Rozdział 7: Warto spróbować (Wendy Vela)

35 1 0
                                    

Moi drodzy - nadszedł czas na rozdział siódmy, w którym spojrzycie na świat z względnie pozytywnej, ale przechodzącej małe załamanie Wendy! Postać, którą pokochacie, albo znienawidzicie - w zależności od tego czego szukacie w postaciach. Tak czy siak zbliżamy się nieuchronnie do końca tego epizodu i jego punktu kulminacyjnego! Zapraszamy do lektury i do komentarzy pod spodem, a także na Discord, którego odnośnik znajdziecie po lewej stronie bloga.---------------------------------------------------Przeczytałam swój zakaz i nie mogłam uwierzyć. Jak mogłam przetrwać z taką zasadą, przejęłam się. Zalała mnie fala obaw, ale widziałam, że nie byłam jedyną. Każdy stojący obok mnie czuł się podobnie.- Zaczynasz mnie poważnie wkurwiać z tymi swoimi zasadami i zakazami - krzyknął Dismas.- Panie Hardin, ja tylko wam je przekazuje, same zakazy...- Mam od swoich jebanych pracodawców! Kiedy ich w końcu poznamy? Mam dość tej całej sytuacji - wybuchł mocniej niż kiedykolwiek. Dismas, który zazwyczaj trzymał się na uboczu i wyrażał, co najwyżej swoje niezadowolenie, teraz aż drżał.- Jeżeli nie macie państwo innych pytań to zostawię was i pozwolę na spokojnie przetworzyć informacje. Wiecie gdzie możecie mnie znaleźć - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.Przez parę chwil panowała cisza. Nie lubiłam, gdy było cicho, wolałam jak wokół mnie sporo się działo. Szczególnie, że byliśmy w takiej sytuacji, która z każdym dniem wyglądała coraz gorzej. Nie żyłam po to żeby być uwięzioną, a po to żeby korzystać w pełni z życia.- Czy możemy coś ustalić, zanim każdy z was odda się waszej ukochanej panice? - zapytał Jacob, przerywając milczenie. Chociaż za nim nie przepadałam, to lubiłam jak bardzo napędzał akcje.- Nie uda ci się to - powiedziała spokojnie Julia.- Co mi się nie uda?- Chcesz żeby ludzie zdradzili swoje zakazy, a to nie wyjdzie. Ja nie zamierzam zdradzić swojego.- Właściwie chciałem tylko zaproponować, żeby podzielili się ci, którzy chcą, ale okej - odpowiedział poprawiając okulary - Już nic nie mówię.- Ja w sumie mogę powiedzieć, jaki mam zakaz. To naprawdę nic specjalnego - powiedział Alan.- Nie! Nie mów! - krzyknął nagle Dismas.- Dlaczego? - zdziwił się Aaron - Jak się chce podzielić to niech mówi.- Ech - westchnął Bandyta i wcisnął przycisk na swojej bransoletce - "Zakaz poznawania innych zakazów."- Wow, a myślałem, że to Alan jest tym pechowym - wyraził swoje zaskoczenie Yama.- Dobra, rozumiem. To jak chcesz możesz sobie tutaj zostać. My zejdziemy obgadać to w jadalni - Jacob spojrzał na Dismasa, a potem na całą grupę - Chętnych na przyjście zapraszam, sprawa jest poważna.Dismas bez słowa wyszedł z czytelni.- „Zakaz narzekania" – rozbrzmiał zakaz Pisarza - Zostanę w czytelni, może wpadnę na obiad lub kolacje - Maks usiadł na krześle, zdjął kapelusz ukrywający pozostałą część jego długich włosów i wyciągnął notes. Z grupy odłączyli się też Aaron, Julia oraz Rewolwerow. Ten ostatni opuścił towarzystwo w wyjątkowym pośpiechu.- My musimy rozwiesić poranne pranie, ale dołączymy jak skończymy - powiedziała Alice w imieniu swoim i Lily.- Pójdę z wami. Męczy mnie ten otaczający nas brud - dołączył do nich Raphael.We trójkę opuścili czytelnie idąc w kierunku pralni. Pozostała część grupy udała się do jadalni. Zastanawiałam się nad tym, co mogę teraz zrobić. Mój zakaz kładł mnie w naprawdę nieciekawej sytuacji i wiedziałam, że jeżeli nie wymyślę czegoś do wieczora to będę miała spory problem. Zeszliśmy i wkrótce byliśmy w jadalni, siedząc w miejscu, gdzie jeszcze godzinę temu beztrosko jedliśmy śniadanie. Wszyscy usiedli, oprócz Alana, który oparł się o ścianę.- Nie siadasz? - zapytała Audrey, wyjątkowo spokojnie.- Niestety - uśmiechnął się i wcisnął opaskę - "Zakaz siadania w obecności innych osób".Poczułam ukłucie niesprawiedliwości. Jego zakaz był tak błahy.- Co za zakaz - zaśmiał się Yama - Ale masz jeszcze trochę czasu żeby sobie posiedzieć przy nas.- Wolę się przyzwyczajać. Znając moje szczęście, zaraz usiądę gdzieś przypadkiem.- Dobra - Jacob wstał, dołączając do Alana - Powiem wprost - mój zakaz jest zbyt wrażliwy żebym go mógł zdradzić. Doradzam jednak tym, którzy mogą żebyście powiedzieli, to na pewno postawi was w lepszym świetle niż osoby, które będą to ukrywały.- Sprytne podejście panie detektywie - żachnęła się Sandra.- Dlatego zaznaczam, że do niczego was nie przymuszam, ale da wam to przewagę. Nagle coś zastukało. Nasze oczy skierowały się w stronę Oliviera, który uderzał swoim notatnikiem o stół. Wcisnął przycisk na bransoletce:- "Zakaz rozpoczynania rozmowy" - rozbrzmiał głos. To było po prostu niesprawiedliwe. Patrząc na to, że chłopak był głuchy i niemy, dodatkowe ograniczanie jego możliwości rozmowy prawie odcinało go od informacji. Zapisał coś w notatniku i pokazał siedzącemu obok Yamie. Ten przeczytał na głos:- "Proszę, niech ktoś zawsze pamięta o napisaniu mi, co się dzieje. Teraz nie będę mógł was nawet zaczepiać" i na końcu dopisał smutną buźkę.- Dziewczyny, przypilnujecie tego? - zapytał Jacob.- Ja się tym zajmę - obiecała Carmen, siedząca obok Agathy. Obie przesiadły się, żeby być bliżej Artysty. Ten uśmiechnął się serdecznie.- Dobra, teraz moja kolej - Audrey wyjątkowo nie przekrzyczała tłumu, tylko spokojnie włączyła się do rozmowy. Wcisnęła przycisk - "Zakaz krzyczenia".Grupa wybuchnęła śmiechem. Zabranie Audrey możliwości podnoszenia głosu było jak zabranie rekinowi zębów czy lodu z lodowiska - okradało całkowicie z charakteru.- Bardzo zabawne - widać było, że robi się czerwona, ale dzielnie powstrzymywała się od krzyku.- Kochana, mogę krzyczeć za ciebie - zaproponowałam - Będę twoim głosem.- To bardzo miłe, ale mój głos teraz jest bardziej donośny niż twój najgłośniejszy krzyk - odpowiedziała, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Zniknął on jednak równie szybko jak się pojawił, gdy odezwała się Sandra.- A ty co masz? Zakaz puszczania się?Zrobiło mi się gorąco, a szyję ścisnęło z nerwów. Postanowiłam jej jednak nie dać satysfakcji, chociaż ewidentnie była cięta tylko na mnie.- Wiesz, że mój zawód polega na tańcu, a nie uprawianiu seksu?- Każda tak mówi - wyszczerzyła się - Proszę cię, nikt ci nie uwierzy słonko... Zanim zdążyłam odpowiedzieć, przerwało mi wejście Alice i Lily. Usiadły przy jednym ze stołów.- Raphael wrócił do swojego pokoju, miał strasznie nietęgą minę - powiedziała Lily.- Coś się stało? - zapytał Mycroft.- Był strasznie ponury, bardziej niż zazwyczaj.- Chyba jego zakaz go przybił - stwierdziła - Ciekawe jaki jest. Tak czy siak, ustaliliście coś?Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na to pytania do jadalni weszła kolejna osoba. Na początku myślałam, że to jakiś nowy gość, bo nie potrafiłam go rozpoznać, ale gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że to był Komunista.- Gdzie twój mundur? - zapytał Ethan.- Nie denerwujcie mnie - widać było, że jest zdenerwowany, ale w jego głosie słyszałam smutek. Usiadł obok nas i oparł się o rękę. Wyglądał wręcz dziwnie, gdy po paru dniach noszeniem munduru pojawił się bez niego. Kliknął od niechcenia przycisk na bransoletce.- "Zakaz noszenia munduru"- To dyskryminacja - zauważyła Audrey, będąc na skraju podniesienia głosu.- Czy te zakazy muszą być tak upierdliwe - zdenerwował się Samfu.- A ty jaki masz zakaz?- Zakaz onanizowania się - powiedział ze smutkiem.- Czego? - zapytał zaciekawiony Ethan.- Jesteś odrażający - stwierdziła Elizabeth.- Taki już mój urok - wyszczerzył zęby.- A tak naprawdę? - Carmen włączyła się do rozmowy - Wciśnij przycisk jak już chcesz się pochwalić.- Mówię prawdę, jak nie chcecie mi wierzyć to wasz problem - zaśmiał się i wystawił dłoń w górę, żeby ktoś mu przybił piątkę. O dziwo Mycroft podszedł i to zrobił. Rozbawiło mnie to, uwielbiałam takie pozytywne osoby jak on. Wciąż byłam mu wdzięczna za bluzę, którą mnie poratował na lodowisku.- Ja mam bardzo dziwny zakaz, ale za bardzo mi nie przeszkadza - powiedziała Fryzjerka wciskając przycisk - "Zakaz spożywania alkoholu".- W sumie to jesteś nieletnia - zauważył Alan.- W sumie to dzięki za troskę nad nami tato - odgryzł się Samfu.- Nie to miałem na... mniejsza.- Ja mam taki - Twórczyni Zabawek wcisnęła bransoletkę - "Zakaz opuszczania pokoju po rozpoczęciu ciszy nocnej."- Moglibyśmy zrobić z tego ogólną zasadę - zaproponował Jacob.- Każdy powinien móc sobie robić to, co chce - powiedział Mycroft, a parę osób ochoczo pokiwało głowami. Mi też się podobał ten pomysł, lubiłam nocne spacery po korytarzach hotelu. Dawały zastrzyk adrenaliny przed snem.- Tak czy siak to spore ograniczenie - zauważył Alan.- Wieczorem i tak wolę siedzieć w swoim pokoju, tak jest bezpieczniej - odpowiedziała Agatha.- Wciąż nie rozumiem, dlaczego wszyscy zakładacie, że ktoś mógłby coś komuś zrobić - zastanowiła się na głos Alice.- Nie pochwaliłaś się, jaki jest twój zakaz. Nie znamy powodu, ale pewnie postawiłby cię w kiepskim świetle. Nie wiem, czy ktoś nie ma - jako zakazu czegoś, co może realnie zagrozić - Cecily włączyła się do rozmowy.- Mój zakaz to nic, ale nie mam ochoty się nim dzielić. Przyjaciółki wiedzą, że nie wszystkie sekrety powinny trafiać na forum publiczne.- Czy ktoś jeszcze chce przedstawić swój zakaz? - zapytał Jacob, ucinając rozmowę. W sali zapadła cisza. Nikt więcej się nie odzywał. Detektyw poczekał jeszcze parę chwil, krążąc pomiędzy stołami niczym rekin. Yama też wstał, wkładając ręce do kieszeni i odchodząc kawałek na bok w stronę Alana.- Dobra, czyli znamy zakazy ośmiu osób. Pozostałe czternaście pozostawia zasłonięte karty. Ciekawe - powiedział poprawiając marynarkę. Drzwi do jadalni się otworzyły i wszedł przez nie Aaron. Łypnął groźnie w stronę Mycrofta i usiadł niedaleko miejsca, gdzie wcześniej siedział Jacob - A ty Aaron nie chcesz zdradzić swojego zakazu? - zapytał.- Nie - rzucił wyjątkowo sucho. Nie lubiłam Informatyka. Był kompletnym przeciwieństwem Mycrofta. Chodził zasępiony, mały się odzywał i zgrywał wielkiego inteligenta, chociaż miał mało do zaoferowania. Wydawał się być momentami niebezpieczny, a patrząc na to, w jakiej sytuacji byliśmy, podejrzewałam, że mógłby coś komuś zrobić. Wewnętrznie się bałam, że może zrobić coś Mycroftowi.- Mam do was mały apel - Jacob przerwał mój proces myślowy - Nie dajcie się podejść. Jeżeli ktoś ma ciężki zakaz to niech powie o tym grupie. Razem to rozpracujemy i unikniemy katastrofy. Przecież nikt z was nie chce dać satysfakcji tym porywaczom, prawda?Miał racje. Zamierzałam wzorowo przetrwać. Miałam nieraz gorsze warunki. Jak przypominałam sobie dom i mojego ojca to przechodziły mnie ciarki. Czasy, gdy zaczęłam tańczyć też miały swoje mroczne momenty. Teraz życie testowało mnie po raz kolejny, a ja nie zamierzałam się poddać.- Przecież to jasne, że nie będziemy chcieli się pozabijać - powiedziałam.- A mi się wydaję, że ktoś czegoś spróbuje - wypalił znikąd Samfu.- Skąd taki wniosek? - zapytała Audrey.- Myślę, że ktoś z tych, którzy ukrywają swój zakaz, dostali coś mega grubego, typu zakaz nie popełnienia zbrodni.- To nie miałoby sensu - powiedziała Elizabeth. Detektyw milczał, więc odezwał się Alan.- Jak dla mnie mało, co tu ma sens. Przypomnijcie sobie schody - podszedł bliżej nas i przez moment chciał usiąść, ale zawahał się i powstrzymał - Ja dzisiaj i w najbliższe dni nie chodziłbym sam.- Ja się trochę boje Dismasa - powiedziała nagle, nieco słabym głosem Lily. Wyglądała jakby bała się nawet swojego cienia.- Słyszałem, że jest mordercą i zabił setki ludzi - włączył się Samfu, ale nie wierzyłam mu. Lubił koloryzować żeby robić wokół siebie zamieszanie.- Chyba słyszeliście o mnie - włączył się Rewolwerow - Bez munduru to już nie to samo. Właściwie mogę kogoś zabić, nie zależy mi już.- Żartujesz? - upewnił się Yama.- Da... Po prostu nie czuje się dobrze Towarzysze. Muszę się napić - powiedział, a w jego głosie było rzeczywiście słychać smutek.- Myślę, że każdemu by się przydało - zauważyła Sandra.- Nie powinniście chlać. Po alkoholu człowiekowi przychodzą tylko złe pomysły - skarciła ich Audrey.- Ja idę pić - stwierdził obojętnie Komunista i wstał - Idziecie ze mną?Z grupy odłączyło się parę osób, które z Rewolwerowem ruszyły na górę.- Ja umywam ręce - powiedziała Audrey zakręcając do kuchni. Dołączył do niej Jacob, a po chwili Samfu oraz Cecily. W jadalni ostateczni zostałam ja, Yama, Mycroft, Alice oraz Lily. Cała reszta rozeszła się w swoją stronę.- To ja proponuję wypad na lodowisko – przerwał ciszę Haker – Nie przyjmuje żadnych sprzeciwów, to idealny moment żeby się nieco rozluźnić. Z dala od wszystkich pozostałych osób. Rzeczywiście wszyscy się zgodzili. Ja musiałam zajść do pokoju po jakieś cieplejsze ubrania. Chociaż nie mogłam tam spać to wciąż mogłam korzystać z innych funkcji. Całą piątką ruszyliśmy w stronę klatki schodowej. Zauważyliśmy, że przy recepcji stał Dismas, który rozmawiał o czymś z Lokajem. Z ciekawości podeszliśmy do nich, ale Bandyta wyraźnie ucichł, gdy nas zobaczył.- Czy mogę jeszcze jakoś pomóc panie Hardin? – zapytał uprzejmie Lokaj.- Nie... dzięki – fuknął i zniknął za przejściem na klatkę schodową.Białowłosy obrócił się w naszą stronę.- W czym mogę pomóc? – zapytał.- Możemy wiedzieć, czego chciał Dismas? – zapytał Yama.- Nie powinienem wam mówić o tym, o czym rozmawiam prywatnie z gośćmi. Możecie wierzyć, że nie ma złych zamiarów i pytał raczej o kwestię techniczną.- Mogę mieć pytania? – zapytała Alice.- Oczywiście panno Clarise.- Jestem ciekaw czy jak podejrzewamy, że ktoś może nas skrzywdzić to możemy jakoś się bronić? Mieć strefę gdzie zamykamy taką osobę? Co w przypadku samoobrony albo jak ktoś kogoś namawia do zabijania? Jak wyglądają te przypadki?- Dużo pytań, ale postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Co do obrony to niestety możemy zezwolić jedynie na ogłuszanie napastnika. Jeżeli ktoś zabije to jest traktowany, jako morderca, bez wyjątku. Nawet, jeżeli zrobił to przez przypadek. Nie macie takiej strefy, ale wasze pokoje mogą służyć, jako cele. Nie ma takiego zakazu, więc jest to dozwolony środek. Co do namawiania - ukarana jest tylko osoba, która zabiła. Jesteście dorosłymi ludźmi i musicie wiedzieć, co robicie.- To nie sprawiedliwe - powiedziała - Czyli jak zaatakuje mnie facet, to mam się poddać? Przecież w życiu takiego nie ogłuszę, a jak go zabije to też jestem skończona.- Zarzekaliście się, że nie zrobicie sobie krzywdy, więc nie widzę problemu - po raz pierwszy usłyszałam u Lokaja coś w stylu ironii, chociaż wciąż uprzejmej i wypowiadanej z uśmiechem.- Jeżeli się coś stanie to będziecie mieli nas na sumieniu - włączył się Yama.- Panie Ellis... Gdybym miał sumienie to moje ciało dawno wisiałoby pod jednym z żyrandoli - zabrzmiał strasznie, a gorsze było to, że wciąż się uśmiechał - Muszę państwa przeprosić. Potrzebują mnie w innej części hotelu. Gdy to powiedział wcisnął coś za ladą. Recepcja zniknęła za żaluzjami, które wysunęły się z sufitu, a to wszystko przyozdobiła tabliczka "zaraz wracam".- Nie podoba mi się to - powiedział Mycroft - Chodźmy na te łyżwy, bo naprawdę...Przy klatce schodowej się nieco rozdzieliliśmy. Ja poszłam na dół do swojego pokoju, a reszta wsiadła do windy. Mycroft nalegał żeby pójść ze mną, żebym nie kręciła się po hotelu sama, ale zapewniłam go, że nic mi się nie stanie i po prostu poszłam w swoim kierunku. Zakręciłam po schodach w dół i ruszyłam do swojego pokoju. Po pokonaniu zamka dostałam się do miejsca, które zdążyłam już polubić. Dwa podwyższenia - jedno z królewskim łożem i aksamitną pościelą, a drugie z podestem i rurą do tańca. Ładna garderoba, kosmetyki i przestronna szafa. Niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Podeszłam do tej ostatniej i zgarnęłam nieco cieplejsze ubrania. Nie miałam ich dużo, bo większa część mojej szafy to były staniki oraz krótkie spódniczki, ale całe szczęście właściciele tego miejsca pomyśleli też o tym. Ubrałam ciepłe leginsy oraz puchową, przydużą bluzę i opuściłam pokój. Patrząc na zakaz robiło mi się strasznie przykro, ale nie miałam w swoim życiu miejsca na smucenie się. Byłam osobą, która żyła chwilą i nie przejmowała się problemami. Wróciłam na klatkę schodową i skorzystałam z windy. Mieliśmy dostęp do naprawdę niedużej części hotelu, ale trochę mnie przerażało to, że nie spotykałam nikogo po drodze. To było uczucie porównywalne do zgubienia mamy w sklepie, kiedy się było dzieckiem - całkowite zagubienie, nieprzyjemne ukłucia strachu, panika i łzy napływające do oczu. Momentami czułam się właśnie tak w tym hotelu. Wsiadłam do windy, starając się o tym nie myśleć. Wcisnęłam przycisk i po chwili wysiadłam na odpowiednim piętrze. Otworzyłam blaszane drzwi i znalazłam się na lodowisku. Pozostali czekali na mnie w szatni, szukając odpowiednich łyżew. Chociaż w pomieszczeniu było naprawdę zimno, to teraz ubrana lepiej, znacznie mniej to odczuwałam. Podeszłam do nich, a Alice podała mi od razu łyżwy. Odgadła mój rozmiar doskonale. Na moje zdziwienie odpowiedziała:- Kochana, nawet nie wiesz ile czasu spędzałam z przyjaciółkami w sklepach. Mogę określić twoje wymiary patrząc na ciebie przez pięć sekund - pochwaliła się.- Przydatna umiejętność... chyba - odpowiedziałam.- Chodźcie na lód! - Mycroft jak zwykle ekscytował się mocniej niż ktokolwiek w całej ekipie. Nałożyłam łyżwy i zapięłam je, żeby mocno trzymały się nogi. Wolnymi krokami dotarłam do wyjścia na lód i po chwili jechałam. Umiałam jeździć na łyżwach, chociaż nie byłam żadna mistrzynią. Raphael był tym, który poruszał się po lodzie z największą gracją. Teraz jednak go nie było, poszedł w swoją stronę po wizycie w pralni z dziewczynami.- Dawajcie, trzeba się zrelaksować! - krzyknął Mycroft, a jego głos odbił się echem. Zaczęliśmy jeździć. Lily i Alice trzymały się w miarę razem. Yama i Mycroft przeganiali się nawzajem, aż do momentu, gdzie Pokerzysta nie wyhamował na zakręcie i przyłożył w otaczający lodowisko murek. Dziewczyny zachichotały, ja parsknęłam, a Yama obolały trzymał się już bandy. Mycroft podjechał i zwolnił przy mnie.- Jak ci idzie? - zagadał.- Powoli. Dawno nie jeździłam, a kiedyś byłam w tym zajebista - odpowiedziałam.- Widać to po ruchach twoich nóg - spojrzał na nie - Trochę treningu i śmigałabyś lepiej od Raphaela.- Przesadzasz.- Serio! Jak tu trochę pobędziemy, a ty dasz się zaprosić z resztą, albo sama na jazdę to po wyjściu będziesz mogła zmienić zawód. Oczywiście jak będziesz miała na to ochotę.- Wiesz, lubię to robić – odpowiedziałam. Poczułam się nieco urażona, co musiał zauważyć, bo stracił pewność siebie i przestał patrzeć mi w oczy. Zrobiło mi się go trochę żal – Ale rozumiem plotki i mity krążące wokół mojego zawodu. Były mroczniejsze momenty, ale trzymam się dobrze.- Chciałem... Nieważne, po prostu nie o to mi chodziło. Ja też nie mam zawodu, który jest ogólnie pozytywnie odbierany, ale nie przejmuje się gadaniem – humor mu się trochę poprawił – Można powiedzieć, że jesteśmy wyrzutkami, a jednak jesteśmy najbardziej żywi z tej bandy smutasów.- To prawda. Jak patrzę na twarz Aarona to mam myśli samobójcze – powiedziałam śmiejąc się. Mycroft również wybuchł śmiechem, prawie tracąc przy tym równowagę. Zwolniliśmy razem i zaczęliśmy dalej rozmawiać. Przy rozmowie Haker stawał się jeszcze ciekawszym człowiekiem. Sporo przeszedł, ale był niesamowicie zaradny i zarażał swoim pozytywnym myśleniem. Wolałam go w takim wydaniu, niż człowieka, który załamany siedział w sali zabaw, ściskając panel od urządzenia. Nagle drzwi na lodowisko otworzyły się i stanęła w nich postać. To był Alan. Oddychał ciężko, wyglądał jakby przebiegł spory kawałek. Akurat kończyliśmy kółko, więc zaciekawieni podjechaliśmy do niego.- Uch... widzieliście może gdzieś Elizabeth? Szukam jej wszędzie i nigdzie nie mogę znaleźć – powiedział.- Tutaj jej nie ma – odpowiedział Mycroft – Złap oddech Alan, bo zaraz się przekręcisz. Coś się stało? Dlaczego jej szukasz?- Nie wiem, mam jakieś złe przeczucie, że coś się stanie...Nie lubiłam jak ktoś tak mówił. To było niepotrzebne sianie paniki, które bardzo szybko udzielało się innym. Nie trzeba było czekać długo, bo Fryzjerka już wyglądała na wystraszoną.- Sprawdzałeś w jej pokoju? W sali zabaw? – zaproponowała Alice.- Tak...- Może ona po prostu położyła się spać, albo nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Drzwi miała zamknięte? – zapytał Yama.- Nie patrzyłem... Ale raczej tak. Dobra, nie przeszkadzam już wam, miłej zabawy – powiedział wychodząc. Gdy drzwi się za nim zamknęły głos zabrał Mycroft:- Nie podoba mi się takie niepotrzebne sianie paniki...- Martwi się o swoją przyjaciółkę, to w sumie nic dziwnego – odpowiedziała Alice.- Jak chcecie możemy pójść mu pomóc, ale myślę, że nic złego się nie stało, a ona po prostu ma go dość. Elizabeth jest dziwna i trzyma stronę mojego odwiecznego rywala, więc ma to zakodowane wewnątrz siebie.- Nie, nie... Pojeźdźmy jeszcze trochę, błagam – poprosiła Lily – To mnie strasznie odpręża i pozwala zapomnieć o wszystkim.- To dawajcie – zarządził i ruszył dalej. Byliśmy na lodowisku jeszcze ponad godzinę. Zeszliśmy w końcu całkowicie zmęczeni, ale niesamowicie zrelaksowani. Przez krótki, błogi moment zapomniałam o tym gdzie jestem i co tu robię, ale gdy tylko wróciliśmy do klatki schodowej przy recepcji wszystko uderzyło z powrotem. Spotkaliśmy schodzących z góry Sandrę, Rewolwerowa oraz Ethana. Spojrzałam na Uwodzicielkę i już wiedziałam, że będzie próbowała mnie zaczepić. Nie zamierzałam jej się dawać, a on musiała wyczuć we mnie zagrożenie, bo za każdym razem próbowała rzucać mi kłody pod nogi. Tym razem nie zaczepiła mnie jednak słownie, ale przechodząc, popchnęła z barka. Zdenerwowana odwróciłam się i krzyknęłam do niej:- Masz ze mną jakiś cholerny problem? – cały czas spędzony na lodowisku wydawał się zniknąć. Czułam złość i bezsilność, które sprawiały, że miałam ochotę się na kimś wyładować, a ona była idealną ofiarą, szczególnie, że ponownie mnie zaczepiła.- Nie radzę ze mną zaczynać. Takie pindzie jak ty zjadam na śniadanie – odgryzła się okularnica.- Hej dziewczyny! – próbował przerwać Yama, ale mu się to nie udało. Podeszłyśmy do siebie, prawie dotykając się czołami. Miałam ochotę ją zabić. Wiedziałam, że jakbyśmy były teraz same i miałabym broń, to tak bym właśnie zrobiła.- Odkąd tu jesteśmy ciągle mnie zaczepiasz. Albo się w końcu odpierdolisz, albo cię zniszczę – syknęłam.- Jedyne, co sobą prezentujesz to nagość. Jesteś najbardziej płytka w tym całym, jebanym hotelu – nacisnęła na mnie czołem. Zagotowało się we mnie. Zacisnęłam pięść, wbijając paznokcie w skórę – Co już masz dość? To dziwne uczucie jak świecisz dupskiem, a żaden samiec nie staje w twojej obronie, co?- Znam takie szmaty jak ty – zaczęłam – Udajesz cnotkę, a tak naprawdę jedyne, co umiesz to pierdolić ludzkie życia – to zadziałało na nią jak płachta na byka. Nie sądziłam jednak, że będzie w stanie mi coś zrobić. Sandra zamachnęła ręką i zdzieliła mnie po twarzy z liścia, dodając po chwili cios kolanem, który odebrał mi oddech. Lily pisnęła, Ethan krzyknął, a ja poleciałam do tyłu. Nim zdążyłam coś powiedzieć zobaczyłam tylko but lecący w moją stronę i poczułam jak powietrze ucieka mi z płuc.- Hej, pojebało cię? – głos Mycrofta wydawał się być nieco odległy – Chcesz ją zabić? Rewolwerow przytrzymaj tą wariatkę! Hej... - kucnął przy mnie – Nic ci nie jest? Oddychaj spokojnie. Przez chwilę mnie zamroczyło. Nim na dobre odzyskałam świadomość zobaczyłam, że Sandra oraz Rewolwerow odchodzą. Usłyszałam wiązanki po rosyjsku, ale zanim zdałam sobie z czegokolwiek sprawę, zostaliśmy na korytarzu taką samą grupą jak na lodowisku z dodatkiem Ethana, który stał i nie wiedział, co ze sobą zrobić.- Musisz odpocząć – powiedział do mnie ciepło. Czułam pieczenie policzka i ból brzucha. Nie były nieznośne, ale odczuwalne.- Wszystko jest okej – powiedziałam, chociaż zbierało mi się na łzy. Miałam dosyć takiego traktowania. Wstałam przy pomocy Mycrofta i odkaszlnęłam. Patrzyli na mnie jakbym miała zaraz upaść i już nie wstać – Naprawdę, nic mi nie jest.- Serio powinniśmy coś z tym zrobić. Nie będziemy tolerować tutaj przemocy – Yama brzmiał na pewnego siebie.- Pogadamy o tym jak wszyscy znowu zbiorą się w jadalni. Cała grupa musi na nią uważać – Mycroft również brzmiał na zdeterminowanego.- Możemy teraz po prostu iść zjeść? Nie mam ochoty robić wokół tego zbędnego szału, przynajmniej nie teraz – powiedziałam zmęczonym głosem. Posłuchali mnie. Ruszyliśmy tam, gdzie planowaliśmy iść i trafiliśmy akurat na obiad. W kuchni widać było krzątającą się Audrey, a także Jacoba, Cecily oraz Samfu. Dodatkowo przy stołach siedziała Carmen, Olivier oraz Agatha. Podeszliśmy i usiedliśmy obok. Carmen spojrzała na moją twarz pytająco.- Wdałam się w bójkę z Sandrą – odpowiedziałam.- To ona ją zaatakowała, kompletnie bez powodu – wstawił się w moją obronę Yama.- To straszne – Agatha kiwała z niedowierzaniem głową. Carmen sięgnęła po notes i zapisała coś Artyście, który rozszerzył delikatnie usta ze zdziwienia.- To nic takiego, naprawdę. Trochę zasłużyłam – odpowiedziałam.Zjedliśmy obiad w spokoju. W międzyczasie do stołówki wrócił Alan wraz z Elizabeth oraz Raphaelem, Dismasem, Julią i Aaronem. Brakowało Maksa, Rewolwerowa oraz Sandry.- Czy ktoś poświęcił dzisiaj, chociaż moment na przeszukiwania? – zapytał Jacob.- Chyba Maks jest jedynym, który stara się cokolwiek zrobić, ale on ma książki. Nam opcje powoli się kończą – powiedział Aaron.- Nie do końca prawda – Alan stał obok i jadł przy gablotach, przez swój zakaz – Wciąż możemy sprawdzić windę. - Ja to bym się skupił na niebezpiecznych jednostkach i ich izolowaniu, żeby zapobiec katastrofie – powiedział nagle Mycroft i już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.- To znaczy? – zapytała Cecily.- Sandra dzisiaj pobiła Wendy – powiedział. Przez sale przeszły szmery i szepty. Widziałam, jak ludzie patrzyli na mnie.- Co to znaczy pobiła? – zapytał Samfu.- Uderzyła i kopnęła. Bez większego powodu, wracaliśmy akurat z lodowiska i spotkaliśmy ją, Rewolwerowa i Ethana schodzących z góry.- Coś ją wkurzyło? – zapytał Ethana Yama.- Nie mam pojęcia, co ją mogło zdenerwować, ale już schodząc była podirytowana. Trochę wypiła, ale trzymała się całkiem nieźle – wytłumaczył.- Nie możemy tolerować takiej przemocy – Mycroft wydawał się najbardziej przejąć sprawą – Alice pytała Lokaja czy możemy więzić osoby potencjalnie niebezpieczne i według mnie powinniśmy to zrobić.- Czy to nie jest przesada? – zapytał Aaron.- Naprawdę Aaron? Będziesz teraz zarażał swoim brakiem empatii? Tu chodzi o bezpieczeństwo grupy - odpowiedział Haker.- Po prostu nie uważam żeby zamykanie kogoś było humanitarne. Jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami – Aaron wyjątkowo nie brzmiał tak jak zawsze, tylko mówił ze spokojem.- Może jakbyś trzymał ją w uwięzi to by ci nie uciekła – z początku myślałem, że mówił o mnie albo o kimś z grupy, ale gdy zobaczyłam reakcje Aarona to wiedziałam, że sprawa jest poważniejsza. Odsunął krzesło z takim impetem, że poleciało do tyłu, a sam przeskoczył przez stół i dopadł niespodziewającego się tego Hakera. Sprowadził go do poziomu i złapał za szyję, przywierając do podłogi. Tym razem zareagowano szybko. Samfu i Yama złapali Aarona za ramiona i próbowali zatrzymać, ale nie było to łatwe. Zobaczyłam, że z twarzy Mycrofta cieknie strużka krwi. Miał rozbity nos. Nie wiedziałam jak to wszystko mogło stać się tak szybko i nie rozumiałam, dlaczego Informatyk tak bardzo się zdenerwował.- Dobra wystarczy rozmów na dzisiaj – powiedział Jacob – Nie będziecie sobie w tym stanie skakać do gardeł. Aaron wróć do swojego pokoju i nie pogarszaj sytuacji. Jutro na śniadaniu o tym pogadamy – zapowiedział całej grupie.- Czy nie... - zaczęła Cecily.- Nie dzisiaj. Robi się coraz później, wszyscy skaczą sobie do gardeł, nie ma sensu dzisiaj o niczym już gadać. Ja się zastanowię, co możemy zrobić z bardziej agresywnymi i jutro razem to obgadamy. Wszyscy – Powiedział.- Już, jestem spokojny – warknął Aaron wyrywając się z objęć. Wypadł z jadalni niczym burza.- Wszystko gra? – zapytałam Mycrofta.- Tak... Przesadziłem – ku mojemu zdziwieniu wyrażał skruchę.- To znaczy? – zapytałam.- Nie powinienem poruszać tego tematu. Idę się ogarnąć – wstał przy mojej pomocy i wyszedł z pomieszczenia. Nie rozumiałam tego, co się stało. Po chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić. Czas płynął bardzo dziwnie w tym miejscu. Zazwyczaj siedemnasta to był dla mnie środek dnia, bo kładłam się spać o północy, a nawet później, a tutaj już teraz czułam się zmęczona. Wiedziałam jednak, że moje problemy dopiero się zaczynają. Korzystając z możliwości wróciłam na trochę do swojego pokoju, żeby się przebrać w normalny strój. Wzięłam ciepłą kąpiel i odprężałam się. Brzuch przestawał już mnie boleć. Byłam przyzwyczajona do bólu, ale nigdy nie był dla mnie czymś, co znosiłam dobrze. Ubrałam się i wyszłam, chcąc zajść jeszcze na chwilę do pralni i odłożyć brudne ciuchy, tak jak o to prosiły dziewczyny. Po drodze do windy widziałam przygnębionego Rewolwerowa, który ukłonił się lekko mijając mnie. Wyglądał jak cień siebie bez munduru. Jedna z wind czekała na mnie. Weszłam do środka i wcisnęłam przycisk pralni. Stanie samemu w tak dużej windzie było naprawdę dziwne i poczułam to dzisiaj już po raz drugi. Wysiadłam i ruszyłam przez blaszane drzwi i długi korytarz, tak żeby dojść na miejsce. W pralni panowała naprawdę spokojna atmosfera. Podeszłam do koszy na pranie i wrzuciłam ubrania do swojego pojemnika. Już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam dźwięk dochodzący z suszarni. Wystraszyłam się trochę, nie wiedziałam, kto o tej porze może tu jeszcze być, ale ciekawość wygrała. Podeszłam po cichu do drzwi i uchyliłam je. Buchnęło we mnie gorąco z suszarni. Wisiały tutaj porozwieszane przez Alice i Lily ubrania, a wśród nich siedziała postać. Serce podskoczyło mi do gardła, bo byłam pewna, że nie żyje, ale w słabym świetle zobaczyłam, że się rusza. Do mojego nosa uderzył zapach czegoś mocno chemicznego, ale nieznanego. Postanowiłam, że wejdę i zobaczę, co się tutaj dzieje. Nie musiałam długo się przyglądać, bo po chwili rozpoznałam biały, elegancki strój i zobaczyłam, że przede mną siedział Raphael De Caumont.- Raphael? Co ty tutaj robisz? – zapytałam. Westchnął podnosząc na mnie powoli wzrok. Obok niego stało wiadro, przykryte szmatą, a także dwie butelki, których na pierwszy rzut oka nie potrafiłam zidentyfikować. Serce biło mi szybko, ale uznałam, że nie ma się, czym przejmować. Podeszłam bliżej i ukucnęłam przy nim, taktycznie łącząc nogi, chociaż Łyżwiarz miał problemy ze skupieniem wzroku w jednym miejscu.- Och... W... W... - próbował sobie przypomnieć.- Wendy.- Tak. Siedzę tutaj i pomagam sobie nieco – kopnął nogą w wiadro, aż zachlupotało.- Co to jest? – zapytałam.- Wybielacz. Pomaga mi nie zasnąć i się zrelaksować.- Oszalałeś? Wiesz, jakie to jest toksyczne?- Nie tak jak to parszywe... parszywe miejsce – w jego głosie słychać było wyraźną pogardę.- Coś się stało?- Nie. Tak. Nieważne – był roztrzęsiony, ale starał się po sobie tego nie pokazywać.- Powinieneś pójść i wykąpać się w pokoju. Zjeść coś ciepłego i położyć się spać.- Nie mogę. To nie jest takie proste – wydawało mi się, że trochę bełkotał, ale patrząc na swoją bransoletkę, pomyślałam, że mógł dostać jakiś dziwny zakaz.- I to ci ma pomóc? – wskazałam dłonią wiadro.- Sama spróbuj – zaproponował.- Jak? – zapytałam po chwili.- Odwiń szmaty, weź parę wdechów i daj się temu porwać – wytłumaczył. Posłuchałam się go i ostrożnie podsunęłam się bliżej wiadra. Odwinęłam szmaty i poczułam, że chemikalia uderzają mnie z ogromną siłą w nos. Zrobiłam wdech i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Świat zawirował i zobaczyłam całą gammę przeróżnych barw i kształtów. Usiadłam i poczułam pod pośladkami ciepło, nagrzanych kafelków. Raphael mnie o coś spytał, ale nie do końca to do mnie dotarło. Odpłynęłam. Nigdy nie brałam narkotyków, ani nie ćpałam niczego, więc nie wiedziałam za bardzo, co się działo. Było to jednak przyjemne. Zaśmiałam się, chociaż sama nie wiedziałam, z czego. Całość mogła trwać albo pięć minut albo dwie godziny. Nie byłam pewna. Raphael potrząsnął mną delikatnie.- Trzymasz się?- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest, że budynki tak dobrze stoją? – zapytałam go śmiertelnie poważnie.- Kobieto, ledwo powąchałaś, jakim cudem cię tak wzięło? – zapytał uśmiechając się.- Kogo? – byłam zdezorientowana i nie do końca zrozumiałam, o co pyta.- Ach, nieważne... Musimy się stąd zbierać, a budynki stoją tak, bo architekci je dobrze projektują.- Archeolodzy? A to nie ci od kopania?- Chodź dziewczyno – pomógł mi wstać. Czułam się otępiała i ciągle chciało mi się śmiać. Cała sytuacja wydawała mi się zabawna. Raphael przeciągnął mnie przez pralnię i korytarz. Wsiedliśmy do windy, a ja powoli zaczęłam wracać do rzeczywistości.- Kontaktujesz?- Tak... Jejku, ale to było dziwne – powiedziałam.- Działa krótko, ale intensywnie. No i prawdopodobnie nie zaśniesz za szybko. Tylko nie powtarzaj tego zbyt często, to nie jest zbyt zdrowe – zaskakiwało mnie, jaki miły nagle był. Widziałam jednak na jego twarzy zmęczenie. Zastanawiało mnie, dlaczego sięgał po takie środki.- Jak masz jakiś problem to możemy o tym pogadać – mimowolnie zaśmiałam się. Resztki oparów wybielacza wciąż we mnie były.- Nie – odpowiedział krótko – Idź do jadalni i zjedz coś. Poczujesz się lepiej i unikniesz wymiotów. Ja wracam do swojego pokoju.- Dziękuje.- Nie masz, za co. Uważaj na siebie dziewczyno – rzucił na odchodne i ruszył w dół, zostawiając mnie na klatce schodowej przy recepcji. Zebrałam się i przeszłam przez drzwi, a następnie ruszyłam w prawo. Po drodze minęłam Yamę. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja znowu zaczęłam się śmiać. Tym razem rozśmieszyły mnie jego włosy, który strasznie przypominały mi makaron. To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej głodna. Siłowałam się dobre trzy minuty z drzwiami do jadalni, zanim zdałam sobie sprawę, że otwiera się je w drugą stronę. Weszłam do środka i zobaczyłam, że nikogo tu już nie ma. Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że jest dwudziesta pierwsza. Byłam jednak tak głodna i spragniona, że musiałam jeszcze coś znaleźć przed snem. Gabloty były już puste, ale nie przeszkadzało mi to, bo przeszłam przez bramkę i znalazłam się w głównej części kuchni. Widziałam lodówki oraz pojemniki i bez problemu znalazłam resztki po kolacji, które podgrzałam w jednej z mikrofalówek. Zrobiłam do tego duży kubek ciepłej herbaty. Usiadłam przy stolikach, całkowicie sama i zaczęłam jeść. Nawet nie zauważyłam, kiedy na tacę zaczęły spadać moje łzy. Miałam tak dość tego miejsca, wolałam wrócić gdziekolwiek, nawet na ulicę, byleby nie być tutaj z tymi dziwnymi i niebezpiecznymi ludźmi. Miałam się cieszyć i potrafiłam się uśmiechać w nawet najgorszej sytuacji, ale tutaj po prostu nie umiałam. Chciałam przez resztę pobytu siedzieć po prostu w pokoju i wychodzić tylko po to żeby zjeść. Warunki były tam bardzo dobre i właściwie niczego nie potrzebowałam do szczęścia. Wtedy przypomniałam sobie mój zakaz i znowu zalałam się łzami. Ramiona poczułam na sobie znikąd. Wystraszona chciałam się zerwać, ale złapały mnie mocno i unieruchomiły. Nim zdążyłam krzyknąć spojrzałam na twarz osoby, która mnie zaskoczyła i zobaczyłam Mycrofta.- Hej, przestań płakać – poprosił cichym i ciepłym głosem. To wywołało u mnie jedynie kolejną falę łez – Co się dzieje? Ktoś znowu ci coś zrobił?- Nie wiem, co mam ze sobą zrobić – powiedziałam odsuwając się z jego uścisku – Nie mam gdzie się podziać...- Jak to? Coś nie tak z twoim pokojem? – zapytał.- Nie... Nie do końca – sięgnęłam po bransoletkę i wcisnęłam guzik – „Zakaz spania w swoim pokoju". Na jego twarzy zobaczyłam zmartwienie. Uśmiechnął się jednak po chwili.- Co cię tak bawi? – zapytałam rozgoryczona.- Nie wiem, czemu tak rozpaczasz. Możesz zawsze przespać się u mnie. Ja rozłożę sobie posłanie na podłodze, albo pójdę po śpiwór do gospodarczego.- Nie wiem czy to dobry pomysł – zawahałam się. Mycroft wydawał się być bardzo przyjazny, ale z drugiej strony bałam się komukolwiek zaufać, szczególnie na tyle żeby zasnąć w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu i być może się nie obudzić.- Hmm – zamyślił się i odwinął rękaw – Może to pomoże ci trochę mi zaufać.Wcisnął przycisk.- „Zakaz używania swojego talentu" – zabrzmiał komunikat. Nie mogłam w to uwierzyć. Haker miał możliwość dowiedzenia się czegoś kluczowego i wykradnięcia danych. Taki zakaz całkowicie go ograniczał. Z drugiej strony byłam pozytywnie zaskoczona tym, że się ze mną nim podzielił.- To... niesprawiedliwe – powiedziałam.- Jak wszystko w tym jebanym hotelu. No, ale nic z tym nie zrobimy. Jak Aaron nie dostał podobnego zakazu to może on powalczy i znajdzie jakieś informacje. Jest niezrównoważony, ale cholernie utalentowany... To jak z moją propozycją? Nie uważasz, że warto spróbować? Jak ci się nie spodoba to jutro razem poszukamy ci miejsca. Albo jak chcesz możemy zamienić się pokojami. Ja prześpię się u ciebie, a ty u mnie. Chociaż osobiście nie widzę problemu w spaniu w jednym pomieszczeniu, myślę, że będzie... raźniej. Stanęłam przed naprawdę ciężkim wyborem. Nie wiedziałam, co mogło być bardziej niebezpieczne – noc spędzona z jednym z uczestników, gdzie mógł mnie zamordować podczas snu, czy szukanie kryjówki do przespania się poza pokojem, gdzie byłam narażona na atak z zaskoczenia przez kogokolwiek. Przed oczami stanęło mi parę dobrych kryjówek, takich jak czytelnia czy suszarnia, ale wizja łóżka była zbyt kusząca, a czułam, że ufam Hakerowi.- Zgadzam się. Chodźmy do ciebie.

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz