ROZDZIAŁ 4

75 3 0
                                    

Nie przyszłam na wczorajszą kolację, załamałam się chyba psychicznie, jeśli to w ogóle było możliwe. Siedziałam na podłodze oparta o kanapę, w telewizji leciał film, nie skupiłam się na nim ani trochę, szedł tylko w tle żeby cisza nie rozsadziła mojej głowy. Gorsza od hałasu była cisza, kochałam huk i istny chaos, zawsze uważałam, że ziemia musiała powstać w pięknym stylu, nie była nudna i nigdy nie będzie.

Moje myśli kłębiły się wokoło nowej misji, na którą miałam iść z Loganem. W terenie największą rolę odgrywałam ja i Alex. Dobrany duet z nas był, tego nikt nie musiał ukrywać. Nie rozumiałam po co Logan do tej imprezy, lepiej byłoby gdyby nikt nie patrzył na ręce przy mojej pracy. Nie mogę popełnić błędu by następna jakakolwiek osoba z tej wielkiej familii zginęła.

Wzięłam kolejną tabletkę i popiłam rodzinnym whisky. To był biznes życia, narkotyki, alkohol, przemyty, handel ludźmi. Teoretycznie ja byłam jednym z tych biznesów, ale z takim skutkiem, że żyje i mam się dobrze. Od dnia w którym mnie oddali widziałam ich raz, a dokładnie biologicznego ojca. Wiedziałam, że dalej pracuje dla Daniela, ale poza tym jednym razem kiedy widziałam go pięć lat temu już więcej go nie ujrzałam, nie pojawił się tu ani razu. Może wiedział, że jestem jego córką i nie zabili mnie ani nie oddali prostytutką tylko po prostu wychowali.

Ktoś zapukał do drzwi.

– Wejść – podniosłam głos oraz skierowałam wzrok na wejście do pokoju.

Osoba, która ukazała się w progu była mi totalnie obca i wolałam żeby taka pozostała. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, samo jego bycie było dobijające, przypominał bardzo Davida.

Logan był ubrany w czarną koszulę, rękawy podwinął do łokci dzięki czemu mogłam dostrzec jego kolejne tatuaże, miał też rozpięte pierwsze dwa guziki, a pod nią złoty łańcuch z małymi oczkami oraz spodnie od garnituru. Oparł się o framugę drzwi, ręce założył na piersi.

– W czym mogę pomóc? – podniosłam z wielkim wysiłkiem lekko kącik ust i upiłam kolejny łyk bursztynowego płynu ze szklanki. 

– Raczysz zaszczycić nas swoją osobą przy stole, czy wolisz upić się sama – podszedł parę kroków, zatrzymał się tuż nade mną, po czym włożył ręce do kieszeni spodni i zimnym wzrokiem przeskanował mnie.

– Jeśli mogę wybrać, zostaję w pokoju – upiłam kolejny łyk, nie mogłam znieść jego osoby.

Westchnął ciężko rozglądając się w około mnie jakby czegoś szukał. Jeśli szukał mojej godności do samej siebie, nie liczyłabym na to. Dostrzegł na stoliku moje tabletki, sięgnął po jedną i bez wahania wsadził ją do ust, a następnie wyrwał mi szklankę z trunkiem po czym wypił ją do dna, nie skrzywił się ani trochę, dalej jego twarz była zimna.

– Chodź, dziadek czeka – wyciągnął w moją stronę rękę, ja jako niezależna kobieta, chodź wstawiona i na prochach, odrzuciłam jego rękę.

Gdy wstałam nogi się pode mną ugięły, straciłam równowagę i prawie upadłam, od wielu miesięcy nie doprowadziłam się do takiego stanu. Złapał mnie za ramię i ustawił do pionu i przyciągnął do siebie, było to tak dziwne, byłam za blisko niego, o wiele za blisko był ode mnie o wiele wyższy więc się nachylił. Jego szczęka się zacisnęła, swoim wzrokiem sprawdzał każdy centymetr mojej twarzy, aż w końcu popatrzył mi prosto w oczy. Ścisnął moje ramię jeszcze mocniej. Jego wzrok przeszył całe moje ciało, pierwszy raz czegoś się bałam, zaczął mnie przerażać.

– Gdy oferuję pomoc nie odmawiaj mi – przybliżył się do moich ust, wysyczał to przez zęby i zaciśniętą szczękę, wymawiając te słowa dzieliły nas centymetry, czułam jego oddech na wargach. – Rozumiesz?! – jego głos był stanowczy i bardzo dominujący, aksamitny z lekką chrypką.

– Tak jest – pokiwałam głową, jego uścisk zaczął słabnąć, zamknęłam oczy i spuściłam wzrok w dół, nie mogłam na niego patrzeć. Charakterkiem nie był jak ojciec, ale wizualnie jak najbardziej.

– Patrz na mnie! – jego uścisk znowu się nasilił, drugą ręką złapał mnie za podbrudek i podciągnął do góry w swoją stronę. – Otwórz oczy – zrobiłam tak jak kazał, popłynęły mi łzy, przypomniałam sobie jak trenowałam z Davidem, traktował mnie jak córkę, a teraz jego kopia stoi przede mną i oczekuje niemożliwego.

– Odpierdol się – był zdziwiony tymi słowami, jakby pierwszy raz je usłyszał. – Wynoś się stąd...

Chwilę staliśmy w takim ustawieniu, jego szczęka była dalej zaciśnięta, a zimne oczy błądziły po mojej twarzy. Nie wiedziałam co chce tym osiągnąć, było to niepokojące i przerażające. Jedyne emocje jakie znałam to gniew, obojętność, a po śmierci Davida dowiedziałam się co to smutek i rozpacz.

– Zejdź zaraz na dół – puścił swój uścisk, odsunął się przejrzał mnie z góry na dół i wyszedł. Odprowadziłam go wzrokiem.

Po zamknięciu drzwi upadłam ciężko na kanapie, nie wiedziałam co właśnie się wydarzyło, ale było to niepokojące, jego zachowanie było mi obce, nigdy nie widziałam czegoś takie. Jeśli myślał, że zrobi ze mnie nadmuchaną lale do kolekcji, jest w grubym błędzie. Jako oddany żołnierz i maszyna do zabijania, wolałam popełnić samobójstwo niż być czyimś plastikowym trofeum.

Podniosłam się i chwyciłam za telefon, wysłałam SMSa Alexowi. Poszłam do garderoby ubrałam się w skórzane spodnie i kurtkę, czarny top oraz glany, na ręce nałożyłam rękawiczki do jazdy. Włosy spięłam w kucyk i wypuściłam kosmyki z przodu.

Kolacja zaczęła się pięć minut temu, zeszłam do jadalni, wszyscy tam na mnie czekali. Moje miejsce było zajęte przez Logana, to zawsze ja siedziałam po lewej stronie ojca. Teraz to miejsce jak i obok były zajęte. Usiadłam więc koło mamy.

– Wybierasz się gdzieś? – Daniel przerwał swój posiłek, był ciekawy, albo zaniepokojony.

– Jadę z Alexem na przejażdżkę po mieście – popatrzyłam na niego, kątem oka dostrzegłam, że Logan patrzy na mnie tak jak w pokoju. Odwróciłam wzrok na Grace, ona natomiast patrzyła na Emme jakby chciała ją zabić, nie świadczyło to nic dobrego, dziewczyna albo zaszła jej za skórę albo mama od razu jej nie polubiła i myślała jak się jej pozbyć.

Wolałam się nie zagłębiać w te sprawy, zjadłam posiłek do końca po czym wstałam.

– Dziękuję za posiłek – ucałowałam mamę w policzek, a potem ojca.

– Chcesz jechać gdzieś w takim stanie? – jego głos w sekundę doprowadził mnie do czerwoności, gniew wypełnił moje żyły, jednak było coś w jego charakterze z ojca.

– Jakim stanie?! Pokaż się, jesteś chora kochanie – Grace wstała i zaczęła mnie przeglądać, w końcu dojrzała co było nie tak. – Kochanie... Ja rozumiem wszystko, ale...

Wiedziała, kiedy i dlaczego brałam narkotyki. Nie musiałam jej wiele mówić żeby zrozumiała jak się czuję. Jej ręce były na moich policzkach, położyłam jedną rękę na jej.

– Nic mi nie będzie potrzebuję tylko świeżego powietrza – uniosłam kącik ust.

– Dobrze, ale uważaj na siebie.

– To jest chyba żart, ona jest naćpana – brunet wstał z krzesła jakby go parzyło.

– Usiądź – tata odezwał się swoim ciężkim basowym głosem – jedź dziecko jeśli to ma ci pomóc. 

Tak właśnie zrobiłam, gdy przekroczyłam próg jadalni i zniknęłam za ścianą, było słychać kłótnię Daniela i Logana. 

AriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz