Rozdział 4

1.8K 113 44
                                    

Z racji, że weekend dobiega końca, macie na pocieszenie :(

Harry już od dwóch godzin leżał bezczynnie na łóżku, a obok wciąż walały się dwie, grube książki, które przyniósł ze sobą z biblioteki, mając nadzieję, że we własnym pokoju, będzie mu łatwiej cokolwiek napisać. Esej jednak pozostawał w takim samym stanie, jak zostawił go jeszcze wtedy, gdy razem z Ronem próbowali znaleźć w książkach coś przydatnego odnośnie eliksirów paraliżujących.

Sądził, że rozmowa z Malfoyem nieco go uspokoi, i pozwoli skupić myśli na napisaniu eseju. Jednak po spotkaniu z byłym ślizgonem, z uczuciem spalenizny w ustach i z piekącymi płucami, jego umysł był pełen sprzeczności jakie krążyły wokół Malfoya, odkąd ten wrócił do Hogwartu razem z innymi.

Jego dziwna obietnica ponownego spotkania, mogła wcale nią nie być, a Harry nad wyraz interpretował słowa „rozmowa na inny czas, Potter", ale tak bardzo pragnął poznać powód, dla którego Malfoy palił mugolskie papierosy, oraz stosował wodę po goleniu, a nie zwykłe perfumy, że to nie pozwalało mu usiedzieć w jednym miejscu i zająć się pracą domową.

***

Kiedy szybkim krokiem szedł w kierunku kuchni, z zamiarem sprawdzenia, czy po tym jak Malfoy tam zawitał, cokolwiek zostało z kolacji, zaczął żałować, że wcześniej gdy postanowił posiedzieć na chłodzie, nie ubrał się cieplej. W nosie wierciło go coraz bardziej, i wiedział już, że następnego dnia obudzi się z katarem.

Na szczęście kuchnia nie była daleko, wystarczyło po prostu zejść dwa piętra niżej schodami, prowadzącymi bezpośrednio ze Skrzydła Szpitalnego. Dochodziła już dziewiąta wieczorem, i o tej porze nie powinno już nikogo tam być. Harry nie miał ochoty na pogawędkę ze skrzatami domowymi, ani z nikim innym.

Westchnął pod nosem, widząc siedzącą na blacie kuchennym Lunę Lovegood, która dwa dni temu zjawiła się w Hogwarcie, jak zwykle spóźniona. Nie zdarzyło im się jeszcze porozmawiać. Od dwóch lat, po zakończeniu wojny widzieli się tylko kilka razy, a podczas tych spotkań, były omawiane raczej dalsze działania Zakonu i wszystkie inne, istotne sprawy, które dla Harry'ego powoli stawały się mniej ważne niż powinny.

I czuł przez to ogromne wyrzuty sumienia, ale nie potrafił poradzić nic na to, że nagła sława, wywiady, oraz sesje zdjęciowe przytłoczyły go tak bardzo, że najchętniej zaszyłby się na jakimś pustkowiu i nie wyściubiał nosa z domu.

— Hej, Harry. — Luna spojrzała na niego, zatrzymując w pół drogi dłoń, zmierzającą do ust, w której trzymała ciasteczko. Ramieniem zaś przytrzymywała sobie słoik, zapewne pełen takich samych słodkości. — Zauważyłeś, że w tym roku, dają nam zdecydowanie mniejsze kolacje? — spytała, a Harry w tym samym czasie zamknął za sobą drzwi kuchni, by nikt nie zainteresował się tym, że dwoje uczniów przebywa w niej tak późno.

— W zasadzie nie miałem jeszcze okazji. Nie chodzę na kolacje — mruknął zakłopotany, a Luna spojrzała na niego zdziwiona.

— To tak jak Draco, spotkałam go tutaj dwie, albo trzy godziny temu — powiedziała niewzruszona i skupiła się na ciastku.

— Oh, Malfoya? — spytał głupio, choć przecież wiedział, o kogo chodziło Lunie. W tej szkole nie było innego ucznia, który nazywałby się tak samo jak on. A gdyby tak było, Malfoy z pewnością zmusiłby go do zmiany imienia, i to niekoniecznie po dobroci.

— A znasz innego? — spytała, wyciągając w jego stronę słoik. Harry podszedł bliżej, ale Luna w tym samym momencie cofnęła rękę, marszcząc brwi i spoglądając na niebo badawczo. — Dziwnie pachniesz. Nie wiedziałam, że palisz — mruknęła, a Harry'ego aż zmroziło. Po pierwsze dlatego, że minęło już kilka godzin, odkąd spędził trochę czasu z Malfoyem, palącym przy nim. I to na świeżym powietrzu! A po drugie dlatego, że Luna znała zapach, jaki towarzyszył mugolskim papierosom.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz