Siedział i patrzył na każdy mój ruch, chodź by drgnięcie palcem nie przeszło obojętnie. Przełknęłam z trudem ślinę, taksowałam go wzrokiem. Rozłożył się na kanapie jak król i władca, taki właśnie się czuł wielki i potężny. Moje myśli błądziły, po co tu był skoro dopiero za dwadzieścia minut będą goście. Może przyszedł mnie udusić albo będzie pytać o kryjówkę Emmy. Właśnie Emma, nie wiedziałam w sumie czy wyjechała i zamieszkała w burdelu Grace tak jak było to uzgadniane poprzedniego dnia. Niczego nie byłam pewna, nawet swojego istnienia po tych kilkudziesięciu godzinach spędzonych w czterech ścianach, totalnie zalana i niekontaktująca. Dalej w sumie mnie trzymało, ale nie aż tak. Byłam w stanie chodzić, chodź nie byłam pewna czy utrzymam się na szpilkach. Podeszłam do małej pufki, na której usiadłam i założyłam moje wysokie wiązane buty na nogi patrząc cały czas na niego.
Miałam wrażenie, że o czymś myśli i może układa sobie coś w głowie, słowa lub wydarzenia. Chciałam za wszelką cenę unikać rozmowy z nim, więc ruszyłam do wyjścia.
– Zaczekaj – powiedział to bardzo stanowczo, przez co moja ręka zatrzymała się na klamce i nic więcej nie zrobiła, nie miała zamiaru otwierać drzwi, ciało odmówiło posłuszeństwa, a rozum, rozum był na miejscu, wołał mnie żebym wyszła i uciekała do ludzi albo po prostu uciekła z domu, nie chciałam być zamknięta w tej wielkiej rezydencji. – Podejdź do mnie.
Gdy się odwróciłam stał pomiędzy kanapą, a stolikiem, w ręku trzymał moje tabletki. Cenny towar dzięki, którym czułam się lekka jak piórko, mknęłam gdzie tylko chciałam i zostawiałam wszystko za sobą. Kolejny raz chciał coś udowodnić, nie wiedziałam co, ale było to chore czułam się jakbym była wychowywana od nowa, ale na innych zasadach.
– Więcej tego nie weźmiesz – uniósł podbrudek zaciskając szczękę. Byłam wściekła, to był mój jedyny złoty środek do szczęścia – Zrozumiano? – Zrobił krok w moją stronę, a ja zrobiłam do tyłu kiwając głową.
Poczułam za sobą zimne drzwi, moje odkryte plecy przyległy do nich jak roztopiony plastik do czegokolwiek innego. Błagałam żeby stały się niewidzialne, abym mogła uciec, niestety było to niemożliwe. Brunet podszedł do mnie tak blisko, że czułam jego oddech i perfumy, te same co ostatnio.
– Założysz to – wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki prostokątne pudełko, gdy je otworzył w środku był mały złoty, bardzo delikatny naszyjnik z niewielkim medalionem. Wyciągnął z niego biżuterię i popatrzył na mnie.
– Nie będę twoim psem, nie chcę od ciebie prezentów – moja odwaga wróciła, postawiłam się mu, był to pewien rodzaj sukcesu. Wracałam do swojego rozumu.
– To nie jest prośba tylko rozkaz, nie zapominaj kim dla ciebie jestem – zrobił krok do tyłu i obrócił mnie, poczułam na szyi zimny kawałek złota, na blaszce widniał napis "LA", wcześniej mieszkał w Los Angeles, a ja miałam tam karną wycieczkę, fajne przypomnienie. – Bądź grzeczna, nie chcesz przecież kary. Widać po tym jak pięknie wyglądasz – otworzył drzwi i zrobił gest ręką żebym wyszła. Co on sobie myśli, że zrobi ze mną co chce.
Szłam pierwsza, korytarze były długie albo takie się wydawały, cały czas czułam jego wzrok i słyszałam kroki, mijałam pokoje, w których gosposie poprawiały pościel lub sprzątały. Gdy już byłam blisko głównego wejścia, znalazł się tuż przy mnie, jego ręka wylądowała na moich nagich plecach. Była ciepła i bardzo duża, a może była normalna tylko ja byłam maleńka. Sukienka była naprawdę świetna i idealna dla mnie, dzięki odkrytym plecom było widać mój tatuaż wielkiego sztyletu oplecionego różami z kolcami.
Stałam przed drzwiami jak wryta w ziemię, stał po mojej prawej stronie co pozwalało mu na objęcie mnie jedna ręką w talli, a drugą mógł normalnie witać gości. Mama stała po mojej lewej stronie, a tuż obok niej tata. Byłam w potrzasku. Uśmiechałam się i grzecznie zapraszałam gości do dobrej zabawy. Na przeciwko stał Alex z jeszcze dwoma ochroniarzami, przyglądał mi się co było bardzo łatwo dostrzec.
Bal zaczął się od wykwintnej wieczerzy, nie była przytłaczająca co dawało duży komfort na resztę nocy, deser był równie lekki jak piórko. Wszyscy wyglądali elegancko, mężczyźni byli ubrani w garnitury o różnych barwach, czarnych, niebieskich, granatowych oraz bordowych. Kobiety też nie odstawały, było kolorowo jak w książce dla dzieci. Cały dom tętnił życiem, niektórzy byli pod silnym wpływem trunków i innych używek, które wędrowały na tacach po całej wielkiej sali. Siedziałam przy stoliku z mamą i kilkoma innymi paniami, które dosiadły się do nas po odejściu Daniela i Logana. Śmiały się i obgadywały inne damy, jeśli w ogóle można było je tak nazwać. Nudziło mi się, piłam tylko drinki i patrzyłam na ludzi, którzy w porównaniu do mnie świetnie się bawili, humor im dopisywał pili, palili, wciągali albo tańczyli. Gdy taca z prochami dotarła do nas i chciałam wziąć jedną tabletkę, Logan w mgnieniu oka pojawiał się koło nas.
– Jej nie wolno – zacisnął swoją rękę na moim nadgarstku, wyrywając mi kapsułkę.
– Przestań traktować mnie jak dziecko – wyszarpałam się z jego uścisku i popatrzyłam na mamę.
– Ma racje, musisz przestać brać narkotyki uzależnisz się ZNOWU. Rok temu wyszłaś fartem z tego co było – obdarzyła mnie surowym spojrzeniem, a potem uśmiechem Logana.
Byłam wściekła, wstałam od stołu i ruszyłam w stronę drzwi, do których nie dotarłam. Przechodząc przez parkiet Alex złapał mnie i przyciągnął do siebie.
– Zatańczymy zanim uciekniesz jak Kopciuszek – objął mnie w talii i zaczął sunąć po parkiecie, a ja razem z nim, łapiąc rytm muzyki.
– Nie mam siły na te zabawy – wyszeptałam do niego.
– Wiem, ale nie chcę żebyś wychodziła. Wyglądasz cudownie w tej sukience.
– Schlebiasz mi, ale wiesz, że to na mnie nie działa – zaczęłam rozglądać się po sali, nawet nie wiem za czym.
– Co do tamtej sytuacji... Ja przepraszam, poniosło mnie...
Dostrzegłam Logana patrzył na nas, jego oczy były czarne od gniewu, miał założone ręce na piersi trzymając w jednej szklankę z trunkiem, najprawdopodobniej whisky.
Coś we mnie pękło, posunęłam się o kolejny krok, pokazując mu, że nie będę jego zabawką, a jeszcze bardziej kurwą. Przyciągnęła Alexa i pocałowałam go będąc pewna, że brunet patrzy się w naszym kierunku. Jego wściekłość w tej chwili dawała mi moc, dało mi to dodatkowej odwagi, złapałam Alexa i wyprowadziłam go z sali. Znaleźliśmy się na długim holu, wtedy zaczął mnie namiętnie całować, skręciliśmy wraz z korytarzem. Zaczęłam pomału tego żałować, chciałam to przerwać, ale nie mogłam. Przycisnął mnie do ściany, jego pocałunki zaczęły być natarczywe, próbował wcisnąć mi na siłę język do ust, jego dotyk był agresywny. Zaczęłam się szamotać, obawiałam się konsekwencji. Czułam się jak na jednej z akcji, gdzie miałam do czynienia z sędzią rejonowym, który okazał się gwałcicielem.
W pewnym momencie oderwał się ode mnie, udało mi się go odepchnąć. Zmierzyłam go wzrokiem, ocierając usta. Szminka, równie krwista co moja sukienka, rozmazała się przez jego natarczywość.
– Co ty kurwa odpierdalasz?
– Chyba lubisz brutalnych mężczyzn czyż nie – rozłożył ręce, a na jego twarzy ukazał się cwaniacki uśmiech. – Logan jakoś może robić z tobą co chce.
– Jeśli myślisz, że pozwalam mu na to, jesteś w wielkim błędzie. Nie dotykaj mnie więcej.
Wróciłam na chwilę do pokoju, poprawiłam makijaż i wróciłam do sali. Rozejrzałam się po niej, nie było tam Logana, ani Alexa, brakowało też kilku ochroniarzy. Usiadłam na swoim poprzednim miejscu, obok Grace. Udawałam, że nic się nie stało, unikałam kontaktu wzrokowego ze wszystkimi. Czułam się tak jakby wiedzieli co wydarzyło się na korytarzu, zaczęłam przypominać sobie zasady jakie wpajali mi w dzieciństwie. Złamałam jedną z nich, najważniejszą. Straciłam szacunek do samej siebie, a dlaczego, przez swoją głupotę. Chciałam zrobić na złość Loganowi, ale nie patrzyłam na to, że narobię sobie problemów.
CZYTASZ
Aria
Short StoryJEŚLI ROZDZIAŁY SĄ POMIESZANE BARDZO PRZEPRASZAM, ALE TO NIE Z MOJEJ WINY, NIE POTRAFIĘ TEGO NAPRAWIĆ. Aria Torres wychowana na bezduszną maszynę do zabijania przez nowojorską mafię. Traktowana jest jako członek rodziny, gdy poznaje następcę Dona c...