Rozdział 31

738 45 3
                                    

Wylądowali z głuchym trzaskiem na zimnym trawniku, oboje obijając boleśnie swoje ciała. Hermiona jednak zachowała przytomność i w tej samej chwili, kiedy odzyskała rezon, podbiegła do Malfoya, który wyślizgnął jej się w ostatniej chwili z ramion. Wyglądał, jakby już nie żył, a w rzeczywistości jego klatka piersiowa miarowo unosiła się w górę, aby sekundę później opaść na swoje miejsce. Była przerażona, dłonie jej się bez ustanku trzęsły, a sama nie wiedziała od czego powinna w ogóle zacząć.

Miał mnóstwo ran, które wymagały natychmiastowego leczenia, ale nie była w stanie mu pomóc. Żaden eliksir, który miała przy sobie nie był przeznaczony na takie zniszczenia, jakie znajdowały się na jego ciele.

- Co oni ci zrobili... - szepnęła łamiącym się głosami odgarnęła z jego czoła poklejone od krwi kosmyki włosów.

- Nie ty... - mamrotał bez składu, raz po raz wykrzywiając twarz w przeszywajacym bólu. - To nie... ty miałaś...

- Nie mów nic. - zarządziła, szukając w swoim plecaku opatrunków.

Kiedy zatamowała krwawienie z brzucha oraz inne na udzie, wyjęła swoją różdżkę, aby posłać patronusa do Harry'ego. Wiedziała, że będzie na nią bardzo zły za porwanie się na tą misję bez niego, ale finalnie osiągnęła to, co chciała. Była też szansa, że nikt się jeszcze nie dowiedział o jej kolejnym zniknięciu, więc być może nie straci posady Ministra. Wszystko miało swoje granice, nawet na jej stanowisku, a w ostatnim czasie więcej była nieobecna, niż obecna w pracy. Liczyła się z tym, że zarząd mógł zacząć grymasić odnośnie jej wywiązywaniu się z obowiązków.

Posłała patronusa wprost do biura szefa aurorów, modląc się, aby Harry się pospieszył. Zawarła tam również informację, żeby szpital był przygotowany na przyjęcie pacjenta w ciężkim stanie. Nie wiedziała dokładnie, co działo się w środku ciała Draco, ale zakładała najgorsze.

Cały czas trzymała fason, nie wytrącając się z równowagi. Dbała, aby nie zrobić Malfoyowi jeszcze większej krzywdy, chcąc mu pomoc. W gruncie rzeczy to adrenalina trzymała ją w takim stanie, działała machinalnie.

Spojrzała na jego twarz. Nie przypominał siebie, w żadnym wypadku. Był wrakiem człowieka, którego kiedyś uznała, że mogła poznać bliżej. Pozwolił jej poznać się bliżej. Wpuścił ją do swojej pokręconej głowy i skaleczonej duszy, a ona nie protestowała.

- Granger. - usłyszała swoje nazwisko wypowiedziane z wielkim trudem. - Uciekaj...

Chciała go uciszyć zaklęciem, bo po raz kolejny kazał jej stąd znikać. Nie był jej wyraźnie wdzięczny za uwolnienie, ale nie miała mu tego za złe. Był w takim stanie, że cieszyła się, że w ogóle cokolwiek potrafi powiedzieć.

W tym samym momencie usłyszała dźwięk aportacji gdzieś za swoimi plecami.

- Czy ty choć raz możesz... - wściekły auror urwał w połowie zdania, kiedy znalazł się bliżej swojej przyjaciółki. Dostrzegł leżącą postać tuż przy jej kolanach i zamarł. - Na Merlina...

- Pomóż mi go stąd zabrać. - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, a ten ani dłużej myśląc zabrał się do roboty.

Aurorzy mieli swoje sposoby aportacji. Dla nich nie miało znaczenia to, czy ktoś konał, czy był w pełni sił, z ich pomocą nie było problemów, aby kogoś przetransportować w inne miejsce. Dlatego też Harry niewiele myśląc ujął przyjaciółkę za rękę, a Malfoyowi ułożył dłoń na klatce piersiowej. Wraz z nim przybyło czterech innych aurorów, którzy zajęli się badaniem terenu, na który się aportowali. Kiedy dłoń Harry'ego spotkała się ze skórą blondwłosego mężczyzny, cała trójka zniknęła w tej samej chwili, aby sekundę później pojawić się w korytarzu szpitala Świętego Munga.

Potrzebuję cię  •  HG×DM  •  38/50Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz