Rozdział 18

1.4K 120 31
                                    

Trwali w bezruchu przez kilka długich sekund. Po tym jak Harry prawie udusił się, próbując wykaszleć własne płuca, papieros zgasł w jego dłoni. Druga zaś ręka wciąż spoczywała na policzku chłopaka i choć cisza, która zapadła między nimi stawała się coraz cięższa i bardziej niekomfortowa, żaden nawet nie próbował się odezwać.

Harry starał się przetworzyć w myślach jego słowa, ale żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. Malfoy go okłamał i nic nie mogło zmienić tego faktu. Mimo to nie czuł złości, jakiej raczej się spodziewał. Był bardziej zagubiony i po raz pierwszy nie wiedział, co powinien powiedzieć w tej sytuacji. Malfoy nie wyglądał na takiego, który potrzebowałby teraz jakiegokolwiek słowa litości.

Dlaczego kłamał? To pytanie nie mogło wyjść mu z głowy. Jego ciepły policzek, spoczywający w jego dłoni, był taki realny. W przeciwieństwie do słów, którymi karmił go przez ostatnie tygodnie. W takim razie, czy wszystko, co opowiedział mu o swoim pobycie we Francji, również było kłamstwem? Harry wpatrywał się w jego spokojną twarz, bojąc się wykonać gwałtowniejszy ruch, by nie zaburzyć tej chwili. Choć jego ciekawość korciła go, by zasypać chłopaka milionem pytań, oraz zrobić mu wyrzuty co do tego, że został przez niego perfidnie okłamany, to żaden, nawet najmniejszy dźwięk nie był w stanie opuścić jego ust. Drgnięcie jego kciuka, zaskoczyło tak samo jego jak i Malfoya, który uchylił powieki, kiedy Harry przejechał palcem po jego miękkiej skórze na twarzy. Przez moment patrzyli na siebie, a potem Malfoy odwrócił wzrok, jakby nie mógł dłużej znieść jego wyczekującego wzroku.

— Draco — szepnął Harry, a imię chłopaka w jego ustach zabrzmiało tak, jakby od samego początku były one stworzone, do wypowiadania tego jednego słowa. Malfoy znów na niego spojrzał. Nawet nie wydawał się zbyt zaskoczony tym, że Harry zwrócił się do niego po imieniu w tak łagodny i subtelny sposób. — Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić — powiedział cicho. Mimo, że aż rozpierało go od środka, postanowił dać Malfoyowi tyle przestrzeni ile ten potrzebował. Przez ten cały czas, który spędził od zakończenia wojny sam, w swoim pokoju na Grimmuald Płace zaczął doceniać własną prywatność i przestrzeń, jakiej wcześniej nie posiadał. I choć jego gryfońska natura odzywała się w najmniej potrzebnych momentach, takich jak ten, starał się ją okiełznać.

— Gdzie podział się stary Potter? — mruknął, a kiedy ich spojrzenia na nowo się spotkały, Harry miał wrażenie, że w oczach byłego ślizgona przeskoczyły dwie prawie niewidoczne, iskierki.

— Zginął dwa lata temu — odpowiedział bez namysłu. Mimo że nigdy nie powiedział nikomu nic podobnego, te słowa wyrażały dokładnie to, co myślał. Stary Harry Potter, człowiek sprzed czasu wojny, był kimś innym. Teraz dla niego - obcą osobą. Życie toczyło się dalej, ale dla Harry'ego, zatrzymało się w miejscu dwa lata temu, ponieważ kiedy wojna się skończyła, nic nie było takie samo jak wcześniej.

— Tak? A myślałem, że uratował Magiczny Świat, przed strasznym Czarnym Panem?
A może po prostu, coś obiło mi się o uszy — powiedział i podpierając się na łokciach, podsunął się nieco wyżej, opierając czoło o pierś Harry'ego, tym samym pozostawiając jego dłoń pustą.

— To był ktoś inny — szepnął, a jego ręka powędrowała prosto na szyję chłopaka. Palce Harry'ego wkradły się w jego krótkie włosy i spoczęły na głowie, przytrzymując ją przy swojej piersi.

Nie byli już sobą, nie byli tymi samymi ludźmi co kiedyś, i choć wiedział o tym od razu, kiedy tylko wrócili do Hogwartu, to świadomość ta, teraz uderzyła go ponownie tylko ze zdwojoną siłą.

— Nie było Calvina, ani mugolskiej rodziny. Byłem tylko ja i matka — odezwał się nagle, a Harry poczuł jak ciało w niego wtulone lekko zadrżało.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz