Rozdział 7

1.4K 105 13
                                    

Wiatr był o wiele silniejszy niż się spodziewali. Ciężko było zapanować nad miotłą, nie mówiąc już o poprawnym trafieniu kaflem w bramkę. Harry naprawdę starał się być dobrym obrońcą, ale kogo tak naprawdę chciał oszukać? Bycie szukającym szło mu najlepiej.

Ron za to obronił prawie każdy jego atak kaflem, a kiedy akurat Harry'emu udało się trafić w bramkę, przyjaciel zwalał to na nagły podmuch wiatru. Na zewnątrz było ciemno, ale boisko było oświetlane przez magiczne płomienie, które zapalały się, kiedy ktoś na nie wchodził. Harry miał tylko nadzieję, że McGonagall, nie dowie się o ich wybryku i przymknie oko na to, że ktoś postanowił poćwiczyć wieczorem na boisku.

Dziki okrzyk wydarł się z gardła Rona, który ponownie trafił w jego bramkę, zdobywając już ostatni punkt. Harry czuł jak ręce zdrętwiały mu z zimna, i mocnego zaciskania na trzonie miotły, by utrzymać równowagę w walce z porywistym wiatrem. Kiedy w końcu poczuł grunt pod nogami, odetchnął z ulgą, ale też zatrząsł się z zimna.

— To co, idziemy pod prysznic? — spytał Ron, lądując obok niego. Mimo chłodu, z końcówek włosów chłopaka kapał pot, a Harry podejrzewał, że jego zapach był już bliski temu, który sam wydzielał.

— Tutaj? Masz łazienkę w swoim pokoju — powiedział zdziwiony. Wspomnienie wspólnych pryszniców w szatni zawodników, ponownie nawiedziło jego umysł. Wzdrygnął się na samą myśl o tym, że po każdym meczu, musiał zwlekać w szatni tak długo, by wejść pod prysznic jako ostatni, licząc na to, że większość chłopaków kończyła już mycie się.

— To był twój pomysł, żeby tu przyjść. Zanim dojdziemy do szkoły, spoceni przemarzniemy do kości — jęknął Ron. — Chodź. Nie chcę tu zostać sam. Kiedy szatnie są puste, jakoś tu strasznie — powiedział i nie czekając na Harry'ego, ruszył w kierunku boksów. Chłopak jęknął tylko pod nosem. Nawet nie zdążył wytłumaczyć Ronowi, że jeśli miał się przeziębić, już to zrobił, bo wiatr przecież przez cały czas ich owiewał. Zrezygnowany ruszył za przyjacielem, i jakie było jego zdziwienie, kiedy zaraz po wejściu do szatni, zauważył, że i one uległy zmianom, od czasów, kiedy korzystali z nich przed, jak i po meczach. Szafki zamykane na klucz, oraz ławki pod ścianami były całkiem nowe i pojawiły się również drzwi odgradzające prysznice od reszty boksu.

— Super, szkoda, że za naszych czasów pachniało tu zgnilizną, a na ścianach widać było grzyb — mruknął Ron, omiatając wzrokiem pomieszczenie.

— Grzyba podobno nie pozbywali się z uwagi na to, że był potrzebny pani Pomfrey do tworzenia eliksirów leczniczych. — Harry'emu przypomniało się, że kiedyś Hermiona o tym wspominała.

— Szkoda, że leczono uczniów kosztem zdrowia zawodników drużyn Quidditcha. — Ron z zachwytem podszedł do szafek i palcem przejechał po ich drzwiczkach.

— Może cię to pocieszy, ale Slytherin również miał grzyba w szatni — zaśmiał się, ale przyjaciel spojrzał na niego dziwnie. — Nie pytaj skąd wiem — dodał w pośpiechu, całkowicie zapominając, że Ron nie miał pojęcia o jego pomyłce sprzed trzech lat, kiedy po jednym z meczy z drużyną Slytherinu, pomylił wejścia do szatni, i wlazł prosto w wiwatujące gniazdo węży, które aż kipiało z radości, z powodu wygranego meczu z Gryfonami.

Do tego stopnia, że latali po całej szatni nago, śmiejąc się i klepiąc po plecach. A Harry tak szybko jak, zorientował się, że pomylił szatnie, tak wybiegł z niej, próbując wygonić z umysłu obraz nagiej drużyny Slytherinu. Po drodze jednak, zdezorientowany musiał wpaść na ścianę, stąd pamiętał, że w szatni panował grzyb.

— Patrz, Harry! — Krzyk Rona dobiegał z drugiego pomieszczenia. Nawet nie zauważył, kiedy chłopak zniknął mu sprzed oczu. Szybko przeszedł przez szatnie i zobaczył, że prysznice również wyglądały inaczej. Zdecydowanie lepiej, bo każdy z nich oddzielony był od siebie drewnianą zasłoną z każdej strony, tak że można było swobodnie odgrodzić się od spojrzeń innych, oraz powstrzymać własną słabość zerkania w bok.

Kolońska i szlugi • Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz