Rozdział 5

1.6K 110 42
                                    

— Potter, tumanie. Musisz najpierw wypuścić powietrze z płuc, żeby coś do nich nabrać. — Malfoy już od kilku dobrych minut miał niezły ubaw z chłopaka.

Siedzieli na chłodnej, kamiennej podłodze na wieży astronomicznej, opierając się plecami o jej murek. Harry zdjął swoją bluzę i podłożył ją sobie pod pośladki, mając nadzieję, że choć odrobinę odgrodzi się od zimna, bijącego z podłogi. Już po raz kolejny próbował nabrać do płuc haust dymu, ale kończyło się to tak samo, jak za każdym razem. Czyli duszącym kaszlem i spazmatycznym łapaniem oddechu. Gardło powoli zaczynało go piec, podrażnione ostrym tytoniem.

— Łatwo ci mówić — mruknął, obracając żarzącego się papierosa między palcami. — Dlaczego nie zaprzeczyłeś, kiedy McMillan stwierdził, że dałeś mi ściągać? — spytał, ale Malfoy tylko wzruszył ramionami, wypuszczając z ust obłoczek szarego dymu.

— Czy to by coś zmieniło? I tak sądziłby, że ci podpowiedziałem — mruknął. Malfoy sprzed dwóch lat, nigdy nie podszedłby do takiej sprawy tak obojętnie. Harry poczuł się dziwnie, przez swoją chęć rywalizacji z byłym ślizgonem, która zagościła w jego sercu poprzedniego wieczoru. Pchany jej siłą, pisał esej prawie przez całą noc, a kiedy okazało się, że jego zapał na nic się zdał, opadł z sił, a złość została zastąpiona przez rezygnację i bezsens.

Dawna rywalizacja była o wiele bardziej ekscytująca i dostarczała więcej adrenaliny. Teraz, tylko przez chwilę sprawiła, że Harry poczuł się jak wcześniej. Wszystko wyglądało inaczej. Szkoła zdawała się być bez zmian, nie licząc nowo odbudowanych części zamku. Jednak mimo to, Harry czuł się dziwnie, chodząc korytarzami Hogwartu, bez swojej szaty Gryffinforu. Sądził, że powrót do tego, co kiedyś dostarczało mu tyle emocji, mógł okazać się zbawienny i pomóc mu dostosować się do nowej rzeczywistości.

— Poza tym, tylko ty i ja napisaliśmy o tych roślinach, o które chodziło McMillanowi — powiedział, odchylając nieco głowę do tylu, tym samym eksponując swoją szyję.

— Skąd wiesz? — zdziwił się. Był przekonany, że Hemiona również musiała wpaść na dobry trop.

— Jestem dobry w dedukcji, Potter — mruknął, i ponownie zaciągnął się papierosem. — Od razu założył, że to ja dałem ci ściągać, a nie na przykład Granger. A skoro nawet ona nie wpadła na pomysł, o jakie rośliny paraliżujące mu chodziło, zakładam, że reszta klasy tym bardziej. — Harry spojrzał na niego uważnie z lekko uniesioną, jedną brwią.

— Jesteś dobrym obserwatorem — skwitował, spoglądając na swojego papierosa z niechęcią.

— Tylko to mi zostało — szepnął, ucinając na moment rozmowę. Harry odwrócił wzrok od Malfoya, starając się ignorować połyskujące perły na jego szyi. Może przyjdzie jeszcze dogodny moment, by mógł o nie zapytać. Teraz jednak czuł, że po wcześniejszej złości i aktualnym maraźmie, nie miał siły ani chęci do skomentowania jego naszyjnika w żaden sposób.

— Myślałem, że nie zależy ci na zajęciach i ocenach — powiedział beznamiętnym tonem. Po głowie walało mu się wiele pytań do Malfoya. Szczególnie takich, które dotyczyły jego zamiłowania do mugolskich używek, oraz wiedzy o roślinach mugolskiego pochodzenia.

— Zależy mi na egzaminach końcowych, Potter, a gdybys nie wiedział, jakbym miał same „T", albo „N" jak ty pod koniec semestru, nikt by mnie do nich nie dopuścił.

— Brzmi logicznie — stwierdził. I ponownie między nimi zapadła cisza. Mimo wszystko Harry nie czuł się niezręcznie. Wręcz przeciwnie, cisza z Malfoyem była całkiem przyjemna, czego jeszcze dwa lata temu nie mógłby powiedzieć. Papieros w jego dłoni zgasł, zostawiajac po sobie jedynie wieżyczkę z popiołu. Draco już dawno pozbył się swojego peta i teraz siedzieli obok siebie, bez żadnego celu w dalszym trwaniu w swoim towarzystwie.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz