Rozdział 30

92 2 1
                                    

Był to już ostatni dzień naszej cudownej wycieczki. Czy byłam podekscytowana? Ogromnie. Chciałam poczuć znów moje mięciutkie łóżeczko, w którym śpi mi się najlepiej.

Ta wycieczka była naprawdę w jakimś stopniu ciekawa. Tak, działo się tutaj wiele rzeczy. Doszło do czegoś, czego nigdy nie spodziewałam się, że dojdzie. Pocałunek. Czy byłam tym faktem załamana? Tak. Nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy osobnika z zielonymi tęczówkami. Nie wiem o co chodzi, ale nadal czuję smak mięty z jego ust i jego miękkie usta, które tak delikatnie muskały moje. Czułam w środku ciężkość. Miałam wrażenie, że płuca mam wypełnione cegłami.

Zapewne on nic sobie z tego wszystkiego nie robi. Zabawił się moimi uczuciami i ma zapewne z tego satysfakcję. Dlaczego byłam taka głupia? Tak bardzo był nieznośny, a ja oddałam ten cholerny pocałunek. Dlaczego to zrobiłam? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Spojrzałam się w swoje własne odbicie, w którym zobaczyłam znów dawną wersję siebie. Smutne oczy, blada twarz. Nie byłam z tej wersji siebie dumna. Wydaje mi się, że moją duszę w jakimś stopniu uratowała Moe. Była dla mnie tak bardzo dobra. Tak bardzo się dogadywałyśmy. Tak bardzo się wspierałyśmy. To było cudowne mieć taką osobę. Tak bardzo pokochałam tę dziewczynę.

Wyszłyśmy z dziewczynami z domku, by znów usłyszeć o jakimś beznadziejnym pomyśle.

— O i są dziewczyny. — klasnął w dłonie organizator. — Dzisiaj przygotowałem coś, co wydaje mi się, że każdy pragnął. Z racji, iż jest to wasz ostatni dzień, a jutro zawitacie już w domach to mam pewną propozycję. — spojrzał na wszystkich po kolei, jednak nie otrzymując żadnej pozytywnej emocji, kontynuował. — Dzisiaj macie wolne. Możecie robić wszystko co zechcecie, a nawet pójść na jakąś imprezę w mieście. Jednak macie limit czasowy. Dokładnie o drugiej w nocy macie już być w swoich domkach. — wskazał dłonią na zegarek na swojej lewej ręce. — Będzie to sprawdzane, więc pilnujcie się.

W jakimś stopniu mi ulżyło. Wreszcie jakiś dzień wolny, a nie jakieś atrakcje, przez które moje fobie społeczne dostają fobii.

Spojrzałam na Moe u mojego boku, a ta posłała mi cwany uśmieszek. Pokręciłam głową. Domyślałam się, co siedzi w jej głowie.

— No to teraz zapraszam was na śniadanie, a później róbcie co chcecie. — wszyscy ruszyliśmy za organizatorem.

Mieliłam w ustach jabłko i patrzyłam na podekscytowaną Moe, która żwawo opowiadała o planach na dziś.

— Okej i po zakupach pójdziemy do największego klubu w tym mieście! — wykrzyknęła praktycznie za głośno, bo większość par oczu skierowały się w naszą stronę.

Pokręciłam głową rozbawiona. Moe była ogromny ekstrawertykiem i uwielbiała imprezy. Ja miałam sceptyczne nastawienie. W jakimś stopniu polubiłam to, jednakże poczułam zmęczenie przez myśl o ściskających się ludziach w jednym pomieszczeniu.

Już nie słuchając Moe, zerknęłam na stolik zielonookiego. Jego koledzy dosłownie wyglądali, jak podekscytowana Moe, a ten jedynie z obojętnym wyrazem twarzy obracał szklankę w swoich dłoniach, na której zawiesił wzrok.

Chyba nie podobał mu się ten pomysł. Z tego co mówiła Moe, reszta również chce iść do tego klubu. Rozmyślałam, by zostać w domu, lecz chłopak, na którym zawieszam wzrok zapewne pójdzie.

                               ***

Dochodziła już dwudziesta pierwsza. Razem z Moe dokańczałyśmy swój makijaż. Pomalowałyśmy się dosyć mocno, by mieć pewność, że wpuszczą nas do pobliskiego klubu. Niestety to nie było San Diego, więc patrząc w lustro westchnęłam, widząc inne odbicie niż dotychczas widziałam.

Green DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz