13

281 6 1
                                    

 Nie wiedziałam, że przyjedziesz już dzisiaj. Myślałam, że będziesz jutro rano – mówię do mojego brata, siedzącego na kanapie w moim mieszkaniu.

Na zewnątrz jest już ciemno, ja stoję w kuchni, czekając, aż woda w elektrycznym czajniku zagotuje się i będę mogła zrobić nam herbatę.

- Miałem być jutro rano, ale jakoś dziwnie siedziało mi się w mieszkaniu. Skończyłem wcześniej ostatnią sprawę przed świętami i wydaje mi się, że nie chciałem tam siedzieć.

Dioda umieszczona w przełączniku czajnika gaśnie, co oznacza, że woda zagotowała się, więc zalewam wrzątkiem nasze herbaty.

- Spoko, nie mam nic przeciwko temu, Harper i tak zwinęła się dziś. Dałam jej prezent i pojechała do rodziny – stawiam ostrożnie nogi, aby bo brzegach kubków nie wypłynęła żadna kropla herbaty. Jeden kubek podaję Arsenowi, który jak zwykle musi się nim oparzyć.

- Uważaj trochę, bo jak tak dalej pójdzie to będzie ci brakowało niektórych części ciała – uśmiecham się, siadając obok Arsena.

Kiedyś nienawidziłam, że nasz kolor włosów jest identyczny, niemal platynowy blond, naturalny i tak jasny, że aż oślepiający. Arsen oczywiście przy nim został, ja natomiast delikatnie stonowałam własne włosy. Myślę, że teraz trochę tego żałuję i że powinnam zejść do naturalnego koloru. Nie jesteśmy bliźniętami, a mimo to jesteśmy do siebie dość podobni. Arsen ma co prawda trochę bardziej zdefiniowane rysy twarzy, ale mamy tak samo zielone oczy i tak samo smukłe nosy. Nie jesteśmy albinosami, bo do tego raczej nam daleko, ale z natury mamy dość delikatną urodę. Co dziwne nasze brwi i rzęsy są dużo ciemniejsze. Ale to i tak Arsen jest tym ślicznym. Dosłownie ślicznym, bo kiedy zacznie się na niego patrzeć, to niemal tak, jakby ktoś nakazywał ci to robić. Czasami wyobrażałam go sobie, jako greckiego boga, bo zdecydowanie pasuje do tej roli.

- Ostatnio dużo myślałem o tym, jak zginął ojciec. Zawsze miałem z tyłu głowy, że trzeba będzie się z nim użerać do końca. Jednak karma go dopadła.

Arsen, tak samo jak ja myślał wiele, nawet jeśli nie można było tego po nim poznać, to i tak myślał. Może nawet więcej niż ja, bo w przeciwieństwie do mnie, on nie chował nigdy swojej urazy i nie próbował blokować swojej przeszłości. Nawet, jeśli nikt spoza naszego kręgu o tym nie wie. Ja natomiast starałam się to w sobie dusić, byłam pewna, że uwolnię się od tego, tylko jeśli ktoś się o tym dowie. Nie miałam jednak odwagi komukolwiek o tym powiedzieć.

- Masz jakieś wątpliwości, co do jego śmierci? – nie jestem pewna co dokładnie ma na myśli.

- Nie, jasne że nie. To jak zginął, jest bardzo w jego stylu – śmieje się smutno – ale wiesz, tak ogólnie. To zwyczajnie dziwne, że przez tyle lat, zrobił tyle głupich rzeczy, tyle razy nie wracał na noc i że tyle razy robił sobie jakąś krzywdę, a jednak zginął we własnym domu.

- Nie męcz się tym zbytnio, to było sześć lat temu. Nie ma go od sześciu lat i było to dobre sześć lat. Nawet jeśli nasza matka go opłakiwała, nawet jeśli był złym człowiekiem – ściskam dłoń Arsena w swojej, a on przełyka głośno ślinę i wpatruje się w moje oczy. 

- Pewnie masz racje, wytrzymałem z nim dwadzieścia lat, o kilka za dużo.

- O kilkanaście za dużo.

Opieram się plecami o klatkę piersiową blondyna i na wpół leżymy na mojej małej kanapie. Pijemy herbatę, z której wciąż unosi się para.

- A właśnie – mówi Arsen – u kogo dziś byłaś?

Czy to pytanie było konieczne? Co powinnam mu odpowiedzieć? No wiesz, dziesięć minut przed twoim przyjazdem pieprzyłam się z kolegą z pracy, owinięta w czerwoną wstążkę. Taki prezent świąteczny dla niego.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz