Tej samej nocy dziewczyna przeniosła swoje rzeczy do nowego pokoju, który różnił się tym, że po prostu nie było w nim szczurów i krzyków zza ściany. Aster czuła się wniebowzięta. Miała wrażenie, że powoli wstępuje w dorosłość, chociaż nic szczególnego się nie wydarzyło. Bowiem jedynym jej marzeniem, była wolność. Każdego wieczoru wyobrażała sobie moment, w którym sama będzie mogła wyjść na szlak i decydować o swoim losie. Siedem lat spędzonych w jednym miejscu nie służyło jej. Co prawda zakochała się w tym miejscu, ale chciała poczuć w ustach smak rozczarowań oraz innych wrażeń. Była zupełnie inna niż Lambert, który uważał, że jest stuknięta myśląc o tym, że to, co jej się przytrafiło jest szczęściem. Lambert uważał to za najgorsze przekleństwo, natomiast ona - za jej największe szczęście. Może to był fakt, bo od dziecka musiała radzić sobie sama i wreszcie czuła się do czegoś przydatna. Czuła, że jest ważna.
Na niebie już wisiał księżyc, oświetlając Kaer Morhen sceną jak z pięknego kadru. Słyszeć można było wycie wilków oraz leśna zwierzynę, chociaż w środku tłumiły to dźwięki obijających się szklanych kufli wśród wiedźminów. Aster po odłożeniu swoich rzeczy zaczęła iść do głownej sali, gdzie usiadła z resztą wiedźminów.
— A ty gdzie małolato? — rzekł Ivess, zatrzymując ją ręką.
Blondynka zmarszczyła brwi, przepychając się na przód. Gbur.
Usiadła na drewnianej ławce obok Geralta, który grał w gwinta. Obserwowała jego rozgrywkę i to, jak skutecznie udaje mu się zwyciężać. Po kilku sekundach zgarnął ze stolika monety, zwycięsko się uśmiechając. Po chwili białowłosy odstąpił jej miejsce przy grze, a ona uniosła do góry swoją zawziętą brodę. Przesunęła się, siadając przed Ivessem. Pochyliła się delikatnie nad stołem, wyjmując z kieszeni korony. Mężczyzna prychnął pod nosem. Nastąpiło rozdanie kart, a dwójka zaczęła ze sobą uważnie walczyć o drobną sumę. Pierwszą rundę wygrał Ivess, ale cieszył się za szybko, ponieważ następne dwie rundy wyszły na korzyść Aster. Mężczyzna rozchylił usta, patrząc się jak nastolatka zabiera monety. Geralt poklepał ją po plecach na znak dumy.— Musisz się nauczyć przegrywać — szepnęła nad jego uchem, odchodząc od stolika.
Geralt oraz Eskel słysząc to zaśmiali się. Nikt nie umiał odjąć jej pewności siebie. Wydawała się wręcz niemożliwa.
— Może sprawdzimy się w takim razie na szermierce. — Wstał do pionu. — Wiedźminko.
Kilka zebranych wsysło powietrze, będąc ciekawym jak się to potoczy. Odeszła na chwilę na bok, zabierając ze stojaka miecz. Powędrowała z mężczyzną na środek sali, rozpoczynając starcie. Aster zaczęła szarżować za bardzo mieczem, co zaczęło ją gubić. Chciała zaimponować reszcie, jednak gdy wylądowała na podłodze upadając na plecy z mieczem przy gardle, wszystko z niej wyparowało.
— Przyznaj, że nadajesz się do kuchni, nie do walki. Albo do roli swojej matki. — powiedział.
Do nastolatki dotarły jego słowa. Bicie jej serca diametralnie podskoczyło.
— Pierdol się — odpowiedziała, po czym kopnęła go z całej siły w krocze.
Mężczyzna się skrzywił, zataczając koło. Blondynka natychmiastowo przeturlała się na bok, wstając na nogi. Odrzucila miecz na bok, zaciskając pięści.
— Nie mogę cię uderzyć. — Wywrócił oczami.
— Bo jesteś cipą. — Popatrzyła na niego, podchodząc bliżej.
Uderzyła go pierwsza, na co mężczyzna od razu odpowiedział ciosem. Widać było zdezorientowanie wśród zebranego tłumu. Eskel chciał się pomiędzy nich wtrącić, ale Lambert go zatrzymał. Dwójka wiedźminów zaczęła się bić na poważnie, do momentu, gdy do pomieszczenia nie wszedł Vesemir.

CZYTASZ
Powołanie | The Witcher
FanficZnaki. Miecz. Zaklęcia. Widzisz to wszystko przed sobą i masz to na wyciągnięcie ręki. Największy problem się pojawia, kiedy nie wiesz co masz sięgnąć, Bo przecież masz dwa powołania, a jednego od drugiego nie odejmiesz Uwaga! Świat przedstawiony...