Podróż do Novigradu minęła im spokojnie. Za spokojnie. Bez żadnych sporów, kłótni lub czegokolwiek innego. Na miejscu pozostawili swoje konie przy bramach miasta. Oboje poszli w całkiem dwóch innych kierunkach - Eskel od razu wyruszył patrzeć na okoliczne tablice, za to Aster postanowiła przyjrzeć się stolicy kraju. Nigdy tu nie była. Ciekawiło ją, jak wygląda tutaj życie. W porównaniu do Toussaint, jak można było się spodziewać, wypadło znacznie gorzej. Na ulicach byli bezdomni, kupcy, którzy na każdym progu próbują ci wcisnąć najmniejszy badziew oraz małe dzieci, platajace się pod nogami. Zaczęła przechodzić przez ciasne uliczki, aż dotarła do jednej z karczm. Była tak głodna, ze zjadłaby konia z kopytami. Geralt mógłby się za to urazić. Usiadła przy jednej z ław, następnie zamówiła piwo i kurczaka, który wcale go nie przypominał. Nie wybrzydzała jednak, bo w Kaer Morhen kucharzy nie było, a kluski Lamberta... Nie było od nich nic gorszego.
Przeżuwała mięso powoli, które od chrząstek i żyłek nie stroniło. Odstawiła po chwili talerz na bok, tracąc cały apetyt, jakie danie sobą reprezentowało. Piwo za to przybliżyła do siebie, po czym wzięła wielkiego łyka. Wzięła głęboki oddech, następnie przeczesała roztrzepane włosy, ręką. Pobyt. O tym musiała pomyśleć, wszak Eskel zapewne o tym nawet nie pomyślał. Miała zapas koron, choć pewna nie była, czy starczy im na taki długi pobyt. To była zagwozdka dnia. W pewnym momencie dotarł do niej brunet, chociaż nie wiedziała, jak ją znalazł, bowiem Novigrad małym miasteczkiem nie był, a potężnym i przestronnym.
— Już żeś za kufel chwyciła, co? — Usiadł na przeciw niej.
— A któż mi zabroni? Ty? Dobrze wiem, że zaraz sam zamowisz. I to nie jeden — złapała go za słowko. — Lepiej mi powiedz, gdzie będziemy nocować, bo nie widzi mi się wydawać po pięćdziesiąt koron dziennie za rozpadające się łóżko w karczmie.
— Mam mieszkanie. Skromne, ale pożyteczne. Na skraju miasta, koło lasu. Cisza, spokój. Tylko na zbóji trzeba uważać, bo to szlag kupiecki — skomentował, wyciągając rękę ku górze i wołając karczmiankę.
— Dwa piwa poproszę — dodał do kobiety.
Aster popatrzyła na niego wnikliwie. Jego brązowe, długie włosy opadały mu na twarz. Wąskie usta, wywinięte w delikatnym uśmiechu. Oczy koloru złotego, jakby mieniły w połysku świeć. Ciągnąca się blizna od brwi do kącika ust potęgowała stanowczy wygląd, chociaż był dla niej miły od zalania wieków. Brunet dojrzał skupiony wzrok dziewczyny na sobie, która po chwili się otrząsła i oparła drewnianą ławę.
— Szmat czasu, co? — powiedział nagle. — Rok tysiąc dwieście piąty. Z każdym rokiem zastanawiam się, ile jeszcze czasu mi zostało. Które wyruszenie będzie moim ostatnim.
— Żech Cię sentymentalność dopadła — zarechotała brzydkim śmiechem. — Masz lat pięćdziesiąt równo. Chory żeś nie jest, tęgi i w pełni sił. Nie obmyślaj sobie śmierci. Czas sam znajdzie swoją drogę.
— Ja za to nie pamiętam, kiedy ostatnio powiedziałaś coś mądrego — wtrącił ironicznie.
Aster popatrzyła na niego spod byka, dając kuksańca w bok ramienia. Karczmianka przyniosła na blat dwa kufle, a wiedźmin prawieże wypił jedne na raz ciurkiem.
Siedzieli tak do późnej północy, gdy włodarze zaczęli ich przepędzać. Zabrali więc dupę w troki, chociaż bardzo nie chcieli, po czym zaczęli iść w stronę chaty wiedzmina. Na niebie górowała pełnia, a na ulicach ciągnął się jeszcze hałas lokalnej ludności, która tańców nie zaprzestała. Ominęli więc ich, wychodząc na boczną drogę. Szli w milczeniu, dopóki coś w krzakach nie zaszeleściło, a oni przystanęli na chwilę. Brunet wyszedł na przód, nasłuchując dźwięków, gdy zza kilku stron, wpadła na nich banda złodziei. Jeden, wyciągnął zza paska nóż, przy czym przystawił go do gardła kobiety. Pozostali za to okrążyli wiedźmina od stron świat czterech.
— Korony, dawać korony! I wszystko co przy sobie macie, albo dziewczynie gardło rozpruje tak, że krew ciurkiem do góry uleci — wymamrotał, szamocząc ją za ubrania.
Eskel wystawił ręce do boku.
— Macie trzy sekundy, żeby zabrać dupę w podskokach albo łapy wam odetnę — wysyczał, wyciągając zza pasa miecz.
Bandyci rzucili się na niego, a w tym czasie Aster ugryzła mężczyznę w rękę.
— Ty zapyziały skurwysynu ja Ci dam szamotaninę. Kwiatki od dołu będziesz gryzł. — Wycedziła mu z łokcia w szczękę, aż chłop krwią splunął i ząb przedni wyleciał.
Brunet złapał jednego za głowę, zakończając mocnym kopnięciem o kolano. Drugi wyrwał mu miecz, rzucając na bok, a brunet zrobił unik, unikając ciosu. Cofnął się znowu o krok, po czym złapał pięść zbója i przerzucił go przez plecy, wykrącajac rękę. Blondynka za to kopnęła napastnika w kolano, wyginając mu nogę. Drugi pociągnął ją za włosy i wywrócił na ziemię. Złapał za miecz, próbując nim ją nadziać, ale przekaturlała się w bok. Zdążył ją uderzyć z łokcia w brzuch, na co lekko się zachwiała. Odpowiedziała tym samym, a nawet dwa razy mocniej, bowiem cofnął się do tyłu, wpadając w krzak dzikich róż. Brunet szedł jak burza. Dosięgł miecz, po czym szedł przed siebie nie powstrzymany, parując każdy cios. Trójka już leżała, za to czwarty odszedł do tyłu, nastawiając na kuszę bełty. Aster spoglądnęła na niczego nieświadomego wiedźmina, po czym rzuciła się do biegu. Skoczyła na drewniany rozpadający się powóz, po czym zaatakowała go z powietrza. Szarpali się po ziemi tak, że jej suknia była omal w strzępach. Kopnęła go w krocze, po czym chwyciła bełt z ziemi i wbiła mu w tchawicę. Odrzuciła ciało na bok, następnie wstała z ziemi. Brunet również skończył z napastnikiem. Oboje spojrzeli na siebie ubrudzeni. Pot spływał mu z czoła, a blondynka sapała ciężko.
— Jebani, kurwa — splunął. — Za jaja i do rzeki.
Dziewczyna otarła cieknącą krew z wargi rękawem. Brunet spojrzał na jej wpół rozdarta suknię, po czym ściągnął z siebie płaszcz i założył na ramiona czarodziejki. Kopnął w bok truchło z drogi, aż skaturlalo się w dół górki.
— Rzeczywiście. Cisza i spokój — rzekła pod nosem.
Ruszyli do chaty, zamykając za sobą drzwi na klucz. Dziewczyna stanęła przed lustrem, przepłukując chłodną wodą twarz. Wyciągnęła przed siebie ręce, po czym wyczarowała czyste odzienie, ponieważ nie zdążyła nic kupić dnia dzisiejszego. Przebrała się w nie, a włosy zaczęła przeczesywać, aby pozbyć się liści. Brunet również zdążył się przebrać.
Aster opadła na krzesło, kiwając głową na boki.
— Rozrywki już mi nie brakuje na następny tydzień — skomentowała.
— Nie zapeszaj. — Wskazał na nią palcem.
Popatrzyli na siebie, następnie oboje zaczęli się śmiać.
— Ostatnim razem się tak na kogoś rzuciłaś, jak miałaś dwanaście lat. Ktoś ci ukradł ciastko. A tą osobą był Lambert.
Blondynka wyszczerzyła zęby.
— Ty za to walczyłeś dobrze. Masz mój podziw — rzekła w pełni szczerze.
Skinął głowa w podziękowaniu, po czym nalał do szklanki wody.
— Dobrany z nas duet — powiedział po chwili.
— Szczera prawda.
CZYTASZ
Powołanie | The Witcher
Fiksi PenggemarZnaki. Miecz. Zaklęcia. Widzisz to wszystko przed sobą i masz to na wyciągnięcie ręki. Największy problem się pojawia, kiedy nie wiesz co masz sięgnąć, Bo przecież masz dwa powołania, a jednego od drugiego nie odejmiesz Uwaga! Świat przedstawiony...