10

339 9 3
                                    

Chciałbym mieć więcej sił. Na to aby wstać, mówić i robić rzeczy, które muszę wykonać. Więcej sił na to, aby spędzać czas z ludźmi na których mi zależy.

Zasnąłem dopiero o trzeciej. Natomiast wstać musiałem o szóstej. Budzik nie musiał grać głośno, aby mnie wybudzić. Podchodzę do szafy  otwieram jedno z jej skrzydeł i patrzę na siebie w lustrze. Potem sięgam dłonią do kupki z dolnymi częściami garderoby i wyciągam z nich parę czarnych, długich i garniturowych. Wyciągam taż ciemnozieloną bluzę. Z komody, która stoi oparta na innej ścianie wyciągam bieliznę, skarpetki i pasek do spodni. Wchodzę do łazienki i opłukuję tylko twarz wodą, myję zęby i delikatnie poprawiam włosy. Ubieram się, a wychodząc zarzucam na siebie kurtkę, do kieszeni której wsadzam klucze do samochodu, domu, a także telefon i portfel. Nie mam czasu na śniadanie, chociaż może bym je zjadł, jeśli byłbym do tego przyzwyczajony. Już nie raz nauczyłem się, że jedzenie z rana mi nie służy.

Samochodem kieruję się do apteki, z której muszę wybrać leki. Teoretycznie nie ja muszę się tym zajmować, ale to daje mi spokój, jeśli później go nie odbiera.

Donepezil.

Memantyna.

Selegilina.

Nazwy te, pamiętam lepiej niż imiona i nazwiska moich współpracowników. Odbieram je, a farmaceutka, która mi je wydaje, robi smutną minę, bo już dobrze mnie pamięta. Doświadczyła już wiele incydentów związanych z tym wszystkim. Jadę prosto do domu mojego ojca. Wiem, że jest z nim coraz gorzej. A im gorzej jest z nim, tym gorzej jest ze mną, polecono mi, abym spotykał się z nim wtedy, kiedy ma dobre dni. Ale nie potrafię, nie mógłbym zrobić mu czegoś takiego. Wyprowadziłem się z domu rodzinnego, bo wiedziałem, że inaczej to mnie zabije, a dopóki mój ojciec jest w stanie poradzić sobie sam, mam zamiar żyć we własnym mieszkaniu.

To dopiero trzeci etap. Wszyscy to powtarzają. Ale moje serce prawdziwie pęka, kiedy przeglądając z nim fotografie z albumu rodzinnego, on przez pierwsze kilka sekund nie pamięta twarzy swoich rodziców. A potem czuje się z tym źle i zawsze mówi, jak mógł zapomnieć. A mi zawsze robi się gorąco, za każdym razem, kiedy wypowiada słowo „zapomniałem”, albo „nie pamiętam”. Ale zawsze to zwalczam, przynajmniej do momentu, gdy już mnie nie widzi.

Wjeżdżam na podjazd domu, gasząc silnik i biorąc do ręki wszystkie kartoniki z lekami w środku. Może to nie jest dobry pomysł, abym ja mieszkał w samym centrum miasta, a on na jego obrzeżach, ale mój ojciec jest tak samo uparty jak ja. Następnym razem przyjadę tu pewnie za tydzień, dopiero na święta. Dlatego zamierzam spędzić z ojcem trochę czasu, a potem omówimy co zamówić do jedzenia na święta.

Jutro niedziela, co oznacza, że powinienem spotkać się z Sorayą. Chcę to zrobić, tydzień temu nie mogłem, bo ojciec poprosił mnie o pomoc w ogrodzie, a dwa tygodnie temu cóż, nie byłem w dobrej formie. Tamta niedziela porządnie mnie uderzyła.

Pukam do drzwi wejściowych, a sekundy później pojawia się w nich twarz mojego ojca.

- O synu, już jesteś. Nie za wcześnie jak na sobotę? Nie powinieneś być w pracy?

Mój ojciec jest postawny, na pewno dużo bardziej niż ja, bo geny mojej matki, sprawiły, że moja budowa ciała, nie jest naturalnie aż tak dobra. Mężczyzna marszczy swoje brwi, jego głowę pokrywają czarnosiwe włosy.

- Wziąłem dziś wolne, mam twoje leki – odkładam je na komodzie w przedpokoju – może pogadamy, a ja przepakuję je do pojemniczków?

- Wiesz, że mogę zrobić to sam? – Tak, wiem, ale to nie da mi spokoju, dopóki nie będę miał pewności, że wszystko jest tak, jak powinno.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz