Nie sądziła, że poczuje aż taką ulgę, kiedy wreszcie się uwolniła od starego życia. Spodziewała się raczej, że będzie musiała się przyzwyczaić do samotnego jestestwa, bez męża u swego boku. Jednak kiedy dłużej nad tym pomyślała, zdała sobie sprawę z tego, że tak na prawdę Rona przy jej boku już dawno nie było. Zamiast żyć ze sobą, oni egzystowali gdzieś tam obok siebie. Żadne nie było zależne od drugiego, a już tym bardziej nie zwracali uwagi na swoje potrzeby. Tam nie było my, tam było tylko ja. W szkole byli w stanie jeszcze wysilić się na jakiekolwiek czułości, próbowanie zawalczyć o siebie czy zabiegać o swoją uwagę. W momencie, kiedy nauka odeszła w niepamięć, a na tapet przybyło życie po ślubie, życie we własnym mieszkaniu, tylko we dwoje, zaczęli się od siebie oddalać. Dla obojga praca była ważniejsza, szczególnie, kiedy zaczęli ją traktować, jako ucieczkę od bardzo niewygodnego życia. Do tego ślubu miało nie dojść, wszystko powinno się zakończyć wraz z ostatnią lekcją w Hogwarcie. Byli sobą wtedy zauroczeni, jednak siła przyjaźni była mocniejsza, przez co prawdziwa miłość nie miała prawa nigdy wejść na jej miejsce. Wszystko to doprowadziło tylko i wyłącznie do zobojętnienia wobec siebie. Nie zależało im na sobie tak, jak zwykle zależało ludziom, którzy się kochali. Oni zachowywali się dalej jak przyjaciele, tylko... Z benefitami. Lecz po upływie czasu i benefity odeszły w niepamięć, co tylko spotęgowało chęć zakończenia małżeństwa. W ich mieszkaniu frustrację dało się wyczuć z kilometra, jednak po czasie, sfrustrowana była już tylko Hermiona. Ron już dawno skazał to małżeństwo na porażkę, nawet nie starał się udawać, że mu kiedykolwiek na niej zależało.
Hermiona obudziła się z ogromnym bólem głowy. Wiedziała, że dobrze robi rozwodząc się z Ronem, jednak nie powstrzymało jej to przed przepłakaniem większości nocy. Płakała głównie dlatego, że straciła niemal dziesięć lat życia, które mogła spędzić w zupełnie inny sposób. Chciała być silna, niezależna i wreszcie wolna od toksyn, ale jej wewnętrzne ja było mimochodem rozdarte na milion części. Dobiegała trzydziestki, była po rozwodzie, nie posiadała żadnego życia towarzyskiego, nie potrafiła się cieszyć drobnostkami... Czuła się martwa i pusta w środku i chyba rzeczywiście taka była...
Podniosła się niechętnie z ogromnego łoża, rozglądając się dookoła, jakby zapomniała, że nie jest u siebie. Od miesiąca już mieszkała w hotelu w centrum miasta. Nie potrafiła już znieść widoku swojego już byłego męża. Sama jego obecność działała na nią jak najgorsze zaklęcie. Zdecydowali, że nie będą jednak drzeć kotów o obecne mieszkanie, w którym mieszkali. Hermiona postanowiła, że jeszcze jakiś czas pomieszka w hotelu, a kiedy Ron spłaci jej część mieszkania, znajdzie sobie nowe. Nie spieszyło jej się, posada w ministerstwie dawała jej na tyle swobody i możliwości finansowych, że mogła sobie pozwolić na dłuższy pobyt w miejscu, gdzie chociaż nie musiała się martwić o zmianę pościeli.
Przetarła wewnętrzną stroną dłoni po policzku, zaglądając przez okno pokoju na zatłoczoną ulicę. Wszyscy gdzieś pędzili. Pewnie też mają tyle samo czasu na rodzinę co my - pomyślała, ale chwilę później się skarciła, że wrzuciła każdy związek do jednego wora, przez pryzmat własnego małżeństwa. A na samo słowo - my - zemdliło ją, choć być może to wino, którym opiła wczorajszego wieczoru swoją wolność.
Piła sama. Ostatnio nawet coraz częściej się to zdarzało, niż rzadziej. Ginny już nie mogła tamtego wieczoru dotrzymać przyjaciółce towarzystwa, pomimo wielkich chęci, jednak dwójka niewielkich dzieci w domu, jak i pracujący mąż, mieli dla niej inne plany, niż upajanie się alkoholem.
- No, pięknie... – wychrypiała, stojąc już przed lustrem w łazience.
CZYTASZ
Potrzebuję cię • HG×DM • 38/50
FanfictionPrzecież to niemal niemożliwe, aby dwoje tak różnych sobie ludzi, było jednocześnie tak podobnych. Ani ona, ani on nie zdawali sobie sprawy z tego, jak kręte mogą być ich ścieżki, aby na końcu się połączyć w jedną drogę... #14 w #dramione 06.02.2019...