8. Iza

1.4K 145 38
                                    

Ból jest otępiający, przeszywający na wskroś. Szarpnięcie zbyt intensywne gdy zawisam na pasach z oplecioną prawą ręką pod pasem wokół brzucha. Auto sunie dalej, bez kontroli. Zerkam na Daro, jak wisi wpół zgięty w oknie kierowcy.

- Daro, mów do mnie - skrzeczę zachrypniętym głosem.

Jest nieprzytomny, o to się modlę w myślach. Na panelu kierownicy zaczynam stukać by zmniejszyć prędkość na tempomacie. Do 30 km/h, dalej się nie da. I tak suniemy przez most. W tle słyszę nadjeżdżające auta. Przymykam powieki. To nasi, to nie Wieliczka. Nikt się z Wieliczki przecież nie ostał.

- Wyłącz tempomat Iza, nie dogonię was inaczej - odzywa się znajomy głos.

Unoszę głowę i widzę jak Gaju krzyczy z drugiego auta. Więc usuwam na panelu kierownicy prowadzenie na tempomacie, ale nie wyhamuję. Daro przysłania mi dostęp do pedałów. Jednak, auto samo zaczyna wytracać prędkość, aż do momentu powolnego sunięcia się 5 km/h. Leszek wyskakuje ze swojego auta, pomaga Darkowi wbić się ciałem do środka, ręką naciska hamulec.

- Zmieniaj wajchę na „P" Snajperko - poleca.

- Już - szepczę zdruzgotana patrząc chwilami na Daro.

- I zaciągnij ręczny - Leszek dodaje.

Wykonuję również. Zaczyna się balet służb ratunkowych z Leszkiem na czele. Wyciągają Darka. Gaju odbezpiecza mnie z pasów i ostrożnie niesie w stronę noszy.

- Co z dzieckiem? - pyta przejeżdżając dłonią po mojej pupie i zerka na nią. - Nie krwawisz Iza, jest git, nie denerwuj się. Ostudzaj emocje, pamiętaj dla kogo walczysz z nerwami.

A ja ze wszystkich sił, ja, ta szalona, nerwowa i wyszczekana powtarzam sobie przez całą drogę znane polecenie Daro: „Nerwy w konserwy".

- Uważajcie z lekami, jest w drugim trymestrze - poleca służbom ratunkowym.

Zdenerwowanie w głosie Gaju świadczy jedynie o tym, że jest źle. Chujowo. Boli mnie klatka piersiowa od nacisku ciała na pasy, prawa ręka na całej długości, bo ją podłożyłam pod pasy. Lewą sama przejeżdżam po swoim kroczu jakbym nie ufała Leszkowi. Widząc czystą dłoń, bez śladów krwi, uspokajam się, wyciszam, zasypiam.

Błagam, tylko nie on. Z tymi słowami budzę się w białej koszuli nocnej. Wszędzie unosi się smród z leków i silnego środka do dezynfekcji. Szpital. Kolejny w przeciągu pół roku służby. Pierwsze co, zaczynam macać brzuch, a czując maleńkie uwypuklenie, serce wystukuje Makarenę. Żyjesz, żyjemy, nic mi się nie przyśniło. Nikogo przy mnie nie ma, tylko pikanie dookoła.

- Daro - skrzeczę.

Ostatnim razem, gdy to zrobiłam, był, zaraz obok, po lewej stronie na dosuniętym łóżku. Odkręcam więc głowę, ale nie ma nic, poza mną i pustą salą. Gdzie oni kurwa wszyscy poszli w pizdu! Zaczynam odpinać się od kroplówek gotowa, by znaleźć młotka na własną rękę.

- Czy pani oszalała? - do pokoju wchodzi pielęgniarka i zaczyna podpinać mi wszystko na nowo.

- Gdzie Daro? Gdzie nadkomisarz Struzik? Żyję? - piszczę cicho.

- Operują go jeszcze - wzdycha. - Duży chłop, poradzi sobie.

- A moja rodzina? Czy ktoś tu jest? - patrzę na nią wzrokiem szaleńca.

- Ja jestem - odzywa się kobiecy głos.

Zerkam w stronę drzwi. Ania wygląda jak trup. Biała, zgaszona. Za nią stoi odrobinę zdenerwowany Qbek. Błagam nie, po prostu kurwa błagam nie!

- Nie mówcie mi kurwa, że umarł! - warczę wściekła.

- Nie nie nie - Ania zaczyna mówić pełna entuzjazmu zbliżając się do łóżka, jakby czuła potrzebę uspokojenia mnie. - Stracił bardzo dużo krwi Iza, jest źle, bardzo źle - szepcze.

3. KONSEKWENCJE I SPŁATYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz