Rozdział 9

2.7K 115 20
                                    

Chcąc czy nie chcąc, muszę dać ci się "wyrwać", ale nie myśl sobie, że będzie to choćby namiastka randki. Ty masz do mnie interes, a ja go mam do ciebie. Możemy spotkać się jeszcze dziś wieczorem.

Hermiona Granger

Jej pismo było tak przesadnie idealne, że momentami zastanawiał się, gdzie nauczyła się tak zdobić litery. Uśmiechnął się w duchu, wyobrażając sobie minę Granger, kiedy pisała część o randce. Aż dziw, że przeszło jej to przez pióro.

- Halo... - czarnoskóry mężczyzna pomachał rozmarzonemu Malfoyowi prosto przed twarzą. - Nie wyszedłem jeszcze, ja nie Pansy.

- A, no tak. - odpowiedział, podnosząc głowę znad listu. - Hermiona zgodziła się pomóc, a przynajmniej tak to rozumiem.

Jeśli oczywiście za "interes" Malfoya uznała pomoc ze zdemaskowaniem Pansy, a nie tą nie-randkę. Choć z drugiej strony tym drugim też był w stanie się zadowolić, było coś, co go do niej przyciągało. Ani to egzotyczne, ani szalone... Bo przecież to Granger, gdzież w niej szaleństwo? Była dosłownie na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak niedostępna, jakby zamknięta pod kluczem. Sam nie wiedział o co mu chodzi, ale nie dawało mu to spokoju.

Blaise Zabini udał się do swojego biura w celu przygotowania dalszej części planu demaskowania Parkinson. Sam w zasadzie nie wiedział czemu Malfoy mu to zlecił, przecież sam zrobił by to lepiej. Może to po prostu nieme zadanie, byleby czymś zajął myśli i dłonie. Na pewno nie ma w planie nasłania go razem z Granger na ciężarną, od początku wie, że będzie chciał to osobiście załatwić, a nie przez osoby trzecie. No, może ewentualnie sobie do tego przygrucha Granger, skoro w jakiś sposób miała pomóc.

Dochodziła godzina siedemnasta, Malfoy z ledwością wyrobił się z całą papierologią hotelu. Miał wrażenie, że z miesiąca na miesiąc było tego coraz więcej, jakby mało miał na głowie. Po za hotelem jeszcze musiał pilnować tego, co się działo z pieniędzmi, które przepływały między skrytkami, a rękami ludzi, którzy nie do końca mieli do nich prawo. Ostatnio był coraz częściej wdzięczny, że ma tylu ludzi do pomocy, bo sam powoli miał dosyć użerania się ze wszystkim, co miało związek z pracą. Potrzebował natychmiastowego urlopu.

Wiedział, że Granger kończy pracę o siedemnastej, a zaraz po tym miała się udać do jednej z londyńskich knajpek, gdzie miał czekać na nią Malfoy. Ten jednak, ledwo wyrabiając się, umęczony po łokcie, dotarł tam, kiedy Granger powoli traciła cierpliwość do świata.

- No ładnie, randka w toku, a księcia nie ma! - zironizowała pod nosem, spoglądając na zegarek znajdujący się na jej lewym nadgarstku.

Wtedy usłyszała za swoimi plecami zduszony śmiech i odwróciła się wystraszona za siebie.

- Wiesz ty co, mogłaś dać znać, że to jednak randka, to bym się chociaż przebrał. - zaśmiał się ponownie, oszałamiając tym nieco swoją towarzyszkę, rzadko miała okazję słyszeć jego śmiech.

Oklapł na krześle na przeciwko gryfonki zmęczony, jakby stado byków go podeptało. Nie uszło to uwadze Hermiony.

- Ty mogłeś dać znać, że zasypiasz na stojąco, to bym ci nie zawracała głowy. - zreflektowała się.

- Nie, nie, trzeba to załatwić szybko. - odpowiedział, wystawiając palec do góry na przywołanie kelnerki.

Nie czekał, aż Granger zdecyduje się co pić, o ile w ogóle miała ochotę pić. Zadecydował za nią, że pije i co pije. Jakby od razu zaznaczając granicę, że to jego zdanie powinno być ponadto.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz