Rozdział 30

679 36 1
                                    

Było niesamowicie zimno, pomimo zaklęć ocieplających, jakie na siebie rzuciła. Nie chciała, aby były za mocne, bo wciąż musiałaby o nich myśleć, a jej głowę nie powinny teraz zaprzątać myśli o cieple, a o tym, w jakim kierunku się udać. Musiała mieć wolny umysł. Cieszyła się więc, że postanowiła wziąć również kurtkę, która utrzymywała w miarę jej ciepło, ale w żaden sposób nie ograniczała jej ruchów.

Aportowała się pośrodku niczego. Dosłownie. Szkocja posiada ogromne, niezagospodarowane tereny i do takich terenów również zaliczało się Pap of Glencoe. Nic nie wiedziała na temat tego miejsca, poza tym, że jest trochę gór, trochę skał i trochę jaskiń, które raz na jakiś czas odwiedzają grotołazi. Liczyła więc na to, że może szukać Malfoya właśnie gdzieś w pobliżu gór, albo jaskiń, bo nikt normalny by go nie przetrzymywał na środku polany. Jeśli jednak by się na to zdecydował, to chroniłoby ich zaklęcie, które nie pozwoliłoby mugolom ich dostrzec. Mugolom i czarodziejom.

- Dobra, myśl, w którą stronę teraz? - mówiła sama do siebie, rozglądając się dookoła.

Niemal na horyzoncie dostrzegła za gęstymi chmurami zarys gór, które mogłyby być odpowiedzią na jej wszelkie pytania. Takie przynajmniej miała nadzieje.

Ruszyła więc przed siebie, zakładając drugie ramię plecaka, aby było jej wygodniej. Przypadkowy przechodzień mógłby stwierdzić, że wybrała się na zwykłą wycieczkę, ale tutaj nie mogła spodziewać się przypadkowego przechodnia. Nie sądziła, że ktokolwiek się tutaj zapuszczał. Może Snape po składniki do eliksirów, gdyby oczywiście żył, ale nawet on już tutaj nie zawita.

Przypomniało jej się, jak Draco któregoś razu jej opowiadał o swojej wyprawie z chrzestnym właśnie po składniki. Mówił, że był po niej tak wykończony, jakby odbył pięć meczy quidditcha bez miotły. Na dodatek Snape nie szczędził mu taplania się w najgorszych bagnach, w których były najcenniejsze żaby, z których potrzebował tylko oczy. Wrócił do domu wyglądając jak po istnych torturach. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego widoku, biorąc pod uwagę ekstrawagancję Malfoya i jego sposób bycia. Jednak Snape miał nadzieje, że jego chrześniak przejmie któregoś dnia spuściznę starego nietoperza z lochów. Okazało się jednak, że zdecydowanie lepszy był w zaklęciach, aniżeli w warzeniu eliksirów. Nie miał mu tego za złe, choć nie spełniło to jego oczekiwań.

Uśmiechneła się na wspomnienie tej rozmowy. Pomimo, że wtedy oboje byli już sporo wypici, to takie rozmowy szły prosto z serca. Malfoy sam z siebie postanowił uchylić trochę swojego życia, którego ona nie znała. Wiedziała wtedy tylko tyle, że był nadętym dupkiem z jeszcze bardziej nadętymi rodzicami. I o ile Lucjusz faktycznie wypełniał tę rolę, to Narcyza była kompletnie inna, niż kreowało ją magiczne społeczeństwo. Spartaczyli jej opinię o niej samej, a to wszystko dlatego, że wyszła za mąż za człowieka, który zrujnował jej życie. Jej i syna, którego obecności w swoim życiu gryfonce nieznośnie brakowało.

Spojrzała na zegarek, który miała na lewym nadgarstku i dotarło do niej, że jej wędrówka trwała już ponad dwie godziny. Miała jednak wrażenie, że góry zamiast się przybliżać - oddalały się. Tylko jednak jej się wydawało, złudzenie optyczne spowodowane zbyt długim wpatrywaniem się w jeden punkt przed sobą. To tak jak z jazdą samochodem. Nie żeby miała o tym jakiekolwiek pojęcie, ale jej rodzice prowadzili samochód, z racji bycia mugolami. Kiedyś jej ojciec opowiadał o tym, jak wracał zmęczony z pracy i zbyt długo wpatrywał się w samochód przed sobą. Spowodowało to, że po prostu w niego wjechał. Wydawało mu się, że cały czas trzymał odpowiedni dystans, a rzeczywistości własne oczy i mózg go oszukały, a zorientował się dopiero po usłyszeniu uderzenia.

Po kolejnych trzydziestu minutach była u podnóża gór. Zatrzymała się, chcąc złapać oddech i zastanowić się nad tym, co dalej. Spojrzała w prawo, następnie w lewo. Jej uwagę przykuł ogromny głaz znajdujący się po lewej stronie. Jednak o ile sam głaz nie był fascynujący, to rozgrzebana ziemia dookoła niego już tak. Mugol nie pomyślałby, że był on przesuwany w jedną i drugą stronę, ale czarodziej już tak, bo naturalnie myślała o tym, że było to robione za pomocą zaklęcia. Zaklęcia, którego uczyła się na jednych ze swoich pierwszych zajęć. Byle kto tego nie mógł zrobić, bo kamień był około metra wyższy od Hermiony, co znaczyło, że mógł ważyć tyle co spory słoń. O ile pióro można bez problemu unieść, to aby przesunąć taki głaz, należało mieć umiejętności co najmniej absolwenta szkoły magii. Zrobił to więc ktoś dorosły.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz