ROZDZIAŁ 11

79 3 0
                                    

Mama prowadziła dość ekstrawagancki burdel, byle kto w nim nie przebywał. Usługi były drogie, a dziewczyny cóż, pociągały facetów, były gotowe na wszystko. Czasami Grace dawała im wolne, ale w określonym czasie i nie wszystkim na raz, każda miała swój grafik, a gdy potrzebowały wolnego, przychodziły do niej i wtedy się dogadywały. Dbała o nie, traktowała jak dzieci i nie pozwalała zrobić im krzywdy. Załatwiła ochronę, która dbała o ich bezpieczeństwo, prawdziwa burdelmama.

Samo wnętrze było zachwycające, panował tu pół mrok. Ściany korytarzy były obłożone czarno-złotą tapetą w paski. Każdy pokój miał trochę inny wystrój i kolor, ale przeważnie panowała tu czerń, czerwień i złoto. Dziewczyny ubierały to co pasowało do pokoju, w którym przyjmowały gości.

W budynku znajdował się też klub go-go, wystrój był taki sam, na głównej sali znajdowały się rurki do pole dance na podestach, obok nich czarne stoły z fotelami, kanapami lub krzesłami barowymi, w zależności od rodzaju blatu oraz dwa wielkie bary.

Przychodziłam tu jako mała dziewczynka, uczyli mnie tu jak manipulować facetami, co lubią i jak nimi kierować, nie ważne jaki mieli charakter.

Niektóre kobiety nazywałam po imieniu, innym mówiłam "ciociu". Cały ten świat był jedna wielką rodziną.

Weszłam jak do siebie, witałam się z napotkanymi kobietami na holu oraz w głębi budynku. Emma była na zapleczu, miała właśnie przerwę.

– Jezus jak dobrze cię widzieć – podeszłam do niej i złapałam ją w swoje objęcia. Dziękowałam sobie, mamie i jej, że zdążyła uciec od niego, ja niestety nie mam takiego szczęścia.

– Co ty tutaj robisz – oderwała się ode mnie i zaczęła mnie oglądać.

– Przyszłam cię odwiedzić, będę tu wpadać co jakiś czas, mama chce mi oddać potem ten biznes więc sama wiesz – usiadłam na kanapie stojącej na środku pomieszczenia.

Było tu jak w salonie fryzjerskim lub u dobrej kosmetyczki, wiele stanowisk, przy których można było się uczesać lub wymalować oraz kilka szafek, w których były wszystkie potrzebne produkty. Na stanie było czterdzieści dziewczyn, wymieniały się między burdelem, a klubem.

– To w takim razie dobrze cię widzieć, co w domu?

– A daj spokój, na szczęście Logan z ojcem wyjechali i zabrali ze sobą Alexa. Teraz ja rządzę, co prawda na chwilę, ale jednak.

– Królowa mafii – zaczęła się uśmiechać i poprawiać makijaż.

– Można tak to nazwać, a ty jak się tu czujesz?

– Powiem ci, że dobrze. Dziewczyny są bardzo miłe, traktują mnie jak rodzinę. Nie mam na co narzekać.

– To dobrze, cieszę się bardzo.

– Wybacz mi, ale muszę udać się na sale, sama wiesz... obowiązki – cmoknęła powietrze koło mojego policzka i wyszła.

Cieszyłam się, że nic jej nie jest. Chodź była prostytutką, byłam z niej dumna. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na salę, nie szukałam jej nawet, nogi same poniosły mnie do baru. Zamówiłam whisky i udałam się do gabinetu mamy. Idąc głównym korytarzem dotarłam do schodów, którymi wyszłam na górę. Były tu pokoje "gościnne", usłyszałam krzyk, jakiejś dziewczyna wołała o pomoc. Znałam zasady Grace i od razu zareagowałam. Wykopałam drzwi pokoju, z którego dochodziły niepokojące odgłosy. Zastałam tam fioletowo włosą dziewczynę, przykutą do łóżka i mężczyznę, który ranił ją nożem. Ciał ją jak szynkę, zostawiał na niej czerwone kreski. Rzuciłam szklankę z trunkiem w jego stronę, dostał w głowę, w tej samej chwili chwyciłam za broń, którą miałam za spodniami.

– Złaź z niej kurwa – podniosłam podbrudek wyżej i wymierzyłam w niego.

– Spierdalaj ja za to płace.

– Nie płacisz za okaleczanie dziewczyn, a za seks – strzeliłam mu w bark, automatycznie spadł z łóżka. Nacisnęłam guzik bezpieczeństwa pod łóżkiem, w każdym pokoju były trzy takie przyciski.

Podeszłam do niego, leżał i jęczał jak ciota. Nie lubiłam takich ludzi. Uważali, że mają siłę i wytrzymałość, że mogą wszystko, a gdy już przychodziło co do czego zachowywali się jak pizdy.

Nie patrząc na nic, zaczęłam go kopać, usiadłam na nim, bronią jak i pięściami zaczęłam go okładać jak worek treningowy. Byłam w amoku, wyobrażałam sobie, że jest to Alex i Logan, tak na zmianę. W końcu ktoś zaczął mnie od niego odciągać, wyprowadzili mnie z pokoju. Skatowałam tego człowieka, ale nie robiło mi to większej różnicy. Poczułam ciepłe ręce na policzkach, były tak samo duże jak bruneta, wszystko było za mgłą, nie słyszałam nic, nie mogłam się uspokoić, a gdy już do tego doszło. Ujrzałam jednego z ochroniarzy stał przede mną i próbował mnie opanować.

– Aria uspokój się, słyszysz mnie – mój umysł płatał mi figle, gdy mrugałam raz widziałam pospolitego ochroniarza rodziny, a raz Logana.

– Tak, już wszystko w porządku – usiadłam na krześle stojącym za mną na korytarzu.

Łokcie oparłam na kolanach, a twarz schowałam w rękach. Nie wiedziałam co właśnie się ze mną stało, straciłam panowanie nad sobą. Odstawianie prochów tak właśnie u mnie wyglądało, gdy ich nie brałam było we mnie więcej agresji i siły. Nie widziałam na kogo jestem wściekła, ale na pewno nie na siebie. Siedziałam tak jakiś czas.

– Masz napij się, mi to pomogło – dziewczyna, z której zrzuciłam tego skurwiela, stała nade mną z drinkiem. – Nie wiem co lubisz, ale wzięłam krwawą merry – posłała mi szczery uśmiech na ranach miała naklejone opatrunki.

Wyciągnęłam rękę w jej stronę, była cała czerwona, od mojej i jego krwi, zdarłam sobie skórę z kości. Chwyciłam za szklankę i wypiłam do połowy, poczułam pieczenie, ręka zaczęła mi drżeć, adrenalina ze mnie schodziła, dlatego też i rana się odezwała.

– Dziękuję ci – usiadła obok mnie.

– Nie ma sprawy, szanuję zasady mamy, a sama nie chciałabym być w takiej sytuacji – upiłam kolejny łyk, patrzyłam się w ścianę na przeciwko.

– Mama cię woła, to chyba coś ważnego – zjawił się ten sam ochroniarz co poprzednio, różnił się bardzo od Logana, mój umysł był naprawdę powalony.

Poszłam do jej gabinetu od razu usiadłam i czekałam na jej polecenia.

– Słuchaj uważnie, jakoś w tym tygodniu mamy udać się na spotkanie z Donem Kemptonem, dostałam właśnie telefon od Daniela, że chcą dobić targu, z którym tak długo zwlekali.

No tak drugą z kolei najsilniejszą rodzina w mieście, teoretycznie to my zajmujemy Brooklyn i wszystko w głąb długiej wyspy, a Kemptonowie drugą stronę miasta za rzeką Hatson i małą wyspę. Na naszych terenach znajdują się też mniejsze gangi i kartele narkotykowe, część pracuje dla nas lub dla nich albo są to wolne ptaki, które upadają zbyt szybko bo nie nauczyły się latać. Obie rodziny miały wspólnego wroga, trzecią familię, rozrastała się w szybkim tempie i zagrażała naszym interesom. Lecz nie miała po swojej stronie policji, która sprzedawała nam każde informacje jakie uzyskali o ich działaniach. Oczywiście nie każda nowojorska policja dała się przekupić.

– Świetnie w końcu, a co ta nowa rodzina zaszła im za skórę – prychnęłam, wiedziałam, że tak właśnie będzie, gdy dopiero poczują smak naruszenia ich terenu, przylecą do nas, żebyśmy połączyli siły.

– Ojj i to bardzo, ukradli im dwa kontenery kokainy, a jak dobrze wiemy jest to wielka ilość towaru, a jeszcze więcej pieniędzy.

– Na kiedy się chcesz z nimi umówić i gdzie?

– Za jakieś 4 dni, wydaje mi się, że będzie to dobry pomysł. Wróć do domu, przedstaw chłopakom sytuacje i plan działania, ja tu jeszcze zostanę.

– Tak jest, mamo.

Jak dobrze mieć racje. Wróciłam do domu, opatrzyłam rany i zajęłam się tymi sprawami.

AriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz