Spóźnieni, ale pewnym krokiem idziemy w kierunku kierownika USC. Nie ma w nas wątpliwości. We mnie nie było ich nigdy. W momencie gdy ją poznałem mniej, lub bardziej świadomie szedłem do tego właśnie punktu. Mijamy zebraną garstkę gości.
Uśmiecham się ciepło na widok rodziny z wyboru, rodziców. Posyłam chłodne skinienie głowy ojcu Izy, którego nadal nie potrafię zrozumieć, ani rozgrzeszyć. Lecz zamieram na widok Patryka z wcześniej wspomnianą Zosią.
Śliczna jest. Czarne włoski, ciemne oczka, ciemniejsza karnacja. Wygląda na jakieś cztery lata, a ja zamiast się skupić na ceremonii, w myślach błagam Boga, by mi nie odjebał manewru w stylu Pablo i Inki, że mój popierdolony braciszek właśnie przybył na ślub z moim nieślubnym dzieckiem tylko po to, by mi dosrać po całości.
Nadchodzi moment złożenia przysięgi, więc ponownie zamiast skupić się na Izie, patrzę na małą jak sroka w gnat szukając po zakamarkach przeszłości, z którą dupą od bzykania mogłem się córki na boku dorobić.
Przysięga, chociaż zaczyna się słowami „Świadomy praw i obowiązków..." nijak się ma do mojej świadomości, a raczej pustki w głowie i hulającego tam wiatru na potęgę. Zawieszam chwilowo wzrok na Pablo. Uśmiecha się krzywo, przymyka oczy i kręci głową. Zaczynam oddychać pełną piersią. Jednak nie moje!
Dbaj kochaj chroń do ostatniego tchu szepczemy sobie wzajemnie podczas nakładania obrączek, bez pokazówki. Mogę być otwarty, a wśród swoich pokazywać, że moje dziewczynki są dla mnie całym światem, mimo to przysięga jest zbyt intymna, by się nią dzielić.
Po ceremonii Pablo skupia uwagę wszystkich na sobie zapraszając gości do sali, a gdy rodzice otrzymują w progu chleb, sól i wódkę, by nas przywitać, tak słyszę piśnięcie Izy.
- Komedia taka, że ja pierdole - syczy w moim kierunku.
- Weź już nie przeginaj - szepczę śmiejąc się. - Jeszcze nie słyszałaś piosenki na pierwszy taniec.
Patrzy na mnie lekko zdenerwowana, albo i zażenowana. Bardzo lubię w niej tą cechę. Nie rajcuje ją bycie w centrum uwagi.
Po przywitaniu jak tradycja nakazuje porywam Izę w ramiona, aż z trudem udaje jej się zatuszować syknięcie. Kurwa, nie pomyślałem. Oberwałem w swoim życiu dwa postrzały w bark. Jeden w łopatkę. Ból łopatkowy jest nie do opisania i sam się poddałem pozwalając, by mi dawali przeciwbólowe. Ale Izka nie weźmie nic z uwagi na Hanię. Jest pod tym względem uparta jak osioł.
- Powiedz mi, że to nie ty wybrałeś piosenkę na pierwszy taniec - szepcze mi warcząc do ucha.
Uśmiecham się jak typowy bajerant i potakuję głową. Oczywiście, że ja.
- Chciałem zobaczyć twoją minę, jak polecę ckliwo romantycznym pierdolamento, a ty będziesz zmuszona uśmiechać się słodko.
Jak poprosiłem Kubę trzy dni temu, by znalazł mi coś słodko mdlącego, tak ten zapodał przerobioną wersję jakiejś melodii disco polo na taniec wolny „A ty bądź" potwierdzając, że nic bardziej cukierkowego nie zna.
- Ta piosenka płynie takim miodem, że zaraz się przykleję do podłogi palancie - warczy ponownie uśmiechając się sztucznie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - puszczam jej oczko.
A gdy mierzy mnie wzrokiem, bo jakby nie było, Iza nie umie grać, ani panować nad emocjami, tak ja puszczam salwę śmiechu odchylając głowę. I chuj, niech sobie myślą wszyscy co chcą. A ci, co znają mnie dobrze, wiedzą, gdzie mam czyjeś zdanie.
Przychodzi moment życzeń, na które oboje dostajemy skrętu kiszek. O ile ja mogę jechać na minie słodkiego bajeranta, o tyle Iza nie umie długo uśmiechać się cukierkowo, poza tym, za każdym razem jak ktoś ją przytula, widzę jak spina łopatki.
CZYTASZ
3. KONSEKWENCJE I SPŁATY
RomantikTrzecia część cyklu "Z Wyboru". Kraków. Zgodnie z obietnicą Ani, Wieliczka osadzona. Wracamy więc do zadziornej pary po trzech miesiącach od rozstania, kiedy Daro otrzymuje od Izy pierwsze zdjęcie USG dziecka. Jak zachowa się chujek zdobywca? Czy z...