15. Daro

1.7K 140 95
                                    

Widok jej radości w oczach na teczkę i pendrive jest złym omenem. Bardzo złym. Moja nienarodzona córka będzie identyczna, bo Iza zamiast jej czytać coś z Baśni braci Grimm, to rozwiązuje kolejną zagadkę kryminalną.

Bezpieczna była do 12-go tygodnia ciąży, a przez kolejne, ech, szkoda gadać. Atak w mieszkaniu, gdzie naruszono plomby, atak podejrzanego na Starowiślnej, atak Radka na Nowohuckiej, wybuch pod Rondem Mogilskim, akcja policji na Ruczaju.

A ja głupi, by poprawić jej humor, daję akta trupa w wannie. Jedyne co, pisze mi potulnie co godzinę wiadomość kontrolną, że wszystko ok. Przez ostatni tydzień przestała to robić regularnie, a ja w obawie, że ją na przykład obudzę, czekałem, aż sama napisze. Wie, że akcją wjazdu na Ruczaj spieprzyła niemiłosiernie, ale zaskoczeniem jest dla mnie ogromnym, że spuściła głowę i była cierpliwa.

Nie wykłócała się, nie przepraszała, a przede wszystkim. Nie stosowała szantażu emocjonalnego, że jest w ciąży chociażby i powinienem jej ulec. Jedyne co, chodziła smutna, nieobecna, jednakże nie było to grą z jej strony.

Po otrzymaniu teczki, pendrive z dokumentami w wersji elektronicznej i nagraniami z przesłuchań wróciła dawna Iza. Hania dawała jej ostro popalić, bo niekiedy wracałem do domu, a ona spała z dokumentami na brzuchu, ale uśmiechnięta.

Zdziwicie się, ale drogą impulsu, kupiłem ten pieprzony pierścionek. Znając minimalizm Izy w okazywaniu uczuć i ostentacyjnemu pokazywaniu się na zewnątrz, postawiłem na delikatny z białym diamencikiem i dwoma topazami po bokach. Nic krzykliwego. Tylko dni mijały, a mnie brakowało odwagi, by go dać. A może nie tyle odwagi, co obawiałem się odmowy. Dla mnie od momentu wypadku było już pewne, że jesteśmy rodziną.

Byłem gotowy zginąć, byle Iza z Hanią przeżyły. Ona była gotowa się poświęcić i trwać przy mnie, nawet jeśli zostałbym kaleką. Mimo to, czułem, że propozycję ślubu odbierze jako formę uwiązania, skoro ojciec od lat tak ochoczo pragnął ją z kimś zeswatać.

- Jesteś dziś jakiś nieobecny Daro.

Właśnie wróciłem z kolejnych nadgodzin. Domykanie z Grzesiukiem sprawy Santorów zajęło nam znacznie więcej czasu, niż się wszyscy spodziewali. Kolejny raz trzeba było przygotować raporty z opisaniem wszystkiego, bo prokurator Malinowski jest w tym uwalony po uszy i czerpał niemałe korzyści za sprzedaż informacji. Opowiadam o wszystkim Izie, a ona aż siada z wrażenia. To pierwszy raz, kiedy przekazuję informacje związane z Santorami.

- Kiedy ty prowadziłeś sprawę Santorów, jak my to mieliśmy oddać? - zwęża oczka.

- Wspominałem ci przecież - cmokam lekko już wkurwiony.

- Wspominałeś, że pomagasz Grzesiukowi, a to różnica. Ja za pomoc Rafałowi dostałam takie zjeby - kręci głową i wzdycha. - A ty po tym wszystkim nawet mi akt nie dałeś.

- Nie było tam mojego nazwiska Iza - syczę. - Niczyjego miało nie być z wydziału. Artychów zabili z zimną krwią, ostentacyjnie dokumentując jak się pozbywają niewygodnych ludzi co za blisko węszą. Mamy co robić, bo nikt się nie chce podjąć bez niezłomnych dowodów. Sprawa jest na krawędzi i nie dopuszczę, by o mnie wiedziano. Nie tym razem.

Milknie, całe szczęście, ale widzę jak się wierci, dupa już ją swędzi. Ja nie ogarniam, nie rozumiem. Mamy już 5 sierpnia, za trzy tygodnie rodzi, o ile dotrzyma ciążę terminowo, bo tak naprawdę może rodzić na dniach, a jej się wojaże marzą i śledzenie kolejnych spraw.

Zerkam jak Iza łapie się za brzuch i zaczyna robić głębsze wdechy. Nie, spokojnie, nie reaguję paniką. Mój strach by jej nie pomógł, tylko wystraszył. Czekam, bo to prawdopodobnie kolejny skurcz, które powtarzają się coraz częściej i wydłużają w czasie.

3. KONSEKWENCJE I SPŁATYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz