Rozdział 36: Zmiana (Ethan Incredible)

11 1 0
                                    

Rozdział 36, coś z czego jesteśmy ogólnie zadowoleni. Rozdziały z perspektywy Iluzjonisty piszę się zaskakująco przyjemnie, w życiu nie spodziewaliśmy się, że z jego postaci uda się tak dużo wyciągnąć. Ethan boryka się ze swoimi problemami i następstwem ostatniego wieczora, a w tym czasie hotel pogrąża się w coraz gęstszej atmosferze. Czas na szczepienie ostatniej uczestniczki się powoli kończy. Czy otrzyma karę? Zapraszamy do lektury i prosimy o zostawienie po sobie śladu oraz rozesłanie bloga znajomym!


Zamknął oczy. Otworzyłem oczy. Koszmar, w którym byłem się właśnie skończył. A może dopiero zaczął, zadałem sobie pytanie. Podniosłem się i zobaczyłem, że prześcieradło jest całe mokre od mojego potu. Podniosłem rękę, składając ją na kształt znaku ochronnego rozpraszającego złe moce. Przebiegłem się po pokoju, przy okazji wypuszczając z rękawa jedną z bomb dymnych. Pamiętałem, żeby wszystko zrobić jak najbardziej niezdarnie. Nie mogłem przecież używać sztuczek, kiedy byłem w pokoju bez widowni. Nie miałem przed kim czarować. W pokoju zrobiło się szaro. Schowałem się w łazience i przylepiłem magnetyczny plaster do zamka, a następnie nalepiłem drugi na samym środku. Odetchnąłem z ulgą. Cokolwiek zalęgło się w moim pokoju nie miało szans z mieszanką, którą przyszykowałem. Usiadłem na posadzce, czując jak spocone plecy przylepiają mi się do ściany. Nie miałem odwagi dotknąć drzwi. Podszedłem do umywalki i przemyłem twarz, po czym rozebrałem się. Nieduże kłęby dymu przedostawały się do wnętrza łazienki, ale nie mogły mi zaszkodzić, wentylacja je natychmiast zbierała i wyrzucała na zewnątrz. Spojrzałem na swoją twarz i przez moment zobaczyłem jego. Oblałem wodą lustro.- Wynoś się – krzyknąłem zdecydowanie za mało przekonująco. Zdziwiłem się, gdy zauważyłem, że zła energia znika. Odetchnąłem z ulgą. Poszedł sobie.Wszedłem pod prysznic i zacząłem się myć. Nie wiedziałem, która dokładnie jest godzina, bo nie miałem w łazience zegarka, ale musiał być ranek. Przypomniały mi się ranki w domu, kiedy musiałem chować się przed ojcem, szykując na kolejny dzień ulicznych pokazów. Nie akceptował mnie i mojej pasji. Teraz mogłem Musiałem przygotować się na spotkanie z Cecily. Mieliśmy za zadanie zebrać jedzenie z piętra gastronomicznego i zawieźć je do jadalni. Cieszyłem się, że mogę w ten sposób pomóc grupie, ale bardziej zastanawiało mnie to, co się stało. Dlaczego nie pamiętałem końcówki wieczoru? Czy On aż tak mocno potrafił mnie kontrolować? To było przerażające. Wrócił i znowu zaczął uprzykrzać mi życie. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie teraz, kiedy wszystko w końcu zaczęło się układać. Kogo jednak mogłem poprosić o pomoc? Nie było tutaj nikogo, kto jakkolwiek znał się na tych sprawach. Czy warto było zapytać Duchy? Były na tej samej płaszczyźnie co On. Mogły na niego wpłynąć, a przynajmniej tak to wyglądało. Podczas suszenia się, nasypałem do swoich kieszeni soli i żelaza. Dołączyłem też specjalny amulet, który miał wyrównywać moją aurę. Czułem, że to pomoże mi ochronić się jakby On znowu starał się przejąć kontrolę. Dopiero po ubraniu się zauważyłem, że dochodzi godzina 7:15. Do spotkania z Cecily miałem jeszcze pół godziny. Chciałem się dowiedzieć, co stało się wczorajszego wieczoru, bo ostatnie, co pamiętałem to moment, kiedy wpadłem na chwilę na siłownię. Spotkałem tam Yamę i dalej wspomnienia się rozwiały. Jeżeli nawet On miał na to jakiś wpływ to wciąż nie powinienem nie pamiętać niczego. W końcu to nie zdarzyło się po raz pierwszy. Postanowiłem, że wyjdę z pokoju i pójdę pogadać z Pokerzystą. Mogłem poznać więcej szczegółów. Odsunąłem szafę blokująca drzwi, po czym zamknąłem je ze sobą. Skierowałem swoje kroki do pokoju Yamy, który był kawałek dalej. Podszedłem i zapukałem stanowczo. Nie wiedziałem, co chcę mu powiedzieć, ale liczyłem, że potrzebna mi wiedza pojawi się spontanicznie. Otworzył dopiero po trzeciej próbie zapukania. Miał rozczochrane, czarne włosy i zaspany wyraz twarzy. Spojrzał na mnie zdezorientowany:- Ethan? Co Ty tutaj robisz o tej porze?- Mogę na chwilę wejść? – zapytałem.- Coś się stało? – zapytał odchodząc na bok i wpuszczając mnie do środka. Byłem już kiedyś w jego pokoju, więc wystrój mnie nie zdziwił, chociaż panował tutaj specyficzny półmrok.- Nie lubisz światła? – zdziwiłem się.- Nie kiedy śpię – odpowiedział zamykając drzwi. Spał w spodenkach i koszulce. Wyglądał zdecydowanie inaczej niż w swoim normalnym stroju. Usiadłem na jednym z krzeseł i spojrzałem na podświetloną gablotę wiszącą na ścianie. Prezentowała się majestatycznie. Wyglądała jak jeden z moich pokazów.- Mam pytanie – zacząłem. Poczekałem aż usiądzie na drugim krześle – Co się działo wczoraj wieczorem? Pamiętam, że spotkaliśmy się na siłowni i tak jakoś... nie pamiętam, co było dalej.- Wczoraj? Ja byłem prawie cały wieczór w sali kinowej. Siedziałem i ogarniałem Samfu. Troszkę się ostatnio u niego pokomplikowało... - westchnął i przeczesał włosy – Wiesz jak to jest – raz na wozie, raz pod wozem. Źródło: Yamaraja Ellis.- Co u niego? – zapytałem przy okazji. Siedząc z Yamą czułem się znacznie bezpieczniej.- W sumie nieźle. Stabilnie. Poznałem jego nowy zakaz, pewnie tak samo fałszywy jak trzy ostatnie. Tym razem powiedział, że ma zakaz spędzania całego dnia w pokoju. Średnio w to wierzę... No, ale wracając. Potem poszedłem na siłownie i rzeczywiście, cię tam spotkałem. Zachowywałeś się stosunkowo normalnie, pogadaliśmy chwilę, a potem przyszła Cecily. Wyszedłem przed wami, ale zdaje mi się, że poćwiczyliście trochę i wróciliście do pokojów. Coś złego się stało?- Nie... Po prostu musiałem być bardzo zmęczony, bo mało pamiętam... Ale nie robiłem niczego dziwnego? – wolałem się upewnić.- Nic dziwniejszego niż te twoje zabobony – stwierdził – Z całym szacunkiem do twoich umiejętności.Te słowa mnie uspokoiły. Pogadaliśmy jeszcze parę minut. Gdy zaczęła dochodzić 7:40 to wyszedłem, żegnając się z Yamą. Drzwi zamknęły się za mną, a ja skierowałem się w stronę swojego pokoju. Dotarłem na miejsce i zanim zdążyłem się zastanowić czy mam wejść do środka, czy poczekać przed wejściem, zauważyłem, że Cecily wychodzi ze swojego pokoju. Spojrzała na mnie, lekko zaskoczona. Byłem ciekawy tego, co powie na temat wczorajszego wieczoru.- Ethan? Już gotowy? – zdziwiła się.- Obudziłem się trochę wcześniej i zacząłem dzień od rozmowy z Yamą – pochwaliłem się.- Tak? O czym gadaliście? – zapytała.- O wczorajszym wieczorze. Stało się coś dziwnego i średnio pamiętam jego przebieg – stwierdziłem.- Nie pamiętasz? – zdziwiła się – Spotkaliśmy się wieczorem i zachowywałeś się całkowicie normalnie.- Kompletnie tego nie pamiętam. Yama wspominał, że spotkaliśmy się na siłowni.- Tak było. Po zaniesieniu obiadu do jadalni rozdzieliliśmy się i ty poszedłeś coś załatwić. Potem wpadłam na ciebie przed wieczornym treningiem. Pogadaliśmy sobie na siłowni i potem wróciliśmy razem do pokojów. Przed tym jeszcze wydarzyło się coś nieprzyjemnego. Kłótnia na korytarzu. Tego też nie pamiętasz?Ruszyliśmy do przodu, ale gdy o tym usłyszałem, to aż się zatrzymałem.- Jaka kłótnia?! – zdziwiłem się.- Sandry i Wendy. Znowu poleciały na siebie z łapskami. Pomogliśmy uspokoić sytuacje i potem jeszcze trochę się pokręciliśmy i poszliśmy spać – te słowa sprawiły, że w mojej głowie otworzyła się delikatna szczelina. Pamiętałem jak byłem w pokoju i kładłem się spać. Pochwaliłem się tym Cecily.- Widzisz? Przypominasz sobie. Może to zmęczenie, ostatnio mamy sporo na głowie. Ważne, że reszta jakoś się układa – odpowiedziała.- Wciąż mam lukę przez około godzinę. To jest dziwne Cecily... Mam czasami wrażenie, że... - nie wiedziałem, czy mogę jej na tyle zaufać, żeby zdradzić tożsamość Jego.- Że co? – zapytała, gdy się zawiesiłem.- Sam nie wiem... - stwierdziłem. Nie miałem odwagi jej się przyznać. Nie sądziłem żeby tak mądra i opanowana dziewczyna jak ona, mogła uwierzyć w to co zrobiłem. Historia sięgała początków mojej kariery i źródła mojej mocy, która stała się jednocześnie moim przekleństwem. Innym razem, obiecałem sobie. Nie ciągnęła tematu. Dotarliśmy do windy i wybraliśmy piętro gastronomiczne. Już wczoraj po obiedzie odstawiłem tam wózek, więc gdy weszliśmy zajęliśmy się od razu napełnianiem go jedzeniem. Cecily dyktowała mi czego mam szukać, a ja biegałem pomiędzy stołami i nakładałem solidne porcje, którymi bez problemu bym się najadł. Nie mogliśmy wziąć tego za dużo, bo jednak musieliśmy przygotować szesnaście porcji, a wózek miał ograniczoną pojemność. Zapakowaliśmy się i chwilę po ósmej rozkładaliśmy jedzenie w jadalni. Kolejne osoby powoli schodziły się na śniadanie, witając nas i odbierając swoje porcje. Póki co, nikt nie narzekał, Cecily dobrze zapamiętała, kto co lubił. Nie przestawała mnie zadziwiać.- Wygląda na to, że znowu nie ma Lily – stwierdził Aaron – Sandra?Uwodzicielka wyglądała na niewyspaną. Dodatkowo była ubrana inaczej niż zazwyczaj. Miała za dużą bluzę z kapturem oraz jeansowe spodnie z charakterystycznym paskiem, który przedstawiał gwiazdę. Zazwyczaj nosiła bardziej rzucające się w oczy kreacje. Przeniosła wzrok w stronę Informatyka i machnęła dłonią.- Prawdopodobnie jest dalej w swoim pokoju – stwierdziła Wendy.- Po wczorajszym się nie dziwię – dodał Mycroft.- Wczorajszym? – zdziwił się Alan. On i Elizabeth dołączyli na śniadanie, chociaż brakowało Maksa i Julii. Mogło to oznaczać, że mieli dla nas informacje. Wendy opowiedziała, co działo się wczoraj wieczorem i chociaż byłem przy tym obecny to słuchałem z zaciekawieniem.- Miało już nie dochodzić do rękoczynów – zezłościła się Carmen.- Do niczego nie doszło – powiedziała Sandra.- Wszystko dzięki Ethanowi – Wendy spojrzała na mnie z uśmiechem. Uwielbiałem być w centrum uwagi, więc wstałem i ukłoniłem się.- Byłeś bardzo dzielny – dodała z przekąsem Sandra.- Chciałem po prostu pomóc – wolałem nie wspominać, że nie pamiętałem tej sytuacji.- Nie ma sensu się wykłócać, szczególnie, że ostatnie czego teraz potrzebujemy to rękoczyny. Musimy jakoś dotrzeć do Lily – przemówiła Alice.- Najpierw – wtrącił Alan – Chcielibyśmy ogłosić coś bardzo ważnego.- Właściwie to parę rzeczy – jadalnia była jednym z niewielu miejsc, gdzie można było zobaczyć jak Elizabeth ściąga swoją maskę – Zacznijmy od tego, że oddaję wam Carmen. Do rana obserwowałam jej stan i powinna być bardziej stabilna. Po lekach przespała cały wieczór i noc.- Jest dużo lepiej – stwierdziła. Wyglądała zdrowo.- Po drugie dalej badamy akta, ale z tego co zdążyliśmy się dowiedzieć choroba i cały wirus ma zupełnie inne i ciężkie do zrozumienia działanie... Będę potrzebowała na wyjaśnienie trochę więcej czasu, ale informacje są niepokojące.- Nigdzie się nam nie spieszy – zauważył Mycroft, który widocznie chciał się czegoś dowiedzieć.- Ale nam tak – ucięła – Jest jeszcze jedno. W nocy mieliśmy przykry incydent...Zawsze po takich słowach czułem niepokój. Odruchowo się spiąłem, jakby mój organizm chciał wytworzyć reakcje obronną.- Wczoraj niestety zgubiłem kluczyk do gabloty z lekami i truciznami...- Kurwa! – Mycroft gwałtownie odsunął swój talerz – Teraz nam o tym mówicie? Jak ktoś mógł nas otruć?Siedząca obok Wendy wypluła część swojej owsianki na stół.- Spokojnie. Wszyscy żyją, więc nie ma co robić problemu, tam gdzie go nie ma – uspokoiła nas Elizabeth. Nie zacząłem jeszcze jeść, ale nie wiedziałem, czy mam ochotę próbować.- Co zabawne, nawet jak ktoś znalazł kluczyk to gablota była rozbita – dodał po chwili Alan.- Może wcale nie zgubiłeś klucza, tylko... - zaczął Aaron.- Ufam mu bezgranicznie – przerwała Elizabeth – Zniknęły tylko trzy fiolki. Sprawdziliśmy w spisie.- Jakie fiolki? – zapytała Alice.- Lek, który wczoraj podawałam Lily, trucizna, która wyglądała podobnie oraz jeszcze jedna trucizna. Zupełnie inna – odpowiedziała.- Chwila – Cecily przerwała – Kiedy to się w ogóle stało?- Ja też się pogubiłam – dodała po cichu Carmen. Elizabeth pokiwała głową.- Wczoraj wieczorem, po tym jak przenieśliśmy pracę do laboratorium, zostawiłam Carmen i Alana w przychodni. Późnym wieczorem Alan musiał na chwilę przysnąć i wtedy, ktoś wszedł do środka i wykorzystał wcześniej znaleziony klucz, żeby otworzyć strefę z lekami i truciznami i potem zabrał trzy fiolki z jednej z szafek. Dziwi nas tylko to, że samą strefę otworzył normalnie, kluczem, a gablota była rozbita. Trochę się to nie trzyma kupy, ale... wracając – złodziej użył mikroskopu do rozbicia gabloty, nie ukrył go nawet specjalnie.Poczułem się jak podczas śledztwa. W jadalni zapadła głucha cisza, którą przerwał Samfu.- Naprawdę, tak po prostu zasnąłeś? – zdziwił się. To przypominało to, co stało się ze mną, ale podejrzewałem, że przyczyną utraty pamięci mógł być On, a nie sądziłem, żeby Alan znajdował się w podobnej sytuacji, co ja.- Nie wiem jak to się stało, piłem kawę i ta zamiast mnie obudzić to sprawiła, że byłem jeszcze bardziej senny – wytłumaczył. To było dziwne.- Coś tutaj nie gra. Nie sądzicie, że Lily może coś kombinować? – zapytał Aaron.- Mnie bardziej dziwi to, że złodziej najpierw wszedł kluczem, a potem i tak rozbił gablotkę... Po co? – zauważył Mycroft.- Ta cała sytuacja zaczyna robić się nieciekawa – rzucił tajemniczo Yama.- W sumie Lily wczoraj pytała mnie, czy nie dam jej więcej leków na sen, takich jak dostała od Elizabeth – Alan wyglądał na zamyślonego – Może ona znalazła klucze?- Nie mam pojęcia, możemy w sumie jej zapytać – powiedziała Alice – Myślę, że i tak nadszedł moment, żeby ją odwiedzić i spróbować przemówić jej do rozsądku.- W takim razie ja pójdę do pomieszczenia gastronomicznego i przypilnuję, żeby nikt nie doprawił jedzenia. W obiegu mamy dwie trucizny, lepiej nie ryzykować – zadeklarował się Aaron.- To świetny pomysł. My wracamy do przychodni, w sumie już sprawdziłam co chciałam w laboratorium, więc jakby coś się działo to wiecie, gdzie nas szukać – odpowiedziała Farmaceutka, po czym wyszła z pomieszczenia razem z Alanem. Po chwili dołączył do nich Aaron, który wyruszył pilnować jedzenia.- Strach jeść, w tym przeklętym hotelu – narzekał Yama – Nie wiadomo czy żarcie nie jest otrute.- Warto zauważyć, że złodziej musiał mieć dostęp zarówno do nieprzytomnego Alana jak i Carmen, a nic z tym nie zrobił. Może wcale nie planuje nic złego? – spytała Cecily. Nigdy nie włączałem się do takich rozmów, bo były dla mnie za szybkie. Wolałem słuchać i starać się zrozumieć.- Albo ma konkretny cel. Nie dowiemy się tego, tak samo jak nie dowiemy się, co miał na myśli Jacob. Trzeba się z tym pogodzić, uważać i żyć dalej – stwierdził Samfu.- Może mimo wszystko pójdziemy i sprawdzimy co z Lily? – zapytała Alice.- Musimy. Tak było ustalane, szczególnie jak Sandrze się nie udało – dodał Yama.- To kto idzie? – zapytała Przyjaciółka. Zgłosiło się w sumie pięć osób. Oprócz Alice byłem to ja, Yama, Samfu oraz Agatha, która pojawiła się chwilę wcześniej. Carmen miała ją zamienić, więc opuściła jadalnie i ruszyła do magazynu. Każdy miał tak dużo obowiązków, że sam się w tym gubiłem. Ważne było to, że On przestał się odzywać. To cieszyło mnie najbardziej.- Sandra, a ty? – zapytała Alice.- Ja już próbowałem. Nie będę się wcinać – powiedziała po cichu, ze smutkiem w głosie. Wyszliśmy z jadalni, zabierając przy okazji porcję jedzenia dla Fryzjerki. To był dobry pretekst, żeby zacząć rozmowę. Zeszliśmy na piętro sypialniane i stanęliśmy w piątkę przed jej drzwiami. Zapukaliśmy raz, drugi i w końcu otworzyła. Spojrzała na nas nieco zaskoczona, ale uśmiechnęła się.- Lily, przynieśliśmy ci śniadanie, możemy na chwilę wejść? – zapytała Alice w imieniu całej grupy.- Śniadanie? Dziękuje, nie trzeba było. Wchodźcie – uchyliła drzwi szerzej, wciąż je przytrzymując, jakby się bała. Spojrzała na mnie podejrzliwym wzorkiem. Nie do końca wiedziałem, o co jej chodziło. Jej pokój przypominał salon fryzjerski. Na ścianie, naprzeciwko łózka wisiał telewizor. Fryzjerka zamknęła za nami drzwi i podeszła do stolika, gdzie stał dzbanek z herbatą i kilkoma filiżankami. W oczy rzuciła mi się też kartka, którą pospiesznie schowała przed naszym wzrokiem. Spojrzała na nas:- Czy ktoś ma ochotę na herbatę? Dostałam ją od Elizabeth, działa jak zioła uspokajające, ale jest bardzo smaczna – stwierdziła.- Właściwie to przyszliśmy tutaj w innym celu – zaczęła Alice.- Chcemy cię w jakiś sposób przekonać do szczepienia – dokończyła Agatha.- Też uważam, że to ważne – dodał Yama.- Nic złego się nie stanie, nawet jak nie ma to dobrego efektu. Nawet mnie nie bolało – próbowałem ją pocieszyć. Samfu jak jedyny nic nie dodał, tylko pokiwał głową z niedowierzaniem.- Wybaczcie, ale mówiłam wam już, że podjęłam decyzje – powiedziała odbierając tacę z jedzeniem od Alice – Nie będę dawała się zastraszać. Nie interesuje mnie to, że zostanę ukarana, jeżeli chcą... - w tym momencie głos jej się delikatnie załamał – to niech mnie ukarzą, a nawet zabiją. To tylko pokaże jak słabi tak naprawdę są.- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz się temu poddać. Co jeżeli po tobie będą chcieli ukarać całą grupę? – zapytał Samfu.- Nie zrobią tego, możecie być pewni – odpowiedziała z pewnością w głosie.- Nie zrobisz tego nawet dla Sandry? – zapytała Alice.- Nie mogę tego zrobić dla nikogo. Nie w tym momencie – stwierdziła twardo. Nie rozumiałem dlaczego była taka uparta. Chciałem spróbować ją zaczarować, ale znowu zacząłem czuć się gorzej. Wolałem nie ryzykować. Grupa starała się ją przekonać, przy okazji wspominając o sytuacji z przychodni i wykradniętym kluczu, a ja poczułem ukłucie niepokoju. Oparłem się o jedno z krzeseł, czując jak coś wślizguje się do mojego umysłu. Głos pojawił się nagle:- Jayden... naprawdę myślałeś, że ten nędzny amulecik mnie powstrzyma? – zaśmiał się gardłowo, a mnie przeszedł dreszcz. Nie mogłem się odezwać. Nie przy innych – Nie chcesz mówić? To posłuchaj. Nasza współpraca już trochę trwa, więc po przyjacielsku cię ostrzegę. Ktoś wykorzystuje Twoje zaufanie. Żeby nie było tak kolorowo, nie powiem kto, ale wiedz, że jesteś jedną, dużą, bezużyteczną marionetką w czyichś rękach. Jeżeli chcesz żeby wszystko było w porządku odetnij się od grupy. Przestań widywać się z kimkolwiek i po prostu pilnuj swojego. Nie musisz robić nic poza tym. Chociaż tak naprawdę chciałbym ponowić swoją propozycję. Zabij – wypowiedział to słowo tak przeszywająco, że poczułem ból w uchu – Pomogę ci i razem stąd wyjdziemy. Mam dość tego jakim tchórzem jesteś Jaydenie. ZABIJ ALBO ZNAJDE KOGOŚ, KTO ZROBI TO LEPIEJ OD CIEBIE!- Nie! – krzyknąłem. Głos ucichł. Obróciłem się i zauważyłem, że wszyscy patrzą w moją stronę. Przywołałem uśmiech na twarz, ale nie byłem w stanie go utrzymać.- Coś się dzieje Ethan? – zapytała Agatha z troską.- Nie... nic – odpowiedziałem, starając się brzmieć normalnie. Nie wychodziło mi to, bo byłem cały roztrzęsiony.- Wyglądasz blado. Może zabrać cię do przychodni? – zapytał Yama.- Nie wiem, po prostu jakoś gorzej się poczułem – stwierdziłem.- Dobra, tutaj i tak niczego więcej nie osiągniemy, więc równie dobrze możemy już iść. Pamiętaj żeby uważać na posiłki – Samfu nie brzmiał na zadowolonego. Nikt więcej nie skomentował jego słów. Lily, pomimo wszystkiego, dalej miała na twarzy delikatny uśmiech i patrzyła na nas, nie odwracając wzroku. Pożegnała nas i podziękowała za śniadanie. Na korytarzu każdy, oprócz Yamy, poszedł w swoją stronę.- Na pewno wszystko gra Ethan? – zapytał – Chciałem pójść za Samfu, ale widzę, że coś cię dusi od środka. Możesz mi to powiedzieć, nie zrobię ci krzywdy.Spojrzałem na niego, nie wiedząc co mogę powiedzieć. Miałem ochotę się komuś wygadać, ale nie wiedziałem, czy mogę komukolwiek zaufać. Jak zareaguje na to On?- To nic takiego – odpowiedziałem – Zresztą i tak byś nie uwierzył.Wiedziałem, że Yama podchodził do takich tematów bardzo sceptycznie. Nie wierzył, że Porywacze byli Duchami, a to było oczywiste.- Jak chcesz – jego głos zabrzmiał trochę chłodniej – W takim razie chodźmy do przychodni. Elizabeth cię obejrzy i może poda coś, dzięki czemu poczujesz się lepiej.- Dziękuje Yama – powiedziałem. Poszliśmy prosto do windy, która czekała na nas przy recepcji. Nie wiedziałem czego dokładnie oczekiwałem, ale miałem nadzieję, że Elizabeth znajdzie coś, co pozwoli mi się uspokoić. Nie lubiłem być w takim stanie, cały drżałem, a dodatkowo bolała mnie głowa. Bardzo bolała. Wysiedliśmy na piętrze przychodni i spojrzeliśmy zaskoczeni na drugą windę, która pojawiła się w tym samym czasie. Wysiadła z niej Cecily.- Co się dzieje chłopcy? – zapytała, a w jej głosie dało usłyszeć się troskę. Mój stan musiał być na tyle oczywisty, że od razu zauważyła, że coś było nie tak.- Ethan się gorzej poczuł jak byliśmy u Lily, więc zabieram go do Elizabeth – powiedział Yama.- Gorzej się poczuł? – zapytała, świdrując Pokerzystę wzorkiem.- Tak. Głowa go rozbolała i znowu gdzieś odpłynął. Myślę, że Elizabeth postawi go na nogi... A ty? Co tutaj porabiasz?- W sumie szwendam się bez większego celu i pomyślałam, że zapytam Elizabeth i jej zespół, czy nie chcą żebym przyniosła im jedzenia tutaj. Przeszliśmy przez blaszane drzwi. Pomogli mi położyć się na jedno z łóżek. Poduszka dziwnie śmierdziała, jakby ktoś na nią zwymiotował. Zignorowałem to. Alan i Elizabeth stali przy mnie. Farmaceutka tłumaczyła coś Alanowi, który po chwili zniknął, kierując się na zaplecze.- To prawdopodobnie osłabienie i tyle. Nie miałeś żadnych innych objawów? – upewniła się.- Nic – skłamałem.- W takim wypadku podam ci kroplówkę, poleżysz, odpoczniesz, może pośpisz i na wieczór będziesz jak nowy – stwierdziła – Po ostatnim procesie coraz więcej osób dopadają następstwa stresu i zmęczenia. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.- Odpoczywaj Ethan – Cecily uśmiechnęła się do mnie – Poproszę Yamę lub Aarona żeby pomogli mi z jedzeniem, więc się nie przemęczaj.Kiwnąłem głową.- To my idziemy, do zobaczenia później – stwierdził Yama.- Wpadniemy tu później z jedzeniem – przypomniała Cecily na odchodne. Po chwili do łóżka wrócił Alan. Sprawnie podłączył mnie do kroplówki i wraz z Elizabeth wrócili do biurka, przy którym siedzieli Julia oraz Maks. Obserwowałem przez chwilę jak wertują grube segregatory i coś z nich wykreślają i notują, ale po chwili poczułem zmęczenie. Oczy same mi się zamknęły.
*
Przebudziłem się jakiś czas później, akurat gdy w Przychodni znów pojawił się Yama oraz Cecily. Obudziły mnie ich podniesione głosy.- Sytuacja naprawdę wygląda nieciekawie. Mamy coraz mniej czasu na przekonanie Lily – mówił Pokerzysta.- Myślę, że powinnaś z nią pogadać. Jacob już tego nie zrobi, a ty jedna wiesz jak niszcząca potrafi być kara – stwierdziła Cecily.Brzuchomówczyni pokręciła głową:- Próbowałam z nią rozmawiać. Niestety bez skutku. Wiem, że zabrzmię teraz jak szalona, ale myślę, że ona ma jakiś plan. Zachowuje się dziwnie odkąd pogadała wtedy z Alice. Coś tu po prostu nie gra.- Co masz na myśli? – zapytał Maks.- Dziewczyna przyjaźni się z Alice i wszystko gra, w końcu znajdują razem ciało Dismasa, po czym dowiadujemy się, że Alice nie toleruje orientacji Lily. Pamiętacie pytanie na basenie. Nagle zostają same i dogadują się na tyle, że Alice wyciąga ją z tego dziwnego stanu, w którym była. Alice! Naprawdę nie widzicie w tym nic dziwnego? – Brzuchomówczyni brzmiała poważnie. Słuchałem ich dialogu z zaciekawieniem – Teraz izoluje się od grupy, poza poranną wizytą w pralni nie ma jej nigdzie. Udaje, że wszystko gra i unika szczepienia – pytanie tylko dlaczego? Nie uwierzę, że to wszystko to przypadek.- Myślisz, że Lily planuje kogoś zabić? – zapytał Alan.- Sam nie wiem... Brzmi to tak nieprawdopodobnie... - stwierdził Yama.- Ktoś ukradł dwie trucizny. Trzeba o tym pamiętać – przypomniała Elizabeth.- Zasady mówią jasno, że nie można zabić więcej niż dwóch osób – przypomniała Cecily – Więc myślę, że nie powinniśmy się obawiać.- Nie trzeba otruć od razu całej grupy, wystarczy jedna osoba, której ktoś coś dosypie do talerza – zauważył Maks.- W sumie to trochę nie ma sensu – powiedział Yama – Jak ktoś zabije wiele osób to co się z nim stanie? Dostanie karę?- Myślę, że Duchy nie pozwolą takiej osobie zabić, a ukarają za samą próbę – włączył się głos, którego z początku nie poznałem. Musiałem się delikatnie podnieść żeby zauważyć, że przy wejściu stał Samfu. Grupa nie miała pojęcia, że nie śpię, bo w części, gdzie były łózka panował teraz przyjemny półmrok.- Jeżeli mamy takie podejrzenia to może po prostu zróbmy jakiś... nadzór? – zaproponował Alan.- Jak niby widzisz ten nadzór? – zdziwiła się Elizabeth – Chcesz ją zamknąć i patrzeć czy przypadkiem kogoś nie próbuje otruć? Błagam Alan... Niczego nie możemy zrobić, po prostu musimy się pilnować. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły i do środka wpadła Sandra. Wyglądała jeszcze gorzej niż na śniadaniu. Mimo to na jej twarzy malowały się różne emocje:- Musicie mi pomóc. Lily w końcu się trochę otworzyła i myślę, że musimy ją siłą zaszczepić – zaczęła.- Chyba oszalałaś – stwierdziła krótko Julia.- Naprawdę! Nie chce żeby stało się jej coś złego, więc dajcie mi coś, co ją jakoś znieczuli, wejdę do jej pokoju, podam jej to, a potem przyjdziecie i ją zaszczepicie. Będzie na początku zła, ale unikniemy dzięki temu rozlewu krwi, szczególnie, że do wymierzenia kary zostało niewiele.- Też się coraz bardziej zastanawiam nad tą opcją – przyznała Cecily.- Nie ma mowy – powiedziała twardo Elizabeth – Nikogo nie będę szczepić na siłę.- Dlaczego? – zapytała zdenerwowana Sandra – Przecież to dla dobra grupy.- Jeżeli chcecie działać podstępem, jak Jacob, to zróbcie to – włączył się Samfu – Ale myślałem, że coś miało się zmienić. Mieliśmy już nie działać w ten sposób.Zapadła długa cisza. W końcu przerwała ją Sandra:- To dajcie wszystko mi. Ja ją zaszczepię, żeby tylko nie dostała kary. Nie mogę żyć wiedząc, że będę musiała patrzeć na to jak Duchy wymierzają jej karę.- Jeżeli masz na nią taki wpływ – zaczęła Elizabeth – to przyprowadź ją tutaj i przekonaj do dobrowolnego szczepienia. Nie widzę żadnej innej opcji. Nie widziałem dobrze, co stało się dalej, ale Sandra po chwili wypadła z pomieszczenia i trzasnęła drzwiami.- Czemu ona nie chce poddać się temu cholernemu szczepieniu – warknęła Cecily – Jacob może i był dupkiem, ale teraz jego manipulacja by się przydała.- Nie chce już słyszeć o tym temacie. Zajmijcie się sobą, my musimy wracać do pracy.Samfu, Yama i Cecily nie próbowali dłużej rozmawiać. Po chwili opuścili Przychodnię. Elizabeth i Alan wymienili parę słów ciszej, nie podnosząc zbytnio głosu, przez co nie mogłem usłyszeć o czym gadają.- Zmiana nigdy nie jest łatwa – podsumował Maks. Wrócili do pracy, a ja po chwili znów zamknąłem oczy. Coś złego działo się hotelu, więc wolałem uciec od tego jak najdalej, szczególnie, że On dawał mi w końcu spokój.
*
Obudził mnie Alan. Zapalił lampkę niedaleko mojego łóżka i odpiął od kroplówki.- Jak się czujesz? – zapytał.- Dużo lepiej – powiedziałem zgodnie z prawdą – Która jest godzina?- Dochodzi 21:00. Jak zaraz nie przyjdzie tutaj Lily to będziemy wszyscy musieli zebrać się przed recepcją i pójść na wymierzenie kary...- Dalej się nie zgodziła? – zdziwiłem się.- Niestety – westchnął Pechowiec.- Dasz sobie rade Alan? – zapytała Elizabeth, która przechodziła obok.- Tak. Już wszystko zrobiłem – odpowiedział.Wstałem powoli i rozprostowałem kości. Głowa mnie już nie bolała, a wręcz wydawała się być bardziej przejrzysta niż zazwyczaj. Rzeczywiście dochodziła 21:00, więc postanowiłem, że zostanę w przychodni do końca czasu, licząc, że Lily się pojawi i zdecyduje na szczepienie. Usiadłem przy Julii, Maksie, Elizabeth i Alanie i czekaliśmy, wszyscy patrząc w kierunku drzwi i zegara. Rozbrzmiał komunikat. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy usłyszałem głos Lokaja:- Drodzy Państwo, wybiła godzina 21:00. Panna Eucliffe nie przystąpiła do szczepienia, łamiąc zakaz, przez co zostanie poddana karze. Proszę was wszystkich o jak najszybszą zbiórkę przy recepcji, skąd wyruszymy do sali tortur. Do zobaczenia.- Cholera jasna – westchnęła Elizabeth – Byłam pewna, że przyjdzie.- Nic na to nie poradzimy. Nie działamy już manipulacją i jesteśmy ze sobą szczerzy. Tak postanowiliśmy – powiedział Maks – Chodźmy.Wyszliśmy z przychodni i ruszyliśmy w stronę windy. Wezwaliśmy ją i poczekaliśmy moment aż się pojawiła. Przy recepcji czekali na nas prawie wszyscy, za wyjątkiem Lily. Sandra przywitała nas, a bardziej samą Elizabeth, bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem.- No i się doigraliście.- Sandra – powiedziała ze spokojem Julia – Nie będziemy nikogo zmuszać do tego, żeby się zaszczepił. To była decyzja Lily i ty szczególnie powinnaś ją uszanować.- Jak coś jej się stanie to będzie wasza wina! – krzyknęła.- Uspokój się dziewczyno – powiedziała podniesionym głosem Wendy.- Gdzie ona jest? – przerwał Aaron, zanim dziewczyny znowu skoczyły sobie do gardeł. Wciąż nie pamiętałem momentu, w którym je rozdzielałem.- Jeżeli za moment się nie pojawi będę zmuszony sprowadzić ją tutaj siłą – głos Lokaja brzmiał wyjątkowo spokojnie. Wyłonił się z półmroku korytarza, jak zawsze znikąd. Też potrafiłem tak robić, ale on był w tym dużo lepszy.- Czy możesz nam wytłumaczyć, dlaczego wymierzacie jej karę zamiast zaszczepić na siłę? Szczepienie jest po to żebyśmy żyli tutaj dłużej, więc czemu chcecie ją... - zaczęła Sandra.- Decyzja jest dobrowolna, ale jeżeli nie chce się do niej dostosować to łamie zasady – odpowiedział Lokaj - Nie ja wymyślam reguły Panno Evans.- To najbardziej nielogiczna rzecz jaką usłyszałam w tym hotelu – fuknęła Julia.- Co będzie po karze? Przecież Lily dalej będzie nie zaszczepiona – stwierdził Yama.- Otrzyma kolejną karę. Będziemy je dobierać w ten sposób, żeby po żadnej nie zginęła. Spojrzałem na Elizabeth. Nie zaskoczyło mnie to, że miała pod ręką apteczkę, zupełnie jak ponad dwa tygodnie temu, w momencie, gdzie karana była Julia oraz Jacob.- Jak to? Przecież nie tak się umawialiście! – krzyknęła oburzona Sandra.- Jestem – usłyszeliśmy delikatny, nieco podłamany głos z tyłu. Odwróciliśmy się w kierunku klatki schodowej i zauważyliśmy, że w przejściu stała Lily. Wyglądała kiepsko, ale starała się sprawiać zupełnie inne wrażenie – Przepraszam za spóźnienie.- Lily – Sandra do niej podbiegła – Dlaczego nie zgodziłaś się na to cholerne szczepienie...- Zapraszam państwa do windy – powiedział wchodząc do środka.- Niczego już teraz nie zmienimy, więc skupmy się na tym, co nas czeka – rzucił Maks. Widziałem, że wiele osób chciało coś dodać, ale ostatecznie nikt się nie odezwał. Weszliśmy do środka patrząc jak Lokaj przesuwa specjalną kartę i raz jeszcze aktywuje piętro „Sala Tortur". Drzwi do windy się zamknęły.- Lily na pewno wszystko gra? – zapytała Elizabeth przyglądając się jej. Fryzjerka rzeczywiście wyglądała kiepsko. Miała podkrążone oczy i drżała. Zrobiła się bardzo blada, jakby cała krew zniknęła z jej twarzy.- Tak – wyszeptała słabym głosem.- Boi się tego, co ma nadejść, czy to aż takie dziwne? – obruszyła się Sandra.- Wygląda naprawdę kiepsko – stwierdziła Carmen. Lokaj wcisnął przycisk i winda ruszyła. W tym samym momencie Lily zgarbiła się i wydała z siebie długi, przeciągły dźwięk, przypominający odetkany odpływ. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Poczułem ukłucie strachu. Szarpnęło nią, po czym zwymiotowała dużą ilością krwi przed siebie, obryzgując nią Aarona, Carmen oraz Sandrę. Ktoś krzyknął. Odsunąłem się odruchowo do tyłu, patrząc z przerażeniem na to, co się działo. Z oczu, uszu, nosa i ust Fryzjerki zaczęła wyciekać krew. Upadła głucho, a na jej spodniach pojawiły się czerwone plamy. Drgnęła po raz ostatni, a kałuża posoki zaczęła docierać do każdego zakątka windy...

PeccatorumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz