Siedziała u Ginny, zastanawiając się, czy wyśpiewać jej wszystko od razu, czy poczekać aż sama się domyśli. W gruncie rzeczy Harry nie miał większego problemu z domysłem, to i Ginny pewnie już coś podejrzewała, o ile Złote dziecko się nie wygadało.
- No to co z nim? - zapytała, wchodząc do salonu z dwiema filiżankami herbaty.
Na prawdę była aż tak przewidywalna? Na jej twarzy wymalowała się z pewnością najgłupsza mina na świecie, na co Ginny zareagowała ciepłym uśmiechem.
- Nawet się nie wykręcaj. - powiedziała szybko, podając przyjaciółce napój. - Nie jesteśmy głupkami, a na dodatek wszyscy jesteśmy dorośli, nie będziemy bawić się w kazania.
Nie wiedziała dlaczego, ale kolejny raz usłyszała w zasadzie to samo. Jeszcze chwila i pomyśli, że wszyscy są w jakiejś zmowie. Szkoda, że nie milczenia.
- Po prostu... Czasami się widujemy. - odpowiedziała w zasadzie zgodnie z prawdą, pomijając fakt, że widząc go, miała nieodparte wrażenie, że wnętrzności odmawiają posłuszeństwa.
- Mhm. - mruknęła. - Z tego, co mi wiadomo, Malfoy rozbiera cię wzrokiem przy każdej okazji.
- Co? Nie. To znaczy... Nie wiem. W jaki sposób wygląda facet, który rozbiera wzrokiem? - zmarszczyła czoło, czując jaka beznadziejna jest w tych wszystkich sprawach.
- Merlinie, mój brat na prawdę był tak... Bezużyteczny? - wyrzuciła w górę obie ręce, załamując się. - Wygląda dokładnie tak, jak ty, bo robisz to samo! Nie, żebym wiedziała... Harry mi mówił.
- Ginny, musisz czasami wyjść z domu bez dzieci. - nie sądziła, że takie słowa kiedykolwiek padną z jej ust w stronę rudej, ale taka była prawda.
Spojrzała na Hermionę, jakby niezrozumiałym wzrokiem, by za chwilę się ocknąć.
- Ty nie zmieniaj tematu! - wycelowała w nią chudym palcem. - Lepiej mi powiedz, co zamierzasz dalej robić, bo ja... Jakoś wciąż nie potrafię uwierzyć, że ludzie mogą się tak diametralnie zmienić.
Miała rację. Ruda cholera ostatnim czasem miała dużo racji. Pomimo oczywiście tego, że o wszystkich wieściach dowiadywała się od Harry'ego, który zwykle przekazywał jej zbyt wiele. Nie przekazał jej jednak tego, w jaki sposób została złapana Pansy Parkinson. Nie miał sumienia obarczać jej tą wiedzą, za co Hermiona była niezmiernie wdzięczna, biorąc pod uwagę instynkt macierzyński Ginny, byłaby w stanie niemalże zabronić jej wykonywania zawodu.
Plotkując z nią, widziała w jej oczach, że tęskni za niezależnością. By wstać z łóżka bez myśli, że musi zająć się przygotowywaniem śniadania dla Albusa, czy reprymendy dla Jamesa za nieciekawą ocenę z testu. Móc wstać z łóżka i zająć się tylko sobą. Wiele razy proponowała jej, że zajmie się Albusem, aby ona mogła z Harrym pójść choćby do kina, ale twierdziła w zaparte, że da jej popalić. Wiedziała jednak, że fakt straty dzieci jej i Rona, hamowały ją przed obarczaniem przyjaciółki swoimi obowiązkami. Masło maślane... Wiele razy powtarzała rudej, że jest wszystko w porządku. Bo przecież jest. Może... Może nawet lepiej się stało? Może, kiedy urodziłyby się dzieci, wtedy małżeństwo rozpadło by się jeszcze szybciej, a Granger zostałaby samotną matką? A może wcale by się nie rozpadło, tylko jeszcze bardziej wzmocniło?
Stop, Hermiona. Wcale by się nie wzmocniło, nie miała co sobie tego wmawiać, ani się nad tym zastanawiać. Gdyby Ron kochał całym sobą, to strata ciąży nie spowodowałaby w nim takiej oziębłości. Mało tego, powinien się tym przejąć, a w gruncie rzeczy spłynęło to po nim jak po kaczce, jeśli nie ulżyło. To już Malfoy był bardziej przejęty! No właśnie...
CZYTASZ
Potrzebuję cię • HG×DM • 38/50
FanfictionPrzecież to niemal niemożliwe, aby dwoje tak różnych sobie ludzi, było jednocześnie tak podobnych. Ani ona, ani on nie zdawali sobie sprawy z tego, jak kręte mogą być ich ścieżki, aby na końcu się połączyć w jedną drogę... #14 w #dramione 06.02.2019...