27

167 5 9
                                    

Powiedzmy, że dodaje ten rozdział na czas.

- Sprawa wygląda tak: wsypujesz mu to do napoju albo rozdrabniasz z jedzeniem. Po jakimś czasie odpadnie, nie powiem ci ile, to dokładnie zajmie, bo zależy od organizmu, ale to zawsze działa tak samo.

- Dziękuję - jest pierwszym co mówię do mężczyzny, od momentu naszego spotkania - Jest jeszcze jedna sprawa. To, że ufamy sobie teraz, nie oznacza, że któreś z nas nie popełni głupiego błędu. Załatwisz mi pracę w wydawnictwie, a w ten sposób będziemy na tyle blisko siebie, aby żadne z nas się nie wysypało.

Mężczyzna śmieje się gardłowo, odchylając głowę do tyłu. Gdyby nie to, że mam dowody, które posadziłyby go za kratkami, pewnie bym się go bała. Ale w tym wypadku, to ja mam nad nim kontrolę. Bycie córką prawnika czasem się na coś przydaje. Wygrałabym czy to pieniędzmi, czy znajomościami.

- Spodziewałem się, że to zaproponujesz, jesteś całkiem niegłupią bestyjką. Zrobimy jak mówisz, bo to i tak jest bardziej ryzykowne dla mnie niż dla ciebie. Nie jesteś ciekawa, dlaczego ci pomagam? Albo skąd wziąłem tę substancję?

Kiwam tylko głową, zaprzeczając. Mężczyzna odwraca się do mnie plecami i zaczyna już odchodzić, ale nie mogę się powstrzymać od rzucenia ostatniego zdania.

- Do zobaczenia w poniedziałek szefie!

Mężczyzna śmieje się pod nosem, ale na mnie nie patrzy. Odchodzi, zostawiając mnie z najważniejszą decyzją w moim życiu.
Stawiam na powrót ze szkoły na pieszo. Zajmuje mi to około pół godziny, w którego czasie myślę jak dokonać mojego planu.
Wszystko musi odbyć się tak, abym nigdy nie została o nic posądzona. Mój ojciec o godzinie dwudziestej pierwszej bierze codziennie jedną tabletkę kreonu, ktoś kto go znajdzie zdziwi się, że ojciec wcale nie wziął dziś kreonu. Zastanawiam się nad tym jeszcze przez chwilę, czy naprawdę chcę to zrobić? Przecież to mój ojciec. Nie będzie odwrotu. A mimo wszystko potrzebuję się od niego uwolnić, mnie i moją mamę. Nawet jeśli miałabym ponieść jakieś konsekwencje, to jestem w stanie to zrobić.

Poza tym wszystko przemyślałam, nic nie może pójść nie tak.

Dokładnie o godzinie dwudziestej pierwszej trzynaście Sean Wilson sam skazuje się na śmierć. A wtedy ja waham się przez chwilę. I przez ułamek sekundy żałuję. A potem moja litość odpuszcza.

Zajmuję to trochę czasu, zwłaszcza że dokładnie liczę każdą sekundę. Ale w końcu wiem, że to nadchodzi. Schodzę po schodach powoli, jakbym nie wiedziała co się dzieje. Tak, jakbym myślałam, że mój ojciec znów jest zwyczajnie pijany i się przewrócił. O dziwo, mama też nie reaguje.

Słychać trzask, głośne łupnięcie rozrywające ciszę, jaka dotąd panowała. Nie ma żadnego jęknięcia, stęku, żadnego dźwięku wydanego przez ciało ludzkie. Jest tylko ten melodyjny huk, który odbija się w mojej głowie. Kolejna jest krew, czerwona jak cegła, wypływająca z głowy i oczodołu. Widok nogi od krzesła, która wydrążyła dziurę w miejscu, gdzie powinno znajdować się oko. Schody z ciemnobrązowego drewna, które staje się szkarłatne. Do tego jest też krzyk, rozrywający struny głosowe, zwiastujący śmierć.

Ten widok mnie przeraża, robi mi się zimno, ale nie potrafię niczego powiedzieć. To moja matka dzwoni na pogotowie, podbiega do ojca, jakby to miało coś zmienić.

Jakbym go nie zabiła.

Pogrzeb, który odbywa się trzy dni później jest cichy. Z matką płaczącą na ramieniu Arsena, bo ja nie mogę znieść jej jęczenia. Najchętniej już by mnie tu nie było. Im dalej od tego nieszczęśliwego wypadku, tym bardziej ich wszystkich nienawidzę. Nie wiem czym, jest to spowodowane. Arsen patrzy na mnie ze współczuciem, ale ja już go nie potrzebuje. Można było współczuć mi ojca alkoholika, ale teraz gdy już go nie ma, nie ma o co się martwić.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz