, i równie niechętnym pomrukiem, Ron podniósł się z cichym jękiem na ustach.

— Ty nie idziesz, Harry? — spytał, patrząc z góry na przyjaciela. Harry musiał przysłonić sobie oczy ręką, by dojrzeć chłopaka, bo słońce tak mocno raziło go w twarz. Pokręcił głową, mając tylko nadzieję, że Hermiona w żaden sposób nie skomentuje jego skłonności do wagarowania.

— Posiedzę tu jeszcze chwilę. Dobrze zrobi mi świeże powietrze — powiedział, chcąc zabrzmieć przekonująco. Na jego szczęście, Ron i Hermiona, powstrzymali się od powiedzenia czegokolwiek na ten temat.

— W zasadzie, to ty mógłbyś więcej nauczyć tych ludzi z pojedynków, niż jakikolwiek profesor, który nie brał udziału w żadnej bitwie. — Ron chyba chciał go tym przekonać, by jednak zmienił zdanie, ale Harry nawet nie drgnął ze swojego miejsca.

Nie miał ochoty na uczestnictwo w tych zajęciach, nie tylko z tego powodu, o którym wspomniał Ron. Choć była to prawda, że w teorii pojedynki miały odbywać się całkiem inaczej, z zachowaniem tych wszystkich, nikomu niepotrzebnych zasad. Jednak wojna rządziła się własnymi prawami, o czym doskonale przekonali się ponad rok temu, kiedy przyszło im stoczyć prawdziwe pojedynki. W chaosie rzucanych zaklęć, panice i strachu, nie było czasu na myślenie o głupiej etyce. Poza tym była jeszcze kwestia tego, że podczas zajęć z obrony, wszyscy oczekiwali od niego jakiś przemyślanych, złotych rad, które mogłyby pomóc w nauce. Nawet profesor, prowadzący zajęcia, przez całą lekcje maltretował go wzrokiem, czekając na komentarz, co do metod jakie on polecał stosować podczas pojedynków. A Harry nie czuł się kompetentny, by komukolwiek, cokolwiek doradzać, a już na pewno nie w tak ważnej sprawie jak pojedynek.

Jego zdaniem, tego nie można było się nauczyć, wykuć na pamięć, ani przygotować tak, by wiedzieć, że podczas faktycznego starcia, zastosuje się całą technikę, której nauczyło się podczas jednych zajęć w szkole.

— W takim razie, widzimy się na obiedzie — powiedziała Hermiona, ciągnąc Rona za rękaw bluzy w stronę drogi do zamku. Reszta z uczniów, siedzących na błoniach też zaczynała się powoli zbierać. Harry odprowadził przyjaciół wzrokiem, do momentu, w którym nie zniknęli mu z oczu, przez co musiał oderwać spojrzenie od Malfoya, na którym do tej pory, skupiona była cała jego uwaga.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz