22

219 4 1
                                    

Kiedy wracamy do Atlanty, nie odzywamy się do siebie. I obydwoje wiemy dlaczego. Z mojej winy, Boże jestem tak głupia. Tak naiwna w myśleniu, że nie ma to dla niego znaczenia.

Ile razy jeszcze zawiodę?

Nie wiem, jakie odczucia ma w stosunku do tego wszystkiego Mavra. Tak, wiem, że jeśli by mnie od siebie odsunął, ustąpiłabym. Ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam tego tak bardzo, że bolało. Wszystko do mnie powraca. Czuję, że w końcu przyciśnie mnie do ściany i już nie będę miała żadnej drogi ucieczki. Myślałam, że zapomniałam, że zatarłam moją ciemną przeszłość.

Ta jednak ciągle we mnie jest, czuje jak wypełnia moją klatkę piersiową, za każdym razem, gdy biorę oddech. Nie wiem, czy sobie z tym poradzę.

W domu czeka na mnie Harper, znów nie wiem na czym stoimy. Nie jestem pewna, czy będziemy rozmawiać normalnie, czy może zamilkniemy.

Ostatnio nie wiem niczego.

- Żyjesz? – Pyta Sophie, którą poprosiłam o to, aby zemną usiadła. Jutro spędzilibyśmy niedzielę razem, tylko jeśli byśmy ze sobą rozmawiali.

- Tak, wszystko okej. Wiesz za ile będziemy? – Pytam, mając już dość tej drogi.

- Nawigacja pokazuje jakąś godzinę, musisz się odrobinę pomęczyć. Hałas raczej nie będzie ci przeszkadzał, wszyscy są na kacu.

Rozglądam się dookoła patrząc na innych i faktycznie nikt nie mówi dużo, wszyscy są cicho w porównaniu z drogą w pierwszą stronę. Cicho jest też Mavra, nie odzywa się, ale też nie śpi. Na siedzeniu obok niego znajduje się Logan, który pokazuje mu coś na telefonie. A Mavra śmieje się i jest to tak idealny, piękny śmiech, że mimowolnie sama się uśmiecham. A potem w myślach karcę.

Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, co mu zrobiłam?

Uśmiech schodzi z mojej twarzy, jak mam go unikać? Nagle podnosi się ze swojego siedzenia i śmieje, bo kierowca gwałtownie hamuje. Logan chichocze wysoko, jego śmiech mogłabym wziąć za jakąś kobiecą barwę głosu. Mavra kieruje się w naszą stronę, ale głupio wierzę, że nie chce podejść do mnie. Ale im bliżej nas jest, tym lepiej wiem, że chodzi mu o nas. 

- Soraya? – Mówi, a ja wciąż udaję, że wcale go wcześniej nie zauważyłam.

- O, Mavra, co tam? – Zgrywanie głupiej zdecydowanie do mnie nie pasuje. A mimo to próbuję.

- Możemy pogadać? – Pyta, a ja zastygam na sekundę.

- Jasne.

Mężczyzna podaje mi dłoń, a ja łapię ją w swoją. Sophie przepuszcza mnie, starając się jak najbardziej przybliżyć do siebie nogi, a następnie odchodzimy trochę w przód busa. Nie wiem, o czym chce rozmawiać Mavra. Właściwie przecież wiem, ale nie wiem czego mam się spodziewać.

- Wszystko okej? – Pyta głupio jak nigdy chłopak. Czy zemną wszystko okej?

- To... chyba powinnam zapytać o to ciebie. Czy wszystko okej? – Mavra patrzy na mnie podejrzliwie, skanując oczami moją twarz.

- Dlaczego pytasz? Przecież to ty... cóż, chyba cierpiałaś?

Po tym zdaniu głośno przełyka ślinę, jego grdyka przechodzi w górę i w dół, a potem jej ustawienie się normuje. Mavra jest jeszcze trochę wczorajszy. Nienawidzę tego.

Nie wiem, co we mnie zobaczył, ale na pewno nie było to cierpienie. Na pewno nie było ono moje.

- To była tylko chwila słabości, czasami wszyscy przecież takie mamy. A ja cię... hm, wykorzystałam – te słowa ciężko przechodzą przez moje gardło, ale wiem, że muszę je przełknąć. Nie daje sobie spuścić w dół głowy, trzymam ją uniesioną, patrzę mu w oczy.

Nienawidzę tego jak dumna jestem, czy  nie powinnam przepraszać, łkać? Wiem, że tak. Wiem też, że tego nie zrobię. Wcisnę tę sytuację w daleki kąt mojego worka wspomnień, zapomnę jak o każdej złej chwili. Postaram się ją unieszkodliwić, nawet jeśli ma to trwać wieki.

Voice Room [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz