Rozdział 37

307 15 1
                                    

Wynoś się... Echem odbijały jej się w głowie własne słowa, a zaraz później wracało do niej to, co mówił Malfoy.

Jak on śmiał mówić takie rzeczy? Oczywiście była świadoma tego, że nie bycie milusim kolorowym misiem, to nie była jego bajka, ale wystrzelił dosłownie, jak z armaty. Wydawało jej się, że było już wszystko w miarę w porządku. Zdecydowanie spotkanie ze swoim ojcem było dla niego traumatycznym przeżyciem, nie sądziła, że sama by się po czymś takim pozbierała. Nie miała nawet okazji, żeby z nim o tym porozmawiać. Jakoś... spróbować mu pomóc, spytać, czy w ogóle tej pomocy potrzebuje. Zamiast tego, w pierwszym spotkaniu po jego wyjściu ze szpitala, wolała się schlać. On nie przyszedł dlatego, że dowiedział się o jej zwolnieniu ze stanowiska, bo sam był tą informacją zaskoczony. On ją po prostu chciał odwiedzić. Nie przyszedł po to, żeby tylko jej nawrzucać, bo z pewnością zrobiłby to już dzień wcześniej. Kiedy usnęła, został sam ze swoimi myślami. Dotarło do niego jak wielkim zagrożeniem jest jego własny ojciec.

- Kurwa! - warknęła, nie zważając na to, że zwykle nie używała takich słów. Podniosła się z dywanu, na którym leżała od momentu, kiedy Draco zniknął, aż do południa, rozmyślając na przemian z rozpaczaniem nad swoim żałosnym życiem. - Ojciec tego idioty!

Że też od razu nie wyczuła, o co mu chodziło. Przecież nawet wyglądał, jakby ktoś go zmuszał do mówienia tych wszystkich rzeczy. A nawet pod groźbą, nie porównałby się nigdy do Rona, prędzej dałby się kolejny raz obedrzeć ze skóry. Zanim pojawił się w jej domu, z pewnością musiał rozmawiać ze swoim ojcem, który przekazał mu dokładnie to samo, co jej. Albo trzymają się od siebie z daleka, albo oboje zginą. Malfoy zwykle miał dziwne podejście do tego typu spraw, a na przykład można wziąć choćby jego poświęcenie się jako przynęty dla Harry'ego. Teraz również się poświęcał. Ona wiedziała, że lubi z nią spędzać czas i niekoniecznie z własnej woli z tego rezygnował. Po raz kolejny wolał zranić siebie, na rzecz kogoś innego. Nie chciała żeby tak było, wolała przejść już do samego końca, żeby móc powiedzieć teraz mamy spokój.

Zanim jednak będzie mogła to powiedzieć, prawdopodobnie będzie musiało minąć wiele czasu.

Zastanawiała się, czy odważył się iść do pracy, kiedy ledwo wyszedł ze szpitala. Jednak, przywołując w głowie jego wyraz twarzy przy każdym najmniejszym ruchu, uznała, że zdecydowanie nie jest w pracy.

Co więc robią dorośli ślizgoni, kiedy ktoś ich zmusza do robienia rzeczy, których nie chcą robić? Piją. Piją na umór, a przynajmniej ci, których Hermiona znała lepiej niż tylko z korytarza w Hogwarcie. Malfoy był dobry w topieniu problemów w alkoholu. Ona z resztą również zaczęła to robić, tylko mniej udolnie. Potrafiła się upić niecałą butelką wina, kiedy on w takim momencie dopiero nabierał smaków. Różniło ich jedynie to, że powody do picia Granger były zawsze widoczne, jak podane na tacy. Nikt nie był przyzwyczajony do tego, żeby widzieć ją pijącą przed odpowiednią godziną, bądź pijącą więcej niż to potrzebne, a już w ogóle widzieć ją kompletnie zalaną w trupa. Malfoy zaś mógł mieć powody, ale również mógł ich nie mieć całkiem. Kiedy ktoś na niego spojrzał, nie mógł jednoznacznie stwierdzić, że coś go trawi od środka. Pił rano, pił w południe, pił wieczorami, pił za dużo, pił niewiele, pił z powodów, jak i nie mając ich wcale. Robił to niemal z przyzwyczajenia, jakby szukał ukojenia w wysokoprocentowych trunkach. Być może nawet miał z tym problem, ale jeszcze o tym nie wiedział.

Wypiła eliksir na kaca, a zaraz później czarną jak noc kawę, która postawiła ją w mig na nogi. Poszła do łazienki, gdzie ogarnęła się na tyle dobrze, żeby choć trochę przypominać siebie z przed kilku dni. Ostatecznie uznała, że wygląda znośnie. A przynajmniej na tyle przyzwoicie, żeby móc się skonfrontować z Malfoyem. Bo właśnie to planowała. Tylko nie wiedziała, gdzie poszedł. Mogła po prostu zacząć od najbardziej oczywistego miejsca.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz