13. Daro

1.9K 126 75
                                    

Nigdy nie myślałem, że po śmierci dziewczyny, która swoją dobrocią, inteligencją i stanowczością spowodowała, że byłem gotowy na związek, poznam kobietę tak silną i wytrwałą, że nie będę potrafił bez niej żyć.

Nie należę do facetów, co komplementuje, by w kimś pobudzić reakcje do walki. Jej nie musiałem nic mówić, a i tak to zrobiła. Silna, dzielna, zorganizowana.

Cieszyło mnie, jak wokół nas ludzie nazywali ją moją narzeczoną. Śmieszyły mnie jej reakcje, gdy ktoś tego nazewnictwa używał i czułem przyspieszone bicie serca, jak sama mnie narzeczonym tytułowała.

Do niedawna to ja byłem jej wzorem i mentorem. Teraz bez większego problemu przejęła na siebie obowiązek dowódcy i zaczęła wydawać rozkazy. A na to przecież zgody nie wyraziłem.

- Dawaj Daro, jeszcze kilometr, nie wal siary!

Wróciła moja zmora uradowana z basenu i wisi nade mną, jak kończę trening na bieżni. Tylko ona mi skończyć nie daje. Motywuje uradowana robiąc za trenera. Przyspieszam, by jej pokazać, że z moją kondycją jest wszystko w porządku, ale wysiłek odbija się echem doprowadzając do niemałej zadyszki. Wyłączam bieżnie i padam sapiąc. Iza dodreptuje obok mnie i nachyla się uśmiechając bezczelnie.

- Będziesz rzygał? - szczebiocze słodko, na co śmieję się na zmianę łapiąc powietrze. Wredna jędza!

Nie mogę uwierzyć, że się z nią dogaduję, że w ogóle potrafię się dogadywać na co dzień z jakąkolwiek kobietą. Z Gabi nigdy nie zamieszkaliśmy razem, nie zdążyliśmy. Nie oszukujmy się, Iza jest pierwszą kobietą, której udało się w związku ze mną dojść tak daleko. I o dziwo, nie jestem znudzony. Wciąż żyję na etapie: czym jeszcze mnie zaskoczysz?

I to każdego dnia, chociaż te wyglądają podobnie. Śniadanie, siłownia, dom. Wybieramy wszystko do pokoju Hani, omijam ciągiem urządzanie drugiego pokoju jako garderoby. Nie wiem, co ona się uparła z tą garderobą, skoro wie doskonale, że muszę syna dostukać, a najwidoczniej zapomniała.

- Jutro zmiana schematu dnia narzeczono - mruczę jej do ucha głaszcząc brzuszek.

Nawet przestała negować status. Więc formę okiełznania przez wmówienie uważam za skuteczną.

Mamy ostatni dzień czerwca, niedziela. Zgodnie z decyzją, jutro wracam do pracy, więc zabieram samochód. Iza dogadana z Anią, będzie jeździła na siłownię z nią i Qbekiem, a potem wracała na mieszkanie. Co z resztą dnia? Zaczyna się grymaszenie.

- Ja ocipieje w czterech ścianach mieszkania - stęka. - Wrócę o 11-tej i nie wiem co mam ze sobą zrobić.

- Odpocznij - szepczę jej zalotnie do ucha. - Albo idź do Ani i pierdolcie głupoty do upadłego - chichoczę.

Hania ma już 32 tygodnie. Termin na końcówkę sierpnia, chociaż lekarz nam podkreślał wielokrotnie, że przy jej gabarytach to może się pojawić na świecie już w połowie miesiąca. Co noc jest bardzo aktywna i zadziorna po mamusi.

- W dupę se wsadź swoje dobre rady - warczy, po chwili stęka.

Właśnie Hania zrobiła kolejny wykop, na co chichoczę.

- Jak będziesz dla mnie niemiła, to nasza córka się odegra w moim imieniu.

- Zmówiliście się chyba - fuka.

Do tematu ślubu, od akcji w łazience Gawrońskich nigdy nie wracałem. I nie mam zamiaru. Rozumiem, że powinienem dać jej wybór, ale ona go dokonała, ba! Ona sama mnie nakręcała na rehabilitację argumentując, że muszę jeszcze uklęknąć. Kiedy zobaczyła mnie sprawnego w przedpokoju wspólnego mieszkania, tak uciekła od złożonej obietnicy. Więc...łaski bez! I tak jest moja do cholery. Ciałem, sercem, umysłem. Tak jak ja jestem jej. Głupi świstek tego ani nie potwierdzi, ani nie zmieni.

3. KONSEKWENCJE I SPŁATYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz