Rozdział XX

101 6 0
                                    

Kaer Morhen, 1212

— Jesteś pewny w stu procentach, że te widłogony na pewno ubiły sobie tutaj gniazdo? — zapytała zdyszana, opierając się o drzewo.

— Gdybym nie był pewny, to bym cię tu nie wziął. — Wywrócił oczami, łapiąc pewniej Miecz.

Aster zaczęła nucić pod nosem, dopóki wreszcie Eskel ją uciszył. Oboje nadstawili uszu, przysłuchując się skrzeczeniu potwora. Był to głośny, niosący się echem ryk. Nie podobny do zwykłego. Aster uniosła głowę do góry, słysząc przedostający się pod skrzydłami wiatr, a gdy to zrobiła - wielce się zdziwiła.

— To jest ten twój widłogon? — przełknęła  ślinę.

— Spokojnie, nie zrobi nam krzywdy. Rzadko atakują  — odpowiedział, przyglądając się zwierzęciu.

Smok natomiast skierował swoją głowę wprost na nich, wisząc w  powietrzu. Był czerwony, a jego skóra ślniła w blasku słońca. Mieniła pod każdym kątem.  Eskel jednak się omylił. Smok z impetem nagle zanurkował wirem w ich stronę. Oboje na siebie popatrzyli, ruszając do biegu.

— Mówiłeś, że nie atakuje! — krzyknęła, przedostając się przez krzaki.

— Bo nie powinien!

Aster zatrzymała się nagle, a brunet spojrzał na nią zdziwiony. Smok tchnął w ich stronę potężna kulę ognia, a czarodziejka wyciągnęła ręce w powietrze, zmieniając kierunek na jego samego. Cofnął się, tracąc równowagę.

— Spróbuj odwrócić jego uwagę — powiedziała, a wiedźmin wziął miecz i zaczął skupiać na nim swoją uwagę.

Blondynka skupiła się na chwile, po czym wzięła miecz z ziemi i wbiła w jego bok. Smok uderzył ją ogonem, aż przeleciała kilka metrów dalej. Brunet spojrzał na nią, przeklinając pod nosem i starając się ubić smoka. Walczył, jakby trwał w tańcu. Podniosła się wreszcie. Zaczęła iść w ich stronę. Nagle się nadął, a Aster wiedziała, że ponownie będzie chciał zionąć ogniem. Rzuciła się do biegu, następnie wbiegła wprost przed falę ognia i łapiąc bruneta za rękę, opadła, używając ochronnej tarczy. Upadli na siebie, a brunet spojrzał na nią z uśmiechem. Aster uderzyła go pięścią w klatkę piersiową po czym wstała i biorąc z ziemi miecz, wbiła w serce smoka.
Spojrzała przenikliwym wzrokiem na mężczyznę.

— Widłogony, kurwa. Żeś se wymyślił. — Przewróciła oczami, wracając do twierdzy.

Dogonił ją, dorównując jej kroku.

— Było zabawnie — zaśmiał się pod nosem.

— Następnym razem zostawię cię temu smokowi.

Brunet uśmiechnął się pod nosem.

— Jutro wyruszam do Novigradu. Znowu zobaczymy się za... Nie wiem kiedy — powiedział, rozglądajac się po lesie.

— A przekazujesz mi tę informacje, ponieważ? 

— Ponieważ mam nadzieję, że tam wpadniesz  — popatrzył wprost na nią.

— Zobaczę. Mam dużo rzeczy na głowie.

— Przestań pieprzyć, Aster. Dobrze wiemy, że do Touissant nie wrócisz, więc co ci zostało?

— To się zobaczy.

Gdy trafili do wieży w głównej sali, czuć było zapach rozwodnionych klusek. Popisowej potrawy Lamberta, która jako jedyna była zjadliwa. Aster przysiadła się do rudowłosego, wnet w ciszy zaczęła jeść. Lambert spojrzał na nią, następnie na bruneta.

— O co poszło?

— Gówno, Lambert. Jedz i się nie interesuj — odpowiedział.

Rudowłosy zmarszczył czoło, przełykajac pokarm.

— Ja ci dam gówno. Wypierdalasz od moich klusek, będziesz jadł ziemię ze ścieżki — skomentował.

Aster zaśmiała się mimowolnie, a chwilę za nią Eskel. Ich wzrok się spotkał, ale oboje zagościli na twarzach poważną miną.

Następnego dnia

Blondynka widziała z wejścia bram jak brunet szykuje konia do długiej jazdy. Zakładał na niego siodło, a po bokach mocował  torby. Wpatrywała się w niego, powtarzając w głowie jego słowa. Czy mogła wrócić do Touissant? Absolutnie. Za jej głowę wyznaczono blisko piętnaście tysięcy koron. Księżna nieźle się na nią wkurzyła po tym incydencie, jednak Aster nie miała ochoty naprawiać bezsensownych relacji. Mogła zostać w Kaer Morhen, albo błądzić sama po świecie bez celu. Zaczęła jednak myśleć jak nigdy dotąd. Brunet wsiadł na konia, po czym ruszył wolno. Kiedy już miał przekraczać bramę, krzyknęła za nim głośno.

— Czekaj!

Eskel zatrzymał konia, a ona podbiegła do niego. Opuścił głowę na dół zdezorientowany.

— Zaraz będę, jadę z tobą — powiedziała.

Następnie poszła do zbrojowni zabrać swój miecz oraz kilka drobiazgów. Wskoczyła na drugiego konia.

— Nagle zmieniłaś zdanie? — Odgarnął włosy do tyłu.

—  Masz rację, nie mam nic do stracenia. — Wzruszyła ramionami, po czym szturchnęła mocno lejcami.

Oboje ruszyli, przedostając się przez strome zbocza gór. Wreszcie, gdy trafili na stabilny teren, mogli spokojnie jechać na koniach.

— Wiesz, że nigdy tędy nie jechałam? Wiem, to niedorzeczne, ale zawsze się tu teleportowałam. Nie miałam okazji normalnie przejechać — zaczęła. — Czuję się, jakbym cofnęła się o trzydzieści lat do tyłu.

— Masz teraz czterdzieści sześć — zastanowił się na chwilę. — A nie zmieniłaś się ani trochę.

— To późniejsze starzenie się to jedna z większych zalet — zaśmiała się. — Czuję się, jakbym zatrzymała się na dwudziestu.

— Novigrad Ci się spodoba. Zobaczysz — powiedział nagle.

Blondynka uśmiechnęła się lekko. Kontynuowali swoją podróż, aż nastał wieczór i zatrzymali się w pobliskiej wiosce, gdzie zrobili postój. Oddali konie stajennemu, po czym poszli do jednej z karczm, gdzie wynajęli pokoj. Odłożyli na podłogę dwie torby. Aster odsunęła roletę okna, następnie wyjrzała przez okno.

— Idę się napić — skomentowała, wychodząc.

Usiadła na jednej z wolnych ław karczmy, po czym zamówiła piwo. Stukała palcami w ławkę, obserwując obecnych ludzi. Barmanka stała oparła o blat, a mężczyźni grali w gwinta. Jedni się przepychali, drudzy ledwo trzymali się na nogach. Chwile później dołączył do niej brunet z kuflem w ręce. Siedzieli spokojnie w ciszy, rozglądając się.

— Wiesz, cieszę się, że pojechałam.

— Niesamowite. — Zmrużył oczy. — W końcu coś miłego.

Aster uderzyła go w bok ramienia, szczerząc zęby. Upiła łyk piwa, a za nim kolejne, aż na dnie nie pozostała ani kropla. W sali już nikogo prawie nie było, więc to i oni postanowili pójść na górę. Oparła się o okno, przyglądając się księżycu w pełni, za to brunet zaczął ściągać z siebie ubrania, kładąc się na łóżku.

— Jutro spotkamy dużo wilków na drodze. A może coś i groźniejszego. — Przejechała ręką po rolecie.

Rzuciła wzorkiem na mężczyznę leżącego w łóżku, po czym usiadła obok, ściągając z siebie suknię. Położyła się koło niego, a brunet wlepił w nią wzrok.

— Mam coś na twarzy? — zaśmiała się.

— Nie — odpowiedział. — Po prostu... A nieważne.

Odwrócił się plecami w stronę ściany, a ona  zrobiła to samo. Popatrzyła się na świeczkę, rozświetlajacą pokój, po czym zgasiła ją ruchem ręki w powietrzu. Nastał mrok. Chociaż pomimo tego, nic wokół nie wydawało się już takie straszne.




Powołanie | The Witcher Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz