ROZDZIAŁ 7

35 4 0
                                    

°°°Erin
Kylo wyszedł z mojego pokoju. Nadal byłam zszokowana tym co się wydażyło, to było coś nowego dla mnie. I mimo wszystko podobało mi się to, nie wiedziałam dokładnie dlaczego tak jest. Stałam tak jeszcze z paręnaście chwil nie wiedząc co ze sobą zrobić, aż w końcu powolnym krokiem podeszłam do łóżka posiadając na jego krańcu.

To co się miedzy nami zaczęło dziać było niepojęte i niedozwolone, gdyby mój ojciec się o tym dowiedział mielibyśmy okropnie ogromne kłopoty. Chociaż gniew Snoke był niczym w porównaniu z tym co by nam zrobili w zakonie i nic by nas przed tym nie uchroniło. Nie było takiej wymówki która by nas usprawiedliwiła, a najgorsze w tym wszystkim jest to, iż oboje jesteśmy całkowicie świadomi konsekwencji naszych czynów. Sprawiliby nam ból nie do opisania i z doświadczenia wiem, że ofiara w trakcie sama prosi o szybką śmierć ale jej nie dostaje.

Nasz zakon jest oddzielną organizacją która tylko współpracuje z Najwyższym Porządkiem dlatego nawet Snoke jako mój ojciec nic by nie mógł zrobić aby mnie uratować. Zakon Ren jest znany z okropnej brutalności dla sowich wrogów i ofiar, nie zna litości. Dla nas litość i uczucia które nie są złością, nienawiścią czy obojętnością uważane zostają za słabość, a ona karana jest natomiast torturami i powolną oraz niezwykle bolącą śmiercią. Jest to okropne ale taki już jest mrok ciemnej strony mocy. Cierpienie i brutalność są na porządku dziennym w moim świecie.

Nie wiedziałam co teraz ze sobą począć. Miałam jeden wielki mętlik w głowie. Dalsze unikanie Rena było bezcelowe już zdążyłam się o tym przekonać. On nie przejmował się niczym innym jak tym czego on chce. Nie mówię tu o sprawach Najwyższego Pożądku i Zakonu. Dlatego postanowiłam spróbować przestać go unikać na każdym kroku.

- Cholera... - Mruknęłam pod nosem wstając z łóżka i zaczęłam krążyć bez celu po pomieszczeniu. To co robiliśmy było chore.

Na salę nie mogłam iść przez obawę, że go tam zastanę, czego bym teraz wogule nie chciała. Jedyne co mi pozostało to medytacja która powinna mnie choć w niewielkiej części wyciszyć i uspokoić.

Usiadłam w mojej pozycji po środku pokoju, zanurzając się w prądach mocy. Ciemność zalała mój umysł, powodując wytęrzenie się wszystkich zmysłów. Czułam obecność wszystkich ludzi na pokładzie, a i tak spośród tysięcy osób na pokładzie Finalizera ja zwróciłam uwagę na tę jedną mroczną aurę która znajdowała się niedaleko. Postanowiłam spróbować go ignorować i skupić się na uspokojeniu swojego umysłu. Sięgałam mocą w głąb mroku, najdalej jak potrafiłam.

Było niewiele osób które potrafiły zanurzyć się tak głęboko jak ja. Taką osobą był między innymi mój ojciec Snoke i jeden z mistrzów w zakonie Vicrul Ren. Był on jednym z największą potęgą w Zakonie i dlatego też był opiekunem tamtejszej świątyni. W owym budynku mieszkali oraz trenowali adapterzy. Znajdowały się tam pokoje każdego z rycerzy Ren.

Z Virculem miałam dość dobry kontakt, ponieważ nie był on jak reszta Renów. Zachowywał się odpowiednio do swojego statusu i wiedział, że mimo potęgi jaką posiadał nienależało się wychylać z szeregu. Nie liczyła się dla niego też siła czy płeć tylko chęci, ambicje, zaciętość i najważniejsze chęć rozwijania swojej wiedzy i mocy. Reszta była dość specyficzna, konkurowali ze sobą przy każdej możliwej okazji ale mimo ich zachowania byli skutecznymi zabójcami, a niektórzy z nich nauczycielami.

Medytację przerwał mi dzwięk hronometru który miał za zadanie mnie obudzić na poranny trening. W nocy spałam może z maks trzy godziny przez co byłam niewyspana czyli nie w humorze. Na moje szczęście jedynie co mnie dziś czekało to papierowa robota i parę spotkań oraz treningi, do tego dochodziła rozmowa z generałem Huxem. Ciekawe czego on chciał?

Return of darkness | ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz