4

519 17 4
                                    

Kiedy budzę się następnego dnia rano, obok mnie leży Mavra, tak piękny, jak to tylko możliwe, z dziecięcym uśmiechem na twarzy, wciąż pogrążony we śnie, spokojny. Mam ochotę jeszcze trochę popatrzeć, chłonąć jego obecność, ale nie lubię pożegnań. Nie lubię, kiedy każdego poniedziałku, muszę lecieć, na łeb ma szyję do pracy. A mimo wszystko i tak to robię, bo za bardzo zależy mi, aby odpuścić choć jedną niedzielę z nim.

Wstaję ze zbyt miękkiego materaca jego sypialni i na palcach przechodzę przed drzwi pomieszczenia, uważając na skrzypiące panele. Krzywię się, kiedy słyszę głośny dzwonek mojego telefonu, dochodzący z salonu. Szybko biegnę po niego i odbieram, widząc, że to moja matka.

- Halo? - Szepczę, mając wciąż nadzieję, że Mavra się nie obudził.

- Czemu szepczesz dziecko? - Moja matka mówi tym samym tonem co ja.

- Nie chcę obudzić Harper, śpi w pokoju obok.

- A no dobrze, dobrze. Mam świetne wieści. Przełożyłam naszą kolację na ten tydzień w piątek, po twojej pracy. Na 17.30, musisz się na niej zjawić. Wszyscy i tak już byli zestresowani tą zmianą - oznajmia mi moja rodzicielka.

Moja mina od razu rzednie. Miałam wielką nadzieję, że zdołałam się wywinąć z tego idiotycznego spotkania. Najwyraźniej się myliłam. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja matka nie wie o istnieniu kogoś takiego jak Mavra Anderson. Dlatego usilnie szuka mi kogoś, kto będzie jej zdaniem idealny dla mnie. Nie patrzy oczywiście na to, jakie jest moje zdanie.

W mieszkaniu rozdzwania się budzik, dźwięk ten dochodzi z sypialni, w której śpi Mavra, wiec od razu zakładam, że należy on do niego. Przeklinam w myślach to, że na pewno się obudzi, a jednak mając nadzieję, zbieram swoje ubrania i jak najdyskretniej staram się ubrać.

- Już uciekasz? - Pyta Mavra, wychodząc z sypialni. Przeciera zaspane oczy, jego włosy odstają we wszystkie możliwe strony.

- Zawsze to robię, na tym to polega, zresztą ubierz się - rzucam w niego spodniami, nalegając, aby ubrał coś na siebie.

- Może zawsze to nie dziś? - Stawia retoryczne pytanie. - Pójdziemy się umyć, potem ja się ogarnę, pojedziemy do ciebie i potem do pracy.

Tak samo, jak nie chcę się zgadzać, równie mocno chcę to zrobić. Doznać chwili stateczności. Pojechanie z nim do pracy byłoby tak normalne. Zachowalibyśmy się jak wszyscy inni ludzie, który spędzili ze sobą noc.

Ale my nie możemy być normalni. Nie chcemy być normalni.

Pragniemy, aby ta jedna niezmienna rzecz, nasza relacja, była zawsze łatwa. Abyśmy nie określali jej statutem "skomplikowane". Zgadzając się na to, co ciągniemy, wiedzieliśmy jak będzie to wyglądać. Podejrzewam, że obydwoje baliśmy się tego, że któreś z nas przepadnie, że pragnienie zostanie przysłonięte miłością, mimo że żadne z nas tego nie powiedziało. Jednak nawet zdając sobie z tego sprawę, poddaliśmy się temu, co rozkoszne.

Dlatego właśnie się na to nie zgodzę, nie przystanę na jego propozycję. Nie zrobię tego tylko z jednego powodu. Strachu. Wiem, że go w sobie noszę, nieustanny strach o to, czy nie popełniliśmy błędu. Czy to nie poniosło nas za daleko? Wzbraniam się od nieustannego myślenia o słuszności naszych czynów. Bo są one tak pyszne, dobre i miękkie, ale jednocześnie są brudne, złe i skażone.

- Chyba lepiej będzie, jeśli do pracy dotrzemy osobno - stwierdzam i przez krótką chwilę, odnoszę wrażenie, że na twarzy mężczyzny przede mną stojącego, maluje się coś na kształt urazy. Ten grymas znika tak samo szybko, jak się pojawia.

- Okej, nie ma sprawy - mówi, a później znika za drzwiami łazienki.

I wtedy wiem, że to moment, abym wyszła. To właśnie robię.

Kolejny dzień pracy równa się kolejnemu dniu monotonii, nie dzieje się nic ciekawego. Czytanie, poprawianie, opisywanie. Do domu wracam zmęczona. Kilka minut po mnie do mieszkania wchodzi Harper, a na jej twarzy nie maluje się większy entuzjazm niż na mojej.

- Zły dzień? - Pytam, mimo że i tak znam odpowiedź.

- Nawet nic nie mów. To zdecydowanie była Pani wina, to Pani rozlała tę kawę, przecież w Panią nie wbiegłem! - Dziewczyna przedrzeźnia jednego z jej prawdopodobnych klientów.

- Czyli tak jak u mnie, mamusia zapowiedziała kolejny obiadek, Mavra ma humorki, szef jest zbokiem, a mnie boli głowa.

- Jak chcesz, to możemy poudawać, że jesteśmy razem. Dopieczesz i mamusi i Mavrze. - Harper unosi kącik ust, uśmiechając się cwanie.

- Już ci kiedyś mówiłam, że to będzie zły pomysł. Matka dostałaby chyba zawału, gdyby się dowiedziała, że szuka mi partnera od roku i to niepotrzebnie. A Mavra to Mavra od obrazi się - macham ręką, zbywając temat.

- Czasami mam wrażenie, że jedyne normalne osoby, z którymi się zadajesz to ja i twój brat.

- No nie wiem Harp, nie powiedziałabym, że jesteś normalna - krzywię się - a tym bardziej mój brat. Nie wiem, czy ci mówiłam, ale kiedyś przez tydzień łapał karaluchy do pudełka po lodach. Jak już miał ich całą armię, to poszedł do kolegi w odwiedziny i wszystkie wpuścił mu do łóżka. Mam ciary na samą myśl.

- To całkiem urocze wspomnienie, mały Arsen, budujący armię chrabąszczy - uśmiech pojawia się na twarzy mojej przyjaciółki, jej czarne włosy opadają na lewą część twarzy. Pod tą falą długich włosów na policzkach, skrywa bliznę ciągnącą się od ucha do kości policzkowej.

- Po prostu przyznaj, że zawsze kochałaś się w tym idiocie. Zwłaszcza, jak zobaczyłaś go zemną i byłaś totalnie zawiedziona, bo myślałaś, że ze sobą chodzimy - Harper czerwienieje na twarz i ukrywa ją między dłońmi.

- Stop Soraya, dobrze wiesz, że moja wiedza o związkach, jest warta tyle, co nic. Ja mam małe doświadczenie nawet w seksie - mówi wciąż onieśmielona Harper.

- Harper - zatrzymuję się na sekundę - przecież to nic takiego. Zresztą proponowałam ci drobną lekcję.

- O ja za twoje lekcje podziękuję! Obydwoje razem z Mavrą jesteście jak napalone nastolatki! Za grosz przyzwoitości! - zawstydzenie nie schodzi z twarzy dziewczyny.

- O to właśnie chodzi, bycie wiecznym nastolatkiem. Adrenalina, zachłanność, błogość. Życzę ci, żebyś poznała kogoś, kto spełni twoje oczekiwania. Ale jak już się będziesz z tą osobą wiązać, to nie wchodź w relację, w jaką ja się wpakowałam - wywracam oczami.

- Dalej mnie zastanawia, jak to między wami jest. Zachowujecie się jak para albo może to bardziej biurowy romans?

- Em, no nie do końca. Nie udajemy, że się nie znamy, bo to się w końcu nazywa friends with benefits, ale nie pokazujemy na codzień, że pałamy do siebie jakimś uczuciem. Kiedy jesteśmy między ludźmi, to raczej bardzo neutralne. Aczkolwiek, kiedy jesteśmy sami, wtedy to trochę się zmienia. Nie naciskamy na siebie, oddajemy sobie nawzajem kontrolę, robimy to po to, aby było przyjemnie. Nic więcej.

- Czasami mam wrażenie, że Mavra to ideał. No brak wad - unosi dłonie Harper.

- Nie wiem, czy jest bez wad. Raczej nie prowadzimy rozmów, które wybiegają poza strefę łóżkową. Jak już, to rozmawiamy o tym, co dzieje się u nas ostatnio, nigdy o rodzinach, czy poważniejszych sprawach.

- Trochę jesteście dziwni, ja dawno chciałabym od niego czegoś więcej. Tak wiesz, dołożyć coś nowego.

Chcieliśmy wiele, o wiele więcej, niż było nam dane. Chcieliśmy czuć, nie czuć, płynąć, tonąć, lecieć, spadać, żyć, umierać. I chcieliśmy jeszcze więcej.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz