3

625 16 10
                                    

Środek tygodnia to już moment, kiedy mam w głowie tylko jedno słowo: weekend.

A weekend oznacza kolejne słowo: Mavra.

Co tydzień w niedzielę, tylko we dwójkę próbujemy różnych rzeczy. Nie koniecznie nowych pozycji seksualnych, chociaż nie oponuję takim propozycją. Czasami tylko zwyczajnie wychodzimy coś zjeść albo zrobić coś, czego któreś z nas nie robiło.

Dlatego właśnie z utęsknieniem czekam na koniec tygodnia.

Teoretycznie, kiedy się na coś się czeka, czas się dłuży. Ale wydaje mi się, że przyzwyczaiłam się do tego. Do czekania na coś, co wiem, że nadejdzie. To jak miła nagroda, po całym tygodniu pracy, po całym tygodniu mijania się na korytarzach, po tygodniu small talk'ów i muśnięciach palców. To miła odmiana dla ciał i dusz. Odprężenie.

Dlatego, kiedy mijam go na korytarzu wydawnictwa i widzę, jak do mnie mruga wiem, że w najbliższą niedzielę nie będziemy zwiedzać katakumb kościoła. Ten idealny uśmieszek na jego idealnej twarzy aż boli. Mam ochotę zacisnąć zęby, aby nie zmiażdżyć go w uścisku.

Kiedy wchodzę do biura, wracając z łazienki, czuję jak telefon, znajdujący się w moich spodniach wibruje. Wyciągam go, widząc wiadomość od Mavry.

Mavra: Myślisz o tym prawda?

Ja: O czym?

Pytam, mimo że wiem, że obydwoje myślimy o tym samym.

Mavra: O niedzieli. O tym, co z tobą zrobię, co pozwolę ci zrobić zemną. Chcesz mały przedsmak?

Automatycznie robi mi się gorąco i z gulą w gardle siadam za biurkiem. Nie wiem co mu odpisać, nie wiem, czego chcę. Właściwie wiem, chcę, aby mi powiedział, dał przedsmak, o którym mówi, ale wiem też, że to nieodpowiednie.

Ja: Tak.

Mavra: Więc przyjdź do pokoju nagrań.

Przełykam coś, co stoi w moim gardle i kładę telefon na biurku, odsuwając od niego fotel, tak cicho jakby ktoś spał obok mnie i nie powinnam go obudzić.

Ekscytacja. To ją właśnie czuję, kiedy tacy jesteśmy, tajemniczy. Kiedy kryjemy się i uciekamy przed całym światem, szukając ulubionych rzeczy, miejsc, pozycji, zabawek. Dlatego, mimo że nie powinnam, kieruję się na drżących nogach wzdłuż korytarza, skradając się niemal jak dziecko, które ucieka przed strachami w nocy.

Moje botki odbijają się echem od ścian korytarza, wyłożonego wykładziną. Na ścianach wiszą czarne lustra, a kiedy patrzę na siebie w ich tafli, widzę krótkie, jasne włosy, które kończą się trochę pod linią mojego podbródka. Grzywka opada trochę na moje oczy, ale jestem do tego na tyle przyzwyczajona, że nie przeszkadza mi już ona. Brązowe tęczówki patrzą na osobę, która odbija się w lustrze, a średniej wielkości usta pomalowane ciemno-bordową szminką, odbijają się na mojej jasnej cerze.

Zatrzymuję się na chwilę przed drzwiami do studia i liczę od dziesięciu w dół.

Dziesięć.
Dziewięć.
Osiem.
Siedem.
Sześć.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.

Ciągnę za klamkę, a ona gładko idzie w dół, za moją dłonią, następnie drzwi ustępują, a ja stawiam krok za próg. Pierwszym co widzę, są ściany, obite wygłuszającą pianką. Im szerzej otwieram drzwi, tym więcej rzeczy ukazuje się moim oczom.

Ale mimo wszystko, na środku i tak jest Mavra. W czarnych delikatnie wytartych dżinsach. Wyglądających na lekko za duże. Na sobie ma też ciemno-zielony sweter, który pasuje do koloru jego oczu. Na głowie założone ma słuchawki, jedno ucho jednak pozostaje bez zakrycia. Wiem, że słyszy, jak wchodzę do środka.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz