Prolog

769 26 5
                                    

Wnętrze pomieszczenia było mroczne. Delikatne światło zdawało się nie odbijać od mebli i urządzeń upchanych ciasno obok siebie. Na pierwszy rzut oka pokój wydawał się być nieco zaniedbany. Jednak po przetarciu oczu z ciemności wyłaniała się całość tworząca przyjemną kompozycję. Harmonia, która bez wątpienia została zaplanowana przez kogoś, kto zna się na design'nie. Wszystko znajduje się dokładnie tam gdzie powinno się znajdować. Wygoda połączona z funkcjonalnością. Każdy, kto wszedłby do środka, dosyć szybko połapałby się gdzie czego szukać i jak używać. Lokal można było nazwać intuicyjnym. W końcu został zaprojektowany przez kogoś, kto posiadał niesamowitą impresję. Nie chodziło nawet o to, że ta osoba była kobietą, a jak wiadomo one mają zupełnie inne spojrzenie na wszystko niż mężczyźni. Tutaj rozchodziło się o coś więcej. Coś co zwykli ludzie mogli określić jedynie jako „szósty zmysł", a nawet to mogło być zbyt wąską definicją. W przypadku tej konkretnej jednostki można było mówić o niesamowitym przeczuwaniu nadchodzących zdarzeń, zahaczając wręcz o jasnowidzenie. Chociaż wizje, które miały się rozegrać były dalekie od czegoś, co można określić mianem „jasno", zdecydowanie zbliżało się coś ciemnego i mrocznego.Gospodarze siedzieli na fotelach otoczeni kosmiczną nicością i myśleli. Pomysł gonił pomysł, a wszystko trzeba było dopracować. Już za tydzień zacznie się apogeum, niepozwalające nawet na chwilę wytchnienia. Projekt, który całkowicie odmieni losy ludzkości, a przede wszystkim tej dwójki. Wiedzieli, że ilość zmiennych oraz prawdopodobieństwo dotarcia do celu jest bardzo ciężkie do określenia, ale nie poddawali się. To motywowało ich jeszcze bardziej. Ani jego, ani jej nie było widać w tej ciemności. Taki klimat sprzyjał tworzeniu, ale niektóre pomysły należało spisać, a do tego potrzebne było światło...Do powstania mroku potrzebna jest odrobina światła, pomyślałem poetycko.- Potrzebujemy lampy – powiedziałam, a mój głos rozszedł się echem po pomieszczeniu.- Elektrycznej czy przenośnej? – wyłoniło się pytanie. Automatyczne, jakby mężczyzna, który je zadał tylko czekał, aż zostanie o to zapytany. To było na swój sposób imponujące.- Przenośna wystarczy – włączyłem się do rozmowy. Nagle, po drugiej stronie pokoju, pojawił się punkt. Rzucił białe światło na stoły, warsztaty oraz półki z książkami. Blask zatańczył na stosach dokumentów, prześwietlając spowite kurzem kroniki. W naszą stronę szedł chłopak. Wzrok skupiliśmy na jego twarzy. Wydawała się być na swój sposób idealna. Jedyną oznaka pewnej inności były skronie, które miały nieco metaliczny kolor. Reszta tworzyła iluzje czegoś doskonałego. Śnieżnowłosy postawił lampę na stoliku przed nami. Ubrany w garnitur, wyglądał reprezentacyjnie i zjawiskowo. Podziękowaliśmy mu, a ten ukłonił się i odszedł w mrok, do drugiej części lokalu. Słychać było tylko ociężałe kroki, zdecydowanie zbyt głośne, jak na młodego mężczyznę jego postury. Było w nim coś dziwnego, a to podobało nam się najbardziej.- Zaczynamy? – zapytałem.- Oczywiście Ukochany – powiedziałam chwytając pierwszą z teczek i rozwiązując ją. Nagłówek, napisany przeze mnie odręcznie, głosił...


Raphael de Caumont Raphael miał serdecznie dość tego, co działo się w jego domu. Obowiązki przeganiały się nawzajem. Nie miał czasu na nic, poza ciągłymi treningami oraz nauką. Tego ranka usiadł na łóżku i powoli spuścił nogi, żeby trafić nimi ślepo w kapcie. Gdy poczuł ciepło mimowolnie się uśmiechnął, ale ta dziwna anomalia szybko zniknęła z jego twarzy. Radość z życia była sukcesywnie wysysana z jego ciała co rano, dokładnie w tym samym momencie.- Listaaaa – krzyknął ktoś za drzwiami, po czym wsunął mu przez specjalną szparę kartkę papieru, która z gracją upadła na elegancki, zdobiony dywan. Pieniądze wcale nie dawały szczęścia i Raphael był tego żywym przykładem.- Wrak – wtrąciłam nagle.- Zdecydowanie, ale wróćmy póki co do czytania – poprosiłem. Raphael podniósł się i pierwsze co zrobił to podszedł do lustra, gdzie spędził paręnaście minut na odpowiednim ułożeniu i uczesaniu jego charakterystycznej fryzury. Następnie ruszył do szafy, gdzie jego oczom ukazała się cała kolekcja przeróżnych, pięknych strojów – od płaszczy, przez futra, garnitury i marynarki, aż po zwykłe koszulki, spodnie i koszule. Wybrał swój ulubiony biały kostium z zestawem dodatków, które idealnie pasowały do jego białych włosów. Na koniec kapcie zamienił na wygodne i eleganckie buty, które dla pewności jeszcze wypastował. Sięgnął po wodę kolońską i psiknął dwa razy na nadgarstek prawej ręki, po czym delikatnie rozprowadził za uchem. Był absolutnie gotowy na kolejny dzień.- Teraz wystarczyło zacisnąć zęby. - Zerknął w stronę drzwi i zaklął pod nosem - Jak zwykle długa – mruknął sam do siebie, patrząc na listę leżącą na jego dywanie. Nagle usłyszał kroki na korytarzu, które ucichły tuż przed jego drzwiami. Zastanawiał się czego jego ukochana matka zapomniała mu napisać. Szpara, przez którą wpadła kartka papieru ponownie się otworzyła, a do pomieszczenia wrzucono kopertę. Raphael otworzył szerzej oczy, przez chwilę zaintrygowany tym, co zobaczył. Listy dostawał raczej rzadko, przynajmniej takie prywatne zaadresowane do niego. Nie wiedział, co dokładnie to oznaczało, ale z nieco większym zapałem podszedł i wziął wiadomość do ręki odrzucając na bok notatkę od matki. Ruszył w stronę dębowego biurka, stojącego w narożniku pokoju. Chociaż do pomieszczenia wpadała cała masa światła z ogromnych, zakończonych łukami okiennic, ten zakątek zawsze miał w sobie jakiś mrok. Raphael był cholernie inteligentny. Lubił ostrzyć swój umysł przeróżnymi księgami, tak jak ostrzył swoje ciało jazdą na łyżwach. Niektórzy mogliby powiedzieć, że ma wszystko, ale jemu wciąż czegoś brakowało. Czy chodziło o wolność i swobodę? Nie do końca. Mógł przecież opuścić rodzinny dom, wyprowadzić się. Rodzice z pewnością by mu pomogli. Chodziło o coś, czego on sam nie potrafił określić. Uczucie, które nie dawało spokoju nawet w najmniejszym stopniu, a sprawiało, że kiełkowało w nim ziarno rozpaczy i beznadziejności, jednak nie poddawał się. Każdego ranka dziarsko sięgał po listę. Lekcje jazdy figurowej, siłownia, nauka języka hiszpańskiego i norweskiego, programowanie. Zajęć było wiele, a on to wszystko miał zrobić dzisiaj, do godziny 22:00. Każda minuta była zaplanowana. Miał teraz jedynie kwadrans na to, żeby zejść na lodowisko zbudowane przy jego domu, gdzie czekał na niego już zapewne mistrz świata w jeździe figurowej na łyżwach. Chociaż opis brzmiał poważnie, to nie należało zapominać, że Raphael sam był wirtuozem i arcymistrzem. Na lodzie czuł się lepiej niż na ziemi. Gracja ruchów, swoboda, szybkość i umiejętności – wszystko dopracowane, ale wciąż treningi były zbyt ważne, żeby z nich zrezygnować. Oparł się plecami o skórzane pokrycie fotela i odetchnął głęboko. Listę podpisał piórem, które stało na biurko i odrzucił na bok. Musiał potwierdzać przeczytanie każdego dokumentu podpisem. Miał solidnie dosyć chorych oczekiwań jego rodziny. Spojrzał na kopertę, jakby po chwili sobie o niej przypominając. Z przodu było napisane jego nazwisko, adres, kod pocztowy oraz nalepiony znaczek. Symbol przedstawiający ikonę z literą „P". Co to mogło oznaczać?- Wciąż uważam, że to dobry pomysł. Prosta i elegancka – powiedziałam.- To prawda – odpowiedziałem.Raphael również dostrzegł w niej staranność i estetykę. Od razu przykuła jego uwagę. Sięgnął po specjalny, zdobiony sztylet, którym przeciął kopertę i wyciągnął kartkę papieru drobnej gramatury. Był przyjemny w dotyku.„ Szanowny Panie Raphaelu,Chcielibyśmy poinformować Pana, że otrzymał Pan możliwość udziału w luksusowym wyjeździe w pięciogwiazdkowym ośrodku wypoczynkowym. Prosimy, aby stawił się pan w hangarze numer 83 w miejscowości Brescot, dokładnie pierwszego dnia nadchodzącego miesiąca z potrzebnymi bagażami oraz dokumentami. Jeżeli oferta Pana zainteresuje to prosimy o stawienie się na miejscu, nie musi Pan odpowiadać na tą wiadomość.Z poważaniemDyrektor ośrodka wypoczynkowegoPeccatorum" Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że pierwszy dzień miesiąca był już za dwa dni. Wiedział też, że taka okazja się nie powtórzy. To było jak znak od jakiejś siły wyższej, która nad nim czuwała.- Oj, patrząc na to jaka to siła wyższa, niech żałuje, że nie wierzy w Boga – zażartowałam.- Lepiej wierzyć w taką siłę wyższą, niż w nic – odpowiedziałem.Nie minął nawet kwadrans, który Raphael miał na przygotowanie się do treningu, gdy siedział już w prywatnej limuzynie, z niedużą torbą podróżną pod nogami i butelką jego ulubionego trunku w ręce. Był gotów na przygodę, a emocje były tak duże, że nawet nie zastanawiał się, gdzie jedzie. Ważne było, że daleko stąd. Nie zauważył też, że jego szofer, ma podejrzanie białe włosy. W końcu wyjeżdżał, kto by zwracał uwagę na taki mały szczegół...

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz