Rozdział 41

76 3 5
                                    

Alora, nie wiem co tak naprawdę napisać. Przeprosiny nic tutaj nie będą znaczyć, bo nic nie naprawi tego, że okłamywałem ciebie przez tyle czasu. Jednak przepraszam cię, córeczko. Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Przekładałem to każdego dnia. Pragnąłem byś wiedziała, jednak z dnia na dzień byłaś coraz szczęśliwsza.  Nie mogłem tego zepsuć. Po prostu nie mogłem. Pamiętam, jakim byłaś dzieckiem. Zawsze miałaś dobre serduszko. Z mamą wiedzieliśmy, że wychowujemy skarb. Jeśli to czytasz oznacza, że nie żyje, a mój lekarz przekazał ci ten list, który napisałem już cztery miesiące temu. W dniu, w którym oznajmił mi, że nie ma szansy na uleczenie. Tak naprawdę każdego dnia przez myśl przechodziło mi, że mogę już następnego ranka się nie obudzić. Prawda była taka, że pragnąłem tego, Alorka. Po śmierci Jude nie byłem w stanie już żyć. Wydaje mi się, że życie nagrodziło mnie tym nowotworem, bo sam nie potrafiłbym zakończyć swojego życia. Jednak pragnąłem żyć. Pragnąłem żyć dla ciebie, dla mojego największego skarba. Nadal chodzisz do parku, prawda? Więc pewnie zauważyłaś wyryte na drzewie inicjały. Ja je zrobiłem. Zrobiłem je, gdy zdałem sobie sprawę, że umrę. Chciałem żebyś pamiętała również o mnie, chodząc tam. Przepraszam, że ciebie zostawiłem, ale nie jest to zależne ode mnie. Niektóre rzeczy w naszym życiu nie jesteśmy w stanie napisać samemu. Czasem los już ma dla nas jakieś konkretne plany. Żyj dla mnie szczęśliwie. I przepraszam, że straciłeś tym razem mnie.
Kocham cię.
Tata

Z mojej dłoni wyleciała kartka. Zaczęłam dusić się łzami. Czułam, że nie mogę oddychać.

Nagle poczułam ramiona oplatające moje ciało. Starałam się ile sił, by złapać oddech, jednak atak nie ustępował. Dusiłam się własnym powietrzem.

Otworzyłam powieki, czując dłonie na moich policzkach. Ujrzałam najpiękniejsze tęczówki, które w tym momencie były mi tak bardzo potrzebne.

— Aniołku. — wyszeptał zielonooki, a ja uspokoiłam swój oddech. Był tu przy mnie. Przynajmniej on był.

                               ***

Minęło kilkanaście dni. Kilkanaście dni od śmierci taty, jak i od jego pogrzebu. Nadal nie mogłam się pozbierać. Na zakończenie roku nawet nie przyszłam.

Siedziałam właśnie w swoim pokoju. Obok mnie leżał Fighter. Robił to każdego dnia. Chodził za mną i nie ustępować na ani sekundę. Musiał czuć,
że cierpię.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Skierowałam się powolnym krokiem na dół, a moim oczom ukazał się pusty dom. Bez nikogo. Bez taty.

Uchyliłam drzwi. Ujrzałam Alastora. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego ciepłe ciało.

— Mam prośbę. — szepnęłam w jego klatkę piersiową.

— Co tylko zechcesz. — odpowiedział odrazu.

— Spraw bym zapomniała. — uniosłam głowę, by złapać z nim kontakt wzrokowy. Gdy to zrobiłam szepnęłam: — Chociaż na chwilę.

Pragnęłam zapomnieć o całym świecie. Zapomnieć o bólu, jakie czuję w środku i które rozrywa moje ciało. Mam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy na głowie, by przyćmić chociaż na chwilę ból psychiczny. Czuję zarazem tak wielką złość, ale zarazem wielką pustkę. Nie wiem co zrobić ze sobą. Jest mi tak ciężko.

Usiadłam na motocykl chłopaka. Wtuliłam się w jego ciało, a ten ruszył.

Tak bardzo cieszyłam się, że był przy mnie. Tylko Alastor i Moe mi pozostali. Tylko oni.

Po około dwudziestu minutach wjechaliśmy na jakąś wielką polane. Nie znałam tego miejsca. Mieszkałam tutaj od urodzenia, a pierwszy raz moim oczom ukazało się to miejsce.

Green DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz