Rozdział 6

135 6 1
                                    

Nie rozumiałam właściwie dlaczego robił to, co robił. Pomagał mi za każdym razem mimo, że nie przepadamy za sobą. Było to dla mnie zagadką. Może i pomoc, jaką dostaje od niego jest normalna. Myślę, że każdy na pewno by tak pomyślał. Jednak gdy zdarza ci się to od tak dawna i nikt nigdy ci nie pomógł jest to bardzo zastanawiające.

Dlaczego to on? A może dlaczego to ja?

Tym razem pakowałam się o wiele dłużej niż zazwyczaj. Do momentu aż zostałam sama w klasie. No może nie sama...

Szatyn pakował dwa razy wolniej swoje rzeczy i mierzył wzrokiem wychodzącego blondyna. Spojrzał w moją stronę, przez co podniosłam się w ułamku sekundy i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.

— Aloro. — miałam już przekroczyć próg drzwi, gdy usłyszałam głos nauczycielki. — Kochana, leci ci krew z nosa. — dodała zatroskanym głosem. — Podejdź do mnie, kochanie.

Cała zesztywniałam. Przyłożyłam szybko dwa palce nad ustami, tuż pod nosem. Trzęsącymi się rękoma spojrzałam, na krew będącą na moich palcach. Zrobiło mi się słabo.

Zostałam obrócona przez nauczycielkę. Spojrzałam w jej zmartwione oczy, które wyrażały samą troskę. Obróciła się i podeszła do swojej torebki, wyciągając z niej chusteczki.

I w tym momencie spojrzałam na Keresa. Stał dalej przy swojej ławce i patrzył na mnie twardym spojrzeniem. Miał zaciśniętą szczękę i płytko oddychał. Nie chciałam żeby na mnie patrzył, czułam się skrępowana. Jakby słysząc moje słowa, spuścił wzrok na podłogę i zacisnął usta w cienką linię. Często to robił. Miałam wrażenie, że aż za często.

Nauczycielka podeszła do mnie w szybkim tempie i przyłożyła mi chusteczkę do nosa, którą złapałam odrazu cichym podziękowaniem. Rozejrzała się po klasy i zauważając stojącego na końcu sali Alastora. — Alastorze, proszę zaprowadź Alorę do pielęgniarki. — poprosiła.

Denerwowało mnie to, iż za każdym razem był gdzieś obok. Naprawdę nie wiem, czy mam mu płacić za pilnowanie mnie, ale dosłownie tak to wyglądało. Zawsze gdzieś był w pobliżu.

Szatyn, nic nie mówiąc ruszył w moim kierunku, wbijając wzrok w otwarte drzwi. Minął mnie, nawet na mnie nie spoglądając, a do moich nozdrzy dotarł jego przyjemny zapach.

Ruszyłam odrazu za nim, żegnając się z nauczycielką. Szedł szybkim tempem, przez co ledwo go doganiałam. Również szybko chodziłam, jednakże teraz czułam się jakbym miała zemdleć.

— Możesz zwolnić? Słabo się... — przerwałam, czując, że kręci mi się w głowie.

Natychmiast się zatrzymał i obrócił w moją stronę. Podszedł do mnie w dwóch krokach. Był ode mnie jakieś piętnaście centymetrów wyższy, w wyniku czego czułam się przy nim niska.

Wciągnęłam głęboko powietrze i pomrugałam kilkukrotnie, bo obraz przede mną jakby się rozmazywał.

— Nie musisz mi pomagać — spojrzałam na niego i wtedy zdałam sobie sprawę, że był blisko.

— Nie chcę potem odpowiadać za czyjąś śmierć. — skanował moją twarz swoimi wielkimi tęczówkami. Do dziś zastanawiam się czy może nosi soczewki, bo zieleń jego oczu jest wręcz nierealna.

— Odpowiadać za moją śmierć, bo odejdziesz? — uniosłam brew.

— Owszem. — wyprostował się.

Prychnęłam i wyminęłam go, idąc prosto do drzwi pielęgniarki. Złapałam za klamkę, po czym chciałam już wejść, lecz obróciłam się i spojrzałam na chłopaka, który stał nadal w tym samym miejscu.

Green DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz