Rozdział 16

1.4K 102 21
                                    

Tak, wiem, że jesteście spragnieni przyjemnych chwil naszej ulubionej dwójki.

Tak, sala zdecydowanie wyglądała jeszcze gorzej niż podczas jego pierwszych zajęć eliksirów, kiedy kociołki prawie wszystkich uczniów, eksplodowały aż po sam sufit. Gdyby mieli ze sobą różdżki, uwinęliby się z tym w dwie minuty, jednak perspektywa sprzątania tego bałaganu gołymi rękami, napawała go wewnętrznym niepokojem.

Spojrzał na Malfoya, który tylko oparł się plecami o drzwi i tak jak on, wpatrywał się w ten cały burdel. Kleista maź pokrywała prawie każdy stolik oraz podłogę pod nim. Sufit na szczęście był cały, ale okna, jak i ściany również spływały zielonkawą, gęstą substancją.

— Uh, i czym my mamy to sprzątać — jęknął pod nosem, nie wyobrażając sobie, by bez wody i jakiejkolwiek gąbki, pozbyć się tego całego brudu. Poza tym nawet nie wiedzieli czym była maź, ani co zawierała. Przecież mogli się oparzyć, albo dostać od niej wysypki.

— W składziku są środki do czyszczenia — powiedział Malfoy, odbijając się od drzwi i przechodząc przez salę, ostrożnie uważając by nie wdepnąć w kleistą plamę.

— Składziku? Pierwsze słyszę — burknął, podążając za chłopakiem. Nie spodziewał się po nim takiej obojętności i spokoju w podejściu do sprzątania, i to całkiem gruntownego. Malfoy, którego znał wcześniej, na pewno nie zgodziłby się na coś takiego. Ani nie dotknąłby miotły, czy ścierki.

— Zdarzało mi się już miewać szlabany u Snape'a — wyjaśnił, otwierając wąskie drzwiczki, ukryte w ścianie na tyłach klasy.
Przez tyle lat zajęć, Harry nigdy ich nie zauważył. — Chociaż zawsze zostawiał moją różdżkę w spokoju — dodał po chwili. — No i ta sala jest odzwierciedleniem tej z lochów, więc byłbym zaskoczony, gdyby składzik był gdzie indziej.

Dokładnie. Harry'emu jakoś nie mieściło się w głowie by Snape, pozwolił swojemu pupilkowi ze Slytherinu babrać się w jakimś brudzie, odbierając mu możliwość wykorzystania do sprzątania, magii. Powstrzymał się jednak od komentarza, widząc jak Malfoy sprawnym ruchem sięga po wiaderko.

Musiał zamrugać kilka razy, by dokładnie zapamiętać moment, w którym widział Draco Malfoya z wiaderkiem w jednej ręce, i gąbką w drugiej.

— Pójdę nalać wody, ty weź miotle i spróbuj pozgarniać nią tą maź w jedno miejsce, tak będzie szybciej — powiedział, a Harry nawet nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Kiedy zadał sobie pytanie, czy Malfoy był w stanie go czymś jeszcze zaskoczyć. Teraz znał odpowiedź. Tak, zdecydowanie tak. Zaskakiwał go na każdym kroku.

Zanurkował nosem w składziku, szukając wskazanej miotły. Stała oparta o ścianę w samym kącie. Musiał się nieco nagimnastykować, żeby wyciągnąć ją i nie dostać przy tym drewnianym kijem, prosto w twarz, który w jakiś niefortunny sposób zahaczył o drabinę, tym samym próbując go zabić, kiedy cudem wyszarpnął go z uwięzi. Wyskoczył ze schowka jak oparzony, dysząc ciężko po walce stoczonej z miotłą.

— Potter? — Głos Malfoya dochodził z samego początku klasy, gdzie znajdował się zlew. Harry obejrzał się na niego i poczuł, że zrobił się jeszcze bardziej czerwony na twarzy, gapiąc się na w pół rozebranego chłopaka, stojącego po środku klasy, z wiaderkiem pełnym wody u stóp.

— Co robisz? — wydyszał ciężko, ledwo panując nad oddechem. Koszula Malfoya była rozpięta, jednak wciąż trzymała się na ramionach. Do tej pory jego myśli nie zachodziły tak daleko, by krążyć wokół tego, co Malfoy skrywał pod ubraniem. Choć wiele razy korciło go, by wsunąć ręce pod jego koszulę, nigdy nie posunął się dalej, niż przejechanie palcem po odsłoniętym obojczyku. W momencie zapragnął, dotknąć tej idealnie gładkiej skóry na jego piersi, oraz przejechać palcem wzdłuż krawędzi biodra.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz