ROZDZIAŁ 3

85 3 0
                                    

Rozgrzewałam się przed sparingiem z Alexem, patrzyłam na tych wszystkich facetów na sterydach, testosteron wisiał w powietrzu klimatyzowanego pomieszczenia. Naprawdę zazdrościłam im tego, że byli mężczyznami. Nie musieli się stroić na te wszystkie przyjęcia rodzinne, czy też biznesowe. Wystarczało im parę garniturów żeby je tylko zmieniać i luźny strój, a kobieta... Kobieta musi się dobrze ubrać, wymalować, być wiecznie świeżą i najlepiej delikatną.

Męski świat nie był dla dzieci ani delikatnych kobiet, ja taką nie byłam dlatego dobrze żyło mi się w tym gronie. Nie bałam się niczego, nie raz otarłam się o śmierć. Wychowali mnie na żołnierza i właśnie nim się stałam. Stałam się też uwodząca bronią dla mężczyzn, przydawało się to w niektórych momentach, gdy wywabialiśmy jakiegoś paskudnego w duszy człowieka. Też byłam zepsuta pod każdym względem. Nie umiałam wielu rzecz, tak prostych, ale nie dla mnie. Emocje i uczucia były mi obce jak biologiczni rodzice, zawsze tłumaczyłam sobie, że zabrali mnie samą bez niczego więcej, zabrali ciało i czystą duszę, którą wypełnili tym czym chcieli. Dlatego teraz jestem silna i niezależna.

– To co, może zaczniemy? – Alexander podszedł do mnie od tyłu, był to jego najgorsze błędy, gdy poprawiłam taśmę na ręce, przygotowałam się tym samym do obrócenia się i szybkiego podniesienia nogi, aby powalić obecnego rywala na ziemię. Zrobił jednak szybki unik, co doprowadziło do szybkich ruchów ramion i co drugiego celnego ciosu. Tak ładnie wyglądały nasze sparingi, które w parę sekund zmieniały się w walkę wręcz na macie.

Moje ciosy były dość mocne, ale to dzięki spędzonym godziną nad biciem worka treningowego jak i siłę wyrobioną na sprzęcie z siłowni. Wszystko zawdzięczałam Davidowi, przeważnie to on mnie uczył tych wszystkich rzeczy i poświęcał mi dużo czasu. Dbał o mnie jak mama i tata, powinien być dla mnie jak brat, ale wolał być drugim ojcem. Po jego śmierci zaczęła brać narkotyki, nie były to duże ilości. Dzięki nim mogłam odciąć się od wszystkiego i wrócić do wspomnień z nim, czasami też czułam jego obecność, ale to raczej przez używki. Nie wierzyłam, ani nie bałam się duchów, zjawy czy inne zjawiska nadprzyrodzone. Bardziej bałam się, że stracę kolejną ważną osobę, dzięki której dotarłam tak wysoko. Byli moją rodziną, prawdziwą, zależało im na mnie, a mi na nich. Po części obwiniałam się za śmierć Davida, gdyby nie to, że byłam w złym stanie i leżałam w szpitalu, pojechałabym z nim i żyłby dalej, wspierał mnie. Tak jak robi to gdy wezmę kolejną tabletkę lub wciągnę kreskę i popiję to alkoholem.

Spędziłam na sali już dobrą godzinę, nasze zajęcie przerwał dzwonek mojego telefonu. Była to mama, najwidoczniej potrzebowała mnie, ale nie mogła znaleźć.

– Aria kochanie, przerwij wszystko co robisz i przyjdź do biblioteki – jej głos był bardzo ciepły, ale zarazem kryło się w nim coś szemranego, może był to niepokój albo coś po prostu jej się nie spodobało. Ciężko było stwierdzić o co jej tak naprawdę chodziło, ta kobieta miała wiele twarzy.

– Tak mamo zaraz przyjdę tylko się przebiorę, jestem cała spocona po treningu – rozłączyłam się i nie tracąc czasu by plątać się po korytarzy otworzyłam ukryte drzwi w ścianie, które prowadziły mnie do wielkiej liczby różnych korytarzy.

Jako dziecko bawiłam się w nich. Udawałam, że uciekam z wielkiego zamku, w którym mnie przetrzymują, a broni go wielki smok ze złotymi ozdobami na głowie. Teraz już nie byłam tak niemądra. Ruszyłam schodkami, korytarzem i kolejnymi schodami, przeszłam tak jeszcze z dwa razy i wylądowałam przy drzwiach do wielkiego holu, gdzie było wiele par drzwi, mój pokój był na końcu tego długiego korytarza. Szybko do niego wpadłam ubrałam pierwsze lepsze spodnie, można powiedzieć, że wylosowały się czarne dżinsy z dziurami. Następnie przebrałam top na koszulkę, która zawiniłam w słupek na dole oraz chwyciłam dezodorant na ostatnią chwilę. Szłam szybkim krokiem do biblioteki, mijałam wszystkich pracowników. Nie lubiłam, gdy odnosili się do mnie jakbym była od nich wyższa, graliśmy na tym samym poziomie, ale przez to, że ich pracodawcy traktowali mnie jak córkę oni musieli jechać do mnie na Pani.

Gdy weszłam do biblioteki, czekał tam na mnie ojciec, matka i dwójka dość młodych ludzi. On, wysoki brunet, miał może ze sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, z niewielkimi tatuażami na rekach i szyji, obstawiałam, że był cały wytatuowany, ale czarna koszula, jak i garnitur zakrywały ciało. Ona, brunetka o głowę niższa od niego, a ode mnie wyższa. Była w różowej miniówce i czarnych kozakach za kolano. Para idealna, Ken i Barbie tylko, że brąz, a nie blond.

– Dobrze, że już jesteś dziecko - wstał z fotela, stojącego nieopodal kominka. – Poznaj Logana oraz jego dziewczynę Emme.

– Miło poznać – założyłam ręce na piersi i oparłam się o komodę stojąca niedaleko drzwi, którymi weszłam do tego wielkiego pomieszczenia z wieloma księgami.

– Jaka ty jesteś piękna, chyba się polubimy. To co wypad jutro na zakupy, chyba ci się przyda – właśnie teraz zauważyłam, że była wprost zrobiona, cycki i usta miała powiększane, a jej głos piskliwy kłujący w uszy. Przymrużyłam oczy, nie wiem skąd to wyszło, ale na pewno nie jesteśmy z tej samej parady. Ona po prostu była sztuczną laleczką, a ja, ja byłam sobą, wychowaną przez rodzinę Torres, najgroźniejszą w Nowym Jorku i okolicy. Byłam naturalną blondynką, lecz moje włosy gdy zaczęły się ściemniać zaczęłam je farbować na bardzo jasny blond, kochałam ten kolor w szczególności, kiedy mój ciemny odrost widniał na mojej głowie.

– Nie sądzę... – odparłam jej z podniesioną głową.

– Aria nie lubi zakupów. Chyba, że chodzi o broń, wtedy idzie, jakby to była wyprzedaż w centrum handlowym – mama zawsze wiedziała co powiedzieć, żeby nie było niezręcznie albo ratowała sytuację, a w szczególności mnie, w końcu przyszły Don mógł uznać to za obrażenie jego damulki.

– Tak dokładnie, wszystkiego uczyła się od twojego ojca Loganie, wchłonęła jego nauki jakby były powietrzem. Jest niezawodna, będziesz miał w niej pełne wsparcie i świadomość, że niczego nie spiepszy.

Brunet siedział na kanapie naprzeciwko kominka, ale cały czas mierzył mnie wzrokiem, siedział pod kątem patrząc w stronę, gdzie stałam. Pewnie badał jak dziewczyna o stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu może być jednym z najlepszych żołnierzy ze wszystkich tych postawnych mężczyzn na sterydach. Krępowałam się jak ktoś na mnie patrzył, nie lubiłam tego. Próbowałam nie patrzeć się na niego więc raz patrzyłam na sufit, gdzie były piękne drewniane belki nadające klasycznego stylu tego pomieszczenia, następnie patrzyłam na kamienny kominek, w którym tlił się ogień, mój wzrok na końcu wędrował do wielkich regałów na tyle pomieszczenia liczyłam je, a potem znowu wracałam do sufitu. Nie słuchałam o czym rozmawiają, czułam na sobie cały czas wzrok Logana, nie było to przyjemne.

– ... Aria co ty na to? – popatrzyłam się na ojca, nie wiedziałam o co pytał, ale nie chciałam podejmować pochopnych decyzji.

– Mógłbyś powtórzyć, trochę się zamyśliłam – zerknęłam na Logana, patrzył się wtedy na Daniela.

– Mówię, że Logan powinien iść z wami na jakąś akcję, na przykład tą do klubu – nie byłam pewna, ale nie mogłam się nie zgodzić.

– Dobrze ojcze, pójdzie z nami – odbiłam się od komody, o którą się opierałam. – Pójdę już do siebie.

– Widzimy się na kolacji, będzie za dwie godziny – rzuciła szybko mama zanim wyszłam.

Grace przeważnie była dla mnie miła i kochana. Tylko raz w życiu była na mnie naprawdę zła, za moją głupotę, wtedy właśnie umarł David. To był pierwszy raz kiedy wzięłam narkotyki, mógł być też ostatnim, ale jestem niezniszczalna. To wydarzenie zamiast odepchnąć ode mnie narkotyki, bardziej mnie do nich zbliżyło.

AriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz