Trzeci rozdział Peccatorum przed Wami! Kończymy motyw wstępu, chociaż jeszcze sporo będzie wyjaśniane, to czas żeby uczestnicy, po pierwszej nocy w Hotelu, zobaczyli z czym mają do czynienia. Jakie pomieszczenia są dostępne, co się z nimi dzieje i w jakich warunkach przyjdzie im żyć. Do przeszukiwań zdecydowałem się na perspektywę Hakera, który ma trochę luźniejsze podejście do świata i zarazem jest postacią, która może namieszać. Zapraszamy Was z Neri do lektury, a także do komentowania i dyskusji pod tym rozdziałem!-----------------------------------------------------------------Hałas. Usłyszałem coś dziwnego i przetarłem zaspane oczy. W głowie miałem już plan jak upokorzyć Aarona przed publiką na konwencie. Przygotowałem odpowiednie pliki oraz wejścia do terminalu. Wystarczyło tylko poczekać, aż się rozgada i zrównać go z błotem, a potem samemu wejść na scenę. Czułem dziką satysfakcje na samą myśl, że zobaczę jego czerwoną ze złości twarz. Kiedyś nie robił mi różnicy, ale im bardziej wczuwał się w naszą wojnę tym bardziej ja czerpałem radość z robienia mu na złość. Miałem nadzieję, że mimo wszystko konflikt nigdy się nie zaostrzy, nie chciałem zrobić mu prawdziwej krzywdy. Nikomu nie chciałem. Byłem wesołym człowiekiem. Z tą myślą podniosłem się i przeciągnąłem. Łóżko było duże. Za duże. Nie moje. Przygoda na jedną noc, pomyślałem, nie mogąc sobie przypomnieć, jaką kobietę tym razem udało mi się zaciągnąć do łóżka. Rozejrzałem się szukając jej wzrokiem. Ogromne, królewskich rozmiarów łoże z zieloną pościelą było jednak puste. Na szafce obok, z wymyślną lampką leżały tylko klucze. Kawałek niżej, po zejściu z podwyższenia, widać było masę ładnie upiętych kabli, które krążyły po całym pokoju i wszystkie spotykały się w pokaźnym centrum dowodzenia, złożonym z trzech monitorów, świecącego komputera oraz klawiatury i myszki. Na wszystkich ekranach wyświetlał się w tej chwili zegarek pokazujący godzinę ósmą. Obok biurka, gdzie stała cała elektronika, widziałem skrzynię z częściami zapasowymi oraz sprzętem potrzebnym mi do pracy. Nie były to jednak moje rzeczy. Spojrzałem na kanapę i stojącą obok konsolę najnowszej generacji. Kawałek za nią zamontowano dużą szafę z rozsuwanymi drzwiami. Podłoga wyłożona była ciemnymi panelami, a ściany pomalowane na kolor przypominający połączenie ciemnej zieleni i fioletu. Wszystko mi się przypomniało, gdy usłyszałem głos:- Dzień dobry Państwu. Wybiła godzina ósma, co oznacza koniec ciszy nocnej. Mam nadzieję, że spędziliście państwo bezpieczną noc i przypominam, że za piętnaście minut w jadalni będzie podane śniadanie. Jadalnie znajdą państwo na piętrze z recepcją. Życzę miłego dnia.- Cholera jasna - szepnąłem z przerażeniem. To wszystko to nie był sen. Czytelnia, Lokaj, Goście, narwany bandzior. Nie mogłem uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Przed snem próbowałem wejść w sieć hotelu, ale mój komputer został sprawnie odcięty. Jedyne, co mogłem robić to bawić się w systemie, a to kompletnie nic mi nie dało. Nie traciłem jednak nadziei, bo budynek był niesamowicie nowoczesny, więc terminale i czytniki musiały być rozrzucone wszędzie. Liczyłem, że znajdę taki, który pomoże mi to ogarnąć i znaleźć jakiekolwiek informacje. Lokalizacja byłaby świetnym startem. Byłem bardzo ciekaw gdzie mnie wywieźli. Wstałem. Zauważyłem, że nie zdążyłem się wczoraj rozebrać, więc pierwsze, co zrobiłem to ruszyłem do łazienki. Spodobała mi się, ponieważ miała czarny wystrój z fioletowym podświetleniem, które pulsującym wzorem podróżowało wzdłuż ścian. Przypominała sprzęt do grania. Lubiłem brać zimny prysznic. Szybko się orzeźwiłem, wytarłem i mój wzrok zatrzymał się na lustrze, w którym widziałem swoje odbicie. Byłem wysoki i szczupły, ale budowa mojego ciała mi się kompletnie nie podobała. Zniesmaczony, odwróciłem wzrok. Podszedłem do szafy, gdzie widziałem całe stosy ciuchów, przede wszystkim takich samych jak te, w których przyjechałem. Teraz zauważyłem, że bransoletka, którą dostaliśmy wczoraj w czytelni dalej oplatała moją rękę. Zapomniałem jej zdjąć, ale widocznie była wodoodporna, bo włączyła się bez problemu. Ją też dokładnie przeskanowałem, jeszcze wczoraj podczas przemówienia białowłosego. Co ciekawe, znalazłem plik, który skrywał w sobie zakazy, ale był zaszyfrowany w dziwny sposób i restartował bransoletkę podczas deszyfrowania. Miałem sporo sprzętu, więc w wolnej chwili chciałem jej się bliżej przyjrzeć. Ubrany i czysty wyszedłem z pokoju, spoglądając jeszcze na zegarek i widząc, że zostało mi parę minut. Zamknąłem drzwi i zgodnie z zaleceniami Lokaja schowałem klucz do tylnej, zapinanej kieszeni żeby go nie zgubić. Byłem jedyną osobą, która może otworzyć mój pokój, a to było mi na rękę. Zerknąłem jeszcze na "jedenastkę" na drzwiach po czym ruszyłem w stronę schodów. Z pokoju wychodziła akurat Alice. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.- Hej Mycroft! - przywitała się.- Alice, wyglądasz dzisiaj pięknie - odpowiedziałem zatrzymując się obok blond włosej dziewczyny. Znałem ten typ. Szczerzyła się, dużo mówiła, a jeszcze więcej obiecywała, ale w decydującym momencie była gotowa wbić nóż w plecy. Wolałem na nią uważać, ale to nie oznaczało, że nie mogłem z nią delikatnie poflirtować. Była naprawdę śliczną dziewczyną, z ładnym biustem i kształtnym tyłkiem. Lubiłem takie. Chociaż z dziewczyn najbardziej podobała mi się Wendy oraz Cecily to Alice była od razu za nimi.- Jak pierwsza noc? - zapytałem po tym jak uporała się z zamkiem.- Nieźle. Mam naprawdę przecudowny pokój. Może później ci pokaże - mrugnęła do mnie tak, że krew napłynęła mi do ciała - A jak u ciebie?- Wygodnie. Pełno sprzętu i gadżetów, tak jak lubię - zastanowiłem się przez chwilę jak może wyglądać pokój kogoś takiego, jak Przyjaciółka. Zapewne był przesadnie słodki i pełen kolorowych poduszek i przedmiotów - Przez chwilę nawet zapomniałem gdzie jesteśmy.- Ja wolę myśleć pozytywnie – Dotarliśmy do klatki schodowej i rozpoczęliśmy wspinaczkę po schodach na górę. Teraz dopiero zauważyłem, że windy są tylko na piętrze z recepcją - Wystarczy trzymać się razem i wspólnie walczyć. Cokolwiek nas nie czeka nie ma przeszkody, która zatrzyma pociąg przyjaźni. Brzmiała trochę strasznie, ale jej pozytywne myślenie najwyraźniej było zaraźliwe, bo czułem się jeszcze lepiej. Na środkowym piętrze poszliśmy w prawo i doszliśmy do jednych z drzwi, które wczoraj widzieliśmy. Otworzyliśmy je i weszliśmy do środka. Wnętrze było nieco mniej gustowne od reszty hotelu, ale wciąż bardzo ładne i zadbane. Mleczne kafelki połyskiwały czystością. Na środku stały trzy stoły, każdy mieścił po dwanaście osób, sądząc po liczbie krzesełek stojących obok. Zauważyłem okna, ale były zasłonięte aksamitną zasłonką. Jacob zauważył moje spojrzenie i powiedział:- Okna są przykryte metalową blachą i zakratowane. Sprawdzaliśmy – w jego głosie nie było słychać nawet zawodu. Zasłony stworzyły w mojej głowie naprawdę ładną wizję, ale detektyw sprawnie rozbił ją w drobny mak. W głębi pomieszczenia stały w rzędzie gabloty wypełnione jedzeniem. Z daleka zauważyłem całe stosy kanapek, świeżych owoców i warzyw, półmisek wędlin oraz przeróżnych dodatków i sosów. Wszystko pocięte, podzielone i przygotowane do zjedzenia. Ślinka napłynęła mi do ust. Tuż za ladą znajdowała się kuchnia. Przypominała tą z programów kulinarnych, chociaż nie znałem się na tym, więc ciężko mi było powiedzieć czy jest dobrze wyposażona. Widziałem też oddaloną szafkę, z której z daleka błyszczały ostrza noży. Nie sądziłem, żeby taka wystawa sprzyjała bezpiecznej atmosferze, ale miałem nadzieję, że ktoś odpowiedzialny tego przypilnuje.- No i są wszyscy - powiedziała głośno Audrey - możemy zaczynać jeść! Przypominam, że posiłek nie był dzisiaj przygotowany przeze mnie! Wbijcie to sobie do głowy.- Zrozumieliśmy za pierwszym razem - odpowiedział zmęczonym głosem Maks.- Czy ktoś miał jakieś problemy w nocy? - zapytała Alice.- Wszyscy tu jesteśmy, więc było dobrze. Może to miejsce nie będzie takie złe. Mogłabym tu zamieszkać. Mam tak cudowny pokój... - Sandra rozmarzyła się, a jej wzrok odpłynął gdzieś daleko. Chociaż minął niecały dzień już dojrzałem pewien podział. Julia, Alan, Aaron, Yama, Cecily, Elizabeth, Jacob, Carmen, Raphael i Maks siedzieli przy jednym stole, a cała reszta przy drugim. Nie chciałem siadać obok swojego rywala, który od wejścia zdążył zamordować mnie już trzy razy wzrokiem, więc znalazłem miejsce pomiędzy Ethanem, a Samfu. Podszedłem do gablotek, wziąłem tackę i nałożyłem sobie dziesięć niedużych kanapek, dwie parówki, zalałem wszystko sosami i na koniec sięgnąłem po puszkę z napojem gazowanym. Żołądek nieprzyjemnie zasysał mnie po wczoraj. Z gotową porcją usiadłem na wypatrzonym miejscu i zacząłem jeść. Ludzie życzyli sobie smacznego, a Robertson wstał i zastukał łyżeczką w kubek.- Proszę o chwilę uwagi - poprosił - Po tym jak zjecie chciałbym porozmawiać, żebyśmy mogli coś ustalić, więc nie wychodźcie z jadalni. To sporo ułatwi. Dzięki. Zaczęliśmy jeść. Jedzenie było przygotowane naprawdę dobrze, świeże pieczywo, dobre składanki, nawet parówki wydawały się być smaczniejsze niż zazwyczaj. Czułem się coraz lepiej z każdym kolejnym kęsem.- Myślicie... że nic tu nie... dosypali? - zapytała Sandra, przeżuwając głośno pokarm.- Jestem tak głodny, a jedzenie jest tak dobre, że nie robi mi to różnicy - odpowiedział Samfu.Ludzie rzucili się na jedzenie jak wygłodniała wataha. Widać było, jacy wszyscy byli głodni. Sam czułem dziką satysfakcję. Po śniadaniu, gdy stosy talerzy przyozdobiły oba stoły, a proces trawienia zaczął się na dobre, detektyw zabrał głos.- Czas ustalić pewne fakty. Pierwsza noc za nami i udało nam się przeżyć. Osobiście nie widzę, co mogłoby zmusić kogokolwiek do zabicia, skoro warunki są dobre, a opcji do sprawdzenia multum - zasłonił na chwilę usta dłonią - Ale czas pokaże. Póki, co widzieliśmy paru pomieszczeń, mamy windy i klatkę schodową, które trzeba dokładnie zbadać. Jest nas tylu, że powinniśmy się rozdzielić, bo przeszukiwanie obszaru taką ogromną grupą mija się z celem.- Warto jednak ustalić pewne rzeczy i wytyczne, na co powinniśmy zwracać uwagę - Cecily płynnie weszła mu w słowo. Wyglądali jakby całe przemówienie mieli dokładnie rozplanowane.- Czy ważniaki ze stołu dla lepszych mogą przejść do konkretów i oszczędzić sobie i nam tego przedstawienia? - zapytał Samfu.- Stołu dla lepszych? - zdziwił się Aaron.- Usiedliście od razu obok siebie, zostawiając nas sobie samym - odkrzyknąłem do swojego rywala.- Naprawdę macie tak niskie mniemanie o sobie? - zdziwiła się Julia.- Hej, spokój! - krzyknęła Audrey.- Czy naprawdę musimy się kłócić? - zapytała Carmen. Kłótnia rozgrzała się na dobre. Osoby siedzące przy mnie przeważnie krzyczały, a te przy drugim stole, starały się coś spokojnie wytłumaczyć.- Zamknijcie się do cholery jasnej! - krzyk Audrey był jedynym głosem, który potrafił przebić się przez ten hałas - Mamy coś do ustalenia. Jak będziemy walczyć między sobą, to możemy, co najwyżej się poddać.- Kobita ma głos... i rację oczywiście - Rewolwerow rozmarzył się pociągając łyk z kubka.- Naprawdę czujecie się jakkolwiek gorzej, bo siedzimy metr dalej? Stół nie pomieści wszystkich, a w ten sposób każdy ma dla siebie miejsce - Julia miała ton głosu, który mi się niesamowicie podobał. Wydawał się ociekać ironią.- On wszystko podsyca - Aaron wskazał palcem. Byłem pewien, że pokazuje na mnie, ale tym razem jego ofiarą padł Samfu. On podniósł ręce na gest, że nic złego nie zrobił.- Może posłuchajmy Jacoba, skoro zna się na takich sprawach? - zaproponowała Wendy.- Miałaś na myśli przeszukiwanie obszaru? - zapytała zgryźliwie Sandra.- Dobra, dosyć - poprosił Alan, wstając - Proszę was, uspokójcie się.- Przecież miałem nikogo nie podsycać - wtrącił Jacob, Król Dram.- Chodziło o tego Jacoba, co się liczy. Ty jesteś Samfu - odpowiedziała mu Wendy, posyłając całusa. Widziałem, że chcę coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Większość osób się zaśmiała. Osobiście bałem się drażnić Samfu, bo wydawał się być osobą, która potrafi się odgryźć. Czułem się jakbym znał tych ludzi dłużej niż niecały dzień. Być może to wspólny cel łączył szybciej niż jakakolwiek inna relacja. Sytuacja się nieco uspokoiła.- Jeżeli mamy już nieporozumienia za sobą, to może wrócimy do tematu? - zarzucił pomysłem Maks.- Świetny plan - zgodziła się Elizabeth, a wraz z nią poszła większość grupy. Zapadła cisza.- Dziękuje. Przeszukiwałem przeróżne miejsca zbrodni, badałem skomplikowane sprawy, a nawet zdarzało mi się być ofiarą porwania. Jesteśmy w bardzo dziwnym i nietypowym miejscu. Nie wiem jak wasze pokoje, ale mój wygląda dostojnie i jest naprawdę świetnie wyposażony. Porywacze nie są zwykłymi bandytami, dlatego musimy zachować wszelkie środki ostrożności. Nie pomaga to, że jesteśmy pod ciągłą obserwacją i podsłuchem - zaczął krążyć pomiędzy stołami. Widocznie podczas procesu myślowego lubił chodzić - No, ale nie z takich sytuacji się wychodziło. Nie wiem jak dużo mamy do przeszukania, ale musicie zwracać uwagę na dosłownie wszystko. Okna wydają się być zabezpieczone, ale jak jakieś znajdziecie to sprawdzajcie dokładnie. Windą też powinniście zbadać każde możliwe piętro. Nie wiemy jak duży jest hotel.- A co jak wejdziemy na jakiś zakazany obszar i dostaniemy karę? - zapytał Ethan. Przyglądając się jemu zauważyłem, że Artysta, który siedział kawałek dalej, uważnie czytał wszystko, co zapisywała mu siedząca obok niego Twórczyni Zabawek. Chociaż nie rozczulały mnie takie rzeczy, to takie sytuacje przywracały wiarę w ludzkość.- Myślę, że nie wejdziemy nigdzie, gdzie nie będziemy mogli wejść. Zamknięte pomieszczenia na pewno będą jakoś zaznaczone - odpowiedź Robertsona uprzedził Aaron.- Szukajcie jakichkolwiek znaków. Dokumentów, broszurek, czegokolwiek, co może nakierować nas na to, gdzie możemy być. Zapewne jesteśmy gdzieś w Europie, ale pewien nie jestem - wtrącił ponownie - Musimy zebrać jak najwięcej informacji, a potem porozmawiać o tym wszystkim. Możemy umówić się... o siedemnastej? Tak wstępnie, jak jedna z grup skończy wcześniej to może przyjść tutaj i czekać. Żeby ktokolwiek mógł zdać raport z tego, co znajdzie jego grupa. Przez jadalnie przeszły szmery rozmów. Samfu wyglądał na zamyślonego. Ludzie przy moim stole reagowali znacznie bardziej żywo, niż Ci siedzący przy Aaronie.- O wyjściu chyba nie musze mówić? Jeżeli znajdziecie drzwi, które według was prowadzą na zewnątrz to koniecznie je sprawdźcie. Na pewno będą zamknięte, ale mogą mieć jakąś szczelinę, ślady... właściwie najlepiej podejdźcie do mnie, bo w innym wypadku na pewno nic nie sami nie znajdziecie. Bez obrazy.- Jesteś strasznie zarozumiały i głośny - warknął Dismas.- A ty agresywny i agresywny - odpowiedziała Sandra z przekąsem.- Musisz ciągle wtrącać swoje trzy grosze? - zapytała Wendy. Widziałem oczami wyobraźni walkę tej dwójki w lawinie kisielu.- Drogie panie, możecie się uspokoić? Nie ma potrzeby się denerwować... - zainterweniowałem. Obie siedziały niedaleko siebie, a temperament kobiety bywał niebezpieczny, więc wolałem mimo wszystko zażegnać konflikt.- WRACAJĄC do tematu - pierwsze słowo Jacob zaakcentował wyjątkowo mocno. Dismasa zignorował - Nie rozdzielajcie się. Jak idziecie do toalety to w dwójkę, a najlepiej trójkę. Nie możemy ryzykować, szczególnie jak panują takie zasady.- Popieram w pełni. Nie dawałbym nikomu takiej pokusy - Alan wyraził aprobatę jego pomysłu.- Jadalnia jest dobrym miejscem żeby rozmawiać o różnych rzeczach, a każdy z nas musi jeść, więc fajnie by było jakbyście przychodzili na śniadania - powiedział okularnik - Ale to żadna zasada, więc zrobicie jak chcecie. Ja postaram się być zawsze, żeby dobrze rozplanować ewentualne dalsze kroki - jego przemowa była dosyć inspirująca, to musiałem mu przyznać - No i mimo wszystko, chciałbym żebyście się nie kłócili. Nasi oprawcy wybrali dosyć wybuchową mieszankę, ale nie ma sensu tracić na to energii. Nie ma teraz na to czasu. Pomieszczenie wypełnił zgodny pomruk. Nikt nie skomentował, ani nie rozpoczął kolejnej kłótni.- Co do samych przeszukiwań - Jacob usiadł przy naszym stole, tuż obok Samfu - z pomieszczeń, które widzieliśmy jedna grupa może przeszukać to miejsce. Kuchnia na pewno ma w sobie coś ciekawego, nie mówiąc o gablocie z nożami, o której musimy porozmawiać. Na piętrze, na przeciwko czytelni jest jakieś pomieszczenie. Je też musimy sprawdzić. Nie mówiąc o samej czytelni...- Ja się zajmę książkami - zadeklarował się Maks - Przestudiuje je i jak znajdę coś to dam wam znać. Planuje przesiadywać tam większość czasu.- Nie sądzisz, że jest tego za dużo jak na jednego człowieka? - zapytała Cecily. Pisarz uśmiechnął się smutno.- Pani Britt, przeczytałem wczoraj przed snem trzysta sześćdziesiąt osiem stron, a położyłem się krótko po odejściu z recepcji. Proszę mi zaufać.Nie wiem czy przeczytałem tyle przez ostatnie dziesięć lat, nie licząc linijek kodu, pomyślałem. Pisarz wstał, skłonił się lekko i pokuśtykał w stronę wyjścia.- Wpadnę o siedemnastej zobaczyć, czego się dowiedzieliście - rzucił wychodząc za drzwi i znikając w korytarzu.- Czy teraz problemem będzie to jak w jednej grupie będzie więcej, a w drugiej mniej osób? - zapytała kąśliwie Julia.- Widzisz, sama zaczynasz - Samfu żachnął się i pokiwał głową.- Nie będziecie mieli tego problemu - powiedział chłodno Raphael. Wstał i wyprostowany jak zawsze wyszedł z jadalni.- Czy przypadkiem nie mieliśmy trzymać się razem? - zapytał Alan.- Mam nadzieję, że nic złego z tego nie wyjdzie - Elizabeth brzmiała na nieco zmartwioną.- Dobra, w takim razie ja będę sprawdzała pralnię - zaproponowała Julia - Też nie przepadam za tłumami, a jak się rozdzielamy w ten sposób to nie robi różnicy - powiedziała wstając. Po chwili słychać było tylko oddalające się pogwizdywanie.- Ja w takim razie zostanę w kuchni - zaproponowała dziarsko Audrey - Powiem wam, na czym stoimy. Pasi?- Dobrze. Mam nadzieję, że nie pożałujemy tego rozłamu. W sumie dalej nie wiem jak duży jest budynek, ale jak nikt nie oddali się od swoich grup to powinno być bezpiecznie. Czy ktoś jeszcze idzie sam?- Ja sprawdzę to piętro i zobaczę pomieszczenie po drugiej stronie korytarza – wyszła z propozycją Farmaceutka - Też wpadnę tutaj po siedemnastej. Gdy drzwi się za nią zamknęły głos zabrał Komunista:- Towarzysze, przyznam wam szczerze, że moje serce bije... dla Mateczki Rosji, ale też dla was. Pójdę, ale nie sam, tylko znajdę Towarzysza Łyżwiarza i go przypilnuje. Ludziom nie ufam, ale Francuzy to wyjątkowo podstępne żmije. Myślą, że pomachają białym i wszystko się rozwiążę. Będę go obserwował, haraszo? Bywajcie - odmaszerował imitując ruchy Łyżwiarza i zniknął.- Szesnaście osób. Mamy dwie grupy po osiem - zaczął Detektyw.- Jeżeli powiesz lepsi i gorsi to cię zabije - powiedziała Sandra w kierunku Samfu.- Niebezpieczna groźba biorąc pod uwagę naszą sytuację. Jesteś pewna, że panujesz nad emocjami? Twoje ciało pokazuje, że raczej nie kontrolujesz niektórych żądz - Król Dram odgryzł się bez zawahania.- Ty... - warknęła.- Pójdę z Aaronem, Dismasem, Alanem, Olivierem, Ethanem, Carmen oraz Agathą - przerwał jej Jacob - Wybór w pełni losowy.- Czyli druga grupa to ja, Samfu, Yama, Alice, Wendy, Sandra, Cecily i Lily? - zapytałem.- Dokładnie - odpowiedział - Chodźmy do windy, tam będziemy mogli zobaczyć, co jeszcze mamy w tym hotelu. Grupa posłuchała się bez narzekań. Opuściliśmy jadalnie. Na korytarzu było pusto. Światła delikatnie oświetlały hol, jakby dostosowując poziom natężenia do godziny. Nie było tutaj okien, dlatego musiały się świecić całą dobę. Lokaj stał za recepcją i przeglądał jakieś dokumenty. Nie zwracał na nas specjalnej uwagi, chociaż czułem na sobie jego spojrzenie. Nie podobało mi się aura wokół niego. Z jednej strony był elegancki i wyglądał jak lokaj idealny, ale z drugiej był taki... nieludzki. Zastanawiałem się, kim tak naprawdę jest. Minęliśmy go i skręciliśmy w jedno z dwóch przejść, które otaczały recepcję i prowadziły na klatkę schodową. Obie kabiny były gotowe do drogi. Dismas już chciał nacisnąć guzik, kiedy usłyszeliśmy za sobą głos białowłosego:- Poczekajcie – poprosił – Chcę wam wytłumaczyć jak to działa.- To winda – zauważył zdziwiony Yama – Wiemy jak działają windy.- Pozwólcie – przepchał się przez nas. Kiedy przechodził obok poczułem intensywny zapach perfum. Stanął tuż przed kabiną i wcisnął przycisk. Drzwi otworzyły się, a w środku rozsunęła się krata. Winda była naprawdę spora i bez problemu zmieściłaby całą naszą grupę. Wnętrze było jednak nieco bardziej surowe, chociaż dostosowane do klimatów hotelu. Na konsoli świeciły się na złoto jedynie dwa przyciski. Były podpisane, jako „Lodowisko" oraz „Pralnia".- Jak widzicie większość przycisków jest póki co nieaktywna – Lokaj wskazał smukłymi palcami na to, na co patrzyli wszyscy – Będziecie odblokowywać kolejne pomieszczenia, ale póki co skupcie się na tym, co macie.- Lodowisko! – zauważył wesoło Samfu – To może być miejsce, w którym będą jakieś okna!- Nie podniecałbym się zbytnio – stwierdził Dismas – To prawdopodobnie kryte lodowisko w budynku.- Nasza grupa może to sprawdzić – zaproponował Pokerzysta.- Dobra, w takim razie my weźmiemy pralnię – odpowiedział Jacob.- Pojedźcie drugą windą – zaproponowała Cecily – Spotykamy się o umówionej godzinie.- Poczekajcie – zawołał nagle Alan i poszedł w lewą stronę w głąb korytarza – Dokąd prowadzą te drzwi?- Po drugiej stronie są takie same – zauważyła Agatha.- To przejścia na klatki schodowe poszczególnych skrzydeł – wyjaśnił Lokaj – Gdy już zaczniecie się zabijać i winda będzie wyłączona, to będzie wasz jedyny sposób na poruszanie się po hotelu. Pamiętają państwo zasady?- Jasne, jasne – odpowiedział krótko Dismas – Rozumiemy. Wszystko wiemy, możesz sobie iść.- Możesz się ogarnąć z tym niepohamowanym chamstwem? – oburzyła się Sandra.- Czy możecie chociaż przez chwilę się nie kłócić? – zapytał Samfu, widocznie tracąc cierpliwość.- Dobra, chodźcie do windy – zaproponował Yama – Nie ma sensu dalej gadać. Bandyta sapnął gniewnie, ale cała ósemka wyznaczona do sprawdzenia lodowiska wsiadła do windy. Krata zamknęła się, a ja ostrożnie nacisnąłem przycisk podpisany jako „Lodowisko" i odszedłem krok do tyłu. Wylądowałem w grupie z najładniejszymi dziewczynami, co mi się szalenie podobało. Stanąłem obok opartej o ścianę Alice i uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech. Cecily, Sandra i Lily stały po drugiej stronie, a naprzeciw wejścia rozsiedli się Samfu, Yama oraz Wendy. Klatka schodowa zniknęła za drzwiami, a kabiną szarpnęło delikatnie. Nim się zdążyłem wyszczerzyć do kolejnej dziewczyny drzwi się otworzyły, a krata rozsunęła.- Już? – zapytałem zdziwiony.- Widocznie lodowisko jest blisko – stwierdziła Alice.- Albo winda jest bardzo szybka – rzuciła pomysłem Cecily. Wysiedliśmy do podobnej klatki schodowej, jak ta przy recepcji, ale w oczy od razu rzuciły się pewne różnice. Znajdowała się tu tylko jedna para blaszanych drzwi, a nie dwie, które otaczały ladę, za którą stał Lokaj. Schody szły zarówno w górę jak i w dół, ale były nieco bardziej na uboczu.- Musimy być w lewym skrzydle – zauważyła Aktorka.- Czemu? – zdziwiła się Alice.- Schody – Yama wtrącił się do dyskusji – Są po lewej od windy, więc połączenie z kwadratem, w którym mieszkamy musi być na lewo od nas. Oznacza to, że musimy być w lewej części hotelu.Czarnowłosy zabłysnął wiedzą. Szczerze zdziwiłem się, bo nie wyglądał na kogoś, kto jest w stanie ogarnąć takie rzeczy.- Może wrócimy schodami? Lokaj mówił coś o tym, że specyficznie działają. Myślicie, że warto to sprawdzić? - zapytała Sandra.- Chodźmy już na to lodowisko - Lily po raz pierwszy wyglądała jakby czegoś nie mogła się doczekać. Cały pozostały czas trzymała się na uboczu, mało odzywała i bała wszystkiego. Z jednej strony nie dziwiłem się, ale z drugiej wydawało mi się, że trochę przesadzała.- Możemy wrócić schodami - rzuciłem i podszedłem pierwszy do blaszanych drzwi. Nie wiedziałem jak je otworzyć, ale problem rozwiązał się sam. Gdy tylko zbliżyłem się i wyciągnąłem rękę, drzwi otworzyły się automatycznie. Poczułem falę ogromnego chłodu. To, co zobaczyłem w środku sprawiało, że szczęka opadła mi do podłogi. Budynek był z pewnością dobrze wyposażony i pokoje oraz korytarze robiły wrażenie. Hala, do której weszliśmy była jednak zupełnie innym poziomem. Sufit był wysoko nad nami, wypełniony rzędami lamp, które były teraz wyłączone. Po boku były nieduże trybuny, okalające główny plac z lewej strony. Centrum hali i jej znaczącą część wypełniała ogromna, owalna powierzchnia z lodu. Całość była ogrodzona niedużym murem i oświetlona na niebiesko, co nadawało jeszcze chłodniejszego wydźwięku. Lubiłem chodzić na łyżwy, na lodowiskach zawsze było pełno dziewczyn i panowała cudowna atmosfera. W tle leciała muzyka, pozwalająca jeszcze bardziej wczuć się w jazdę. Tuż przy wejściu zauważyliśmy niedużą szatnię z rzędem ławek oraz całą półką, białych i naostrzonych łyżew różnej wielkości. Strefa miała swoje własne oświetlenie. Podbiegłem do przodu i znalazłem swój rozmiar. Zdjąłem buty i nałożyłem obuwie, które miało mi pozwolić na ostrą jazdę. Yama i Samfu poszli w moje ślady, a po chwili dołączyły do nas Alice, Sandra oraz Lily.- A wy dziewczyny? - zapytałem Aktorkę oraz Striptizerkę.- Nie umiem jeździć - stwierdziła Cecily - Trochę boję się takich rzeczy.- Mi jest za zimno, ale z chęcią pojeżdżę później - powiedziała, pocierając ramiona. Zrobiło mi się jej szkoda. Zastanowiłem się przez moment, po czym ściągnąłem bluzę i jej podałem. Rozszerzyła oczy, ale wzięła ją bez narzekania i podziękowała.- Mimo wszystko pooglądam was z Cecily. Posiedzimy, pogadamy, sami wiecie, babskie ploty- powiedziała - Naprawdę dziękuje.Obie poszły w stronę trybun. Pozostała szóstka ubrała się i powoli doczłapała do wejścia na lód. Tu było jeszcze zimniej. Powoli zacząłem żałować oddania bluzy, ale dziewczyny tak na mnie działały. Cieszyłem się, że mogłem jej pomóc. Wypatrzyłem je na uboczu i zrobiło mi się lepiej. Postawiłem niepewnie nogę na lód, po czym dołączyłem do niej drugą. Szybko złapałem równowagę i rozpocząłem jazdę. Niebieskie oświetlenie sprawiło, że poczułem się na moment jakbym przeniósł się do zupełnie innego świata. Wiatr i chłód orzeźwiały, ale też mroziły. Samfu radził sobie lepiej ode mnie, wyprzedzając mnie po chwili. Yama raczej trzymał się bandy, ale był stabilny. Dziewczyny jeździły w swoim gronie, utrzymując powolne tempo. Zrobiliśmy już dwa kółka, kiedy światło przygasło. Na moment zrobiło się ciemniej. Zatrzymałem się i rozejrzałem, nie wiedząc, czego się spodziewać. Dziewczyny zaczęły piszczeć, a ich głosy odbijały się echem od ścian. Nagle usłyszeliśmy dobrze nam znany głos:- Drodzy Towarzysze, trzymajcie się mocniej, bo prognoza pogody przewiduje zachodni wiatr o zapachu ślimaków i ropuch... eee żab. Zimny niczym pozostałości Niemców w czterdziestym pierwszym i szybki niczym ich odwrót - Towarzysz Raphael!Światła reflektorów oświetliły postać, która niczym strzała wleciała na lodowisko i przemknęła wywijając salto, zakończone potrójnym piruetem. Raphael zatrzymał się gładko i wykonał kolejny manewr, który polegał na jeździe na jednej nodze i zaczepianiem o taflę drugą, tak, że wytwarzała się fala ściętego lodu. Dziewczyny i cała reszta dojechały do mnie. Wszyscy oparliśmy się o murek i obserwowaliśmy kolejne sztuczki i figury, które Raphael wykonywał z niezwykłą precyzją i gracją. O ile można było go posądzić o bycie dostojnym na lądzie, to na lodzie poruszał się z jeszcze większą elegancją. Widziałem wiele pięknych rzeczy, ale jego pokaz był czymś, co z pewnością długo zostanie w mojej głowie. Nie byłem pewien ile trwała całość, ale po około dziesięciu minutach akrobacji, zobaczyłem, że przy bandzie stoi Lokaj, który obserwuje całość. Podjechałem kawałek dalej, żeby być bliżej niego.- To piękne - stwierdził, jak zwykle całkowicie spokojnym i ciepłym głosem.- Czemu nie chcecie nas stąd wypuścić? - zapytałem - Będziemy współpracować i razem zrobimy wszystko, co trzeba będzie.Mężczyzna westchnął delikatnie.- Dobrze pan wie, że nie mogę nic na to poradzić. Ja tylko wykonuje polecenia. Trzymajcie się zaleceń, a zminimalizujecie straty - poradził.- Jak możemy zminimalizować straty, jak przeżyć może jedna osoba? - zapytałem, powoli denerwując się, wciąż powtarzanymi słowami białowłosego.- Czas potrafi zmienić wszystko. Nikt nie powiedział, że zasady są stałe. Mogą się zmienić. Musicie się ich trzymać.- Powiesz chociaż, kto tak bardzo nas nie lubi, że nas tu zaprosił? Kto chcę zrobić nam krzywdę?!- Dowiecie się w przeciągu paru dni. Nie czekałbym na to spotkanie, bo gdy będziecie zmuszeni do poznania ich osobiście, to nie będzie oznaczało nic dobrego dla was... Odetchnąłem, wdychając głęboko zimne powietrze, które wypełniło moje płuca i ścisnęło je. Zakaszlałem delikatnie.- Mogę mieć jeszcze jedno pytanie? - zapytałem.- Oczywiście - odpowiedział - Ale nie obiecuje, że na nie odpowiem.- Czym jesteś? - wiedziałem, że coś z nim jest nie tak, ale nie byłem pewien, co dokładnie. Lokaj uśmiechnął się wyraźnie, przymykając oczy.- Jestem... Lokajem - odpowiedział dumnie, po czym odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Chciałem go rozgryźć, ale nie potrafiłem zrozumieć, jak zwykły człowiek może zachowywać się w ten sposób. Mógł być kontrolowany przez chip albo inną technologię. Wciąż to nie tłumaczyło wielu rzeczy, ale inne opcje wydawały się być po prostu nieprawdopodobne. Pokiwałem z niedowierzaniem głową i wróciłem do oglądania niecodziennego pokazu łyżwiarskich umiejętności, komentowanego przez ruskiego wyznawcę ideologii komunistycznej.- Sacre bleu - wykrzyknął Rewolwerow w tak niedbały sposób, że ledwo dało się go zrozumieć - Spójrzcie na te ruchy, jak na olimpiadzie w Moskwie! Wywijasy trwały jeszcze dobre pół godziny. Nie czułem znużenia nawet na chwilę. Gdy Raphael ukłonił się widowiskowo w stronę trybun i nas, zjechał na bok do wyjścia. Ruszyliśmy w jego stronę i zaczęliśmy się przebierać.- To było czadowe - powiedziała podekscytowana Sandra.- Jestem pod wrażeniem - zawtórowała jej Lily.- Podobnie wyglądały moje treningi w domu - odpowiedział krótko Łyżwiarz. Wydawał się być całkiem wesoły, jak na aroganckiego dupka, którym był. Widać było dumę, którą odczuwał po pokazie i naszych reakcjach.- Chciałbym kiedyś zobaczyć twój pokazowy występ - rozmarzył się Samfu, który wydawał się być najbardziej podjarany z całego towarzystwa.- A ja chciałabym umieć tak jeździć - Alice patrzyła na Raphaela z podziwem.- Jak znajdę trochę czasu, to może was czegoś nauczę - burknęła pod nosem gwiazda lodowiska.- To co, wracamy do zwiedzania hotelu? - zapytała Cecily.- Dziękuje - usłyszałem głos przy uchu. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Wendy z moją bluzą w rękach - Pomogła mi przetrwać ten pokaz. Nie zmarzłeś? - chwyciła mnie za przedramię, czego się kompletnie nie spodziewałem. Jej dłoń była ciepła. Przeszedł mnie dreszcz.- Nie, ja...- Ale daliście pokaz! - Rewolwerow doczłapał do nas, mając wciąż w rękach mikrofon, którym komentował całość - Jestem pod wrażeniem!- Dzięki - rzucił do niego francuz. Zabrałem bluzę i kiwnąłem głową nieco speszony. Gdy wszyscy się przebrali opuściliśmy lodowisko. Zauważyłem, że o ile drzwi z drugiej strony wyglądały na blaszane, to z tej prezentowały się o wiele lepiej - były białe i czyste. Przeszliśmy przez nie i wróciliśmy na klatkę schodową. Komunista i Łyżwiarz ruszyli w stronę windy, ale zatrzymałem ich.- Szto? - Rewolwerow odwrócił się gwałtownie.- Chcieliśmy sprawdzić jak działają schody - powiedziałem. Komunista zrobił zmartwioną minę.- Nie wiecie jak... Och... Schody to takie coś, czym się dostajesz na wyższe lub niższe...- Jeju, wiem, do czego służą - oburzyłem się - Lokaj mówił, że działają trochę inaczej niż normalne schody, dlatego chcieliśmy sprawdzić.- Ja pójdę piętro w górę - zaproponowała Sandra.- To ja w dół - Cecily ruszyła w stronę zejścia. Krzyknijcie po prostu jak zobaczycie, co jest na danym poziomie! - poprosiłem. Dziewczyny rozeszły się. Przebojowa Uwodzicielka, z charakterystyczną opaską w kształcie różków i paskowanymi rajstopami poszła piętro wyżej, a blond włosa Aktorka ruszyła w dół. Obserwowaliśmy, jak obie znikały na pół piętrach i czekaliśmy. Sekundy uciekały, a nie słyszeliśmy ani jednej, ani drugiej. Zacząłem odczuwać delikatny niepokój.- Cecily! Sandra! - zawołał Yama.- Kurwa, coś się stało - powiedziałem, zrywając się w stronę schodów prowadzących na dół. Wtedy usłyszałem kroki dochodzące z góry. Uwodzicielka schodziła stamtąd powoli i spokojnie.- Czemu nie reagowaliście? Krzyczałam i krzyczałam - zaczęła z niedużą pretensją w głosie.- Niczego nie słyszeliśmy - zdziwiła się Alice.- Co? Serio? Tak czy siak, na górze jest recepcja - powiedziała.- Od razu piętro wyżej? Dlatego tak krótko jechaliśmy - wydedukował Yama. Po chwili z dołu nadeszła Cecily, która rozpoczęła rozmowę podobnie do Uwodzicielki.- Nie słyszeliście jak wołałam? - zapytała.- Nie było cię ponad minutę, jesteś pewna, że nie zeszłaś paru pięter w dół? - zdziwiłem się.- Jak to? Byłam niżej - odpowiedziała - Może dźwięk jakoś dziwnie się rozchodzi... Tak czy siak - widać było w jej oczach iskierki ekscytacji - miałam rację. Winda była bardzo blisko recepcji, jest zaledwie piętro niżej.- Co? - zapytał Raphael.- Piętro niżej jest recepcja - odpowiedziała spokojnie - Coś w tym dziwnego?- Tak. Recepcja jest piętro wyżej, przed chwilą tam byłam - powiedziała Uwodzicielka.- Niemożliwe. To był ten sam korytarz, jestem tego pewna.- Coś tu nie gra - zauważył Samfu - Jak recepcja może być i pod nami i nad nami?- Lepsze pytanie, to dlaczego obie trafiły do recepcji i zajęło im to różną ilość czasu? - zauważyła Wendy.- A nie widziałyście się na górze? Znaczy na dole? - zapytałem obie dziewczyny.- Nie - odpowiedziały prawie w tym samym czasie.- To jest naprawdę dziwne - stwierdziła Cecily.- Może zapytam się Lokaja? – zaproponowała Wendy.- O co chcecie mnie zapytać? – białowłosy pojawił się w korytarzu znikąd. Serce zabiło mi szybciej. Jego postać często pojawiała się nieoczekiwanie. Zastanawiałem się czy jest aż tak dobry w skradaniu się, czy może stoi za tym coś innego.- O schody. Jak to możliwe, że prowadzą na to samo piętro? O co tu chodzi? – zapytałem w imieniu grupy.- Mówiłem wam już, że schody w tym hotelu wcale nie są gorsze od windy. Powiedzmy, że prowadzą tam, gdzie chcecie się dostać. Dodatkowo nie dojdziecie nimi na żadne z pięter, na które jeszcze nie macie wstępu – wytłumaczył fachowo.- Nie rozumiem i tak, jak to działa – zbulwersowała się Sandra – Przecież nie teleportujemy się wchodząc na nie!- To pozostanie naszą słodką tajemnicą, przynajmniej na razie.- Dobra, szkoda na to czasu, chodźmy do windy i wróćmy zobaczyć, co Audrey odkryła w kuchni – zaproponował Samfu. Grupa podeszła do windy. Wcisnęliśmy przycisk i po chwili byliśmy ponownie przy recepcji. Nie widzieliśmy nigdzie śladów drugiej grupy, która miała sprawdzić pralnię. Miałem nadzieję, że wszystko było w porządku. Ruszyliśmy w prawo, idąc ponownie w stronę kuchni. Byłem trochę głodny po tym całym wysiłku, ale wystarczyło mi to, że nie musiałem już marznąć na lodowisku. Dziarskim krokiem szedłem na przód, nie zastanawiając się za bardzo, nad niczym konkretnym. Dwójka, która dołączyła do nas po pokazie szła z tyłu. Komunista nucił coś pod nosem, a Raphael oddychał głęboko, najwyraźniej próbując odpocząć.- Znaleźliście tam coś ciekawego? – zapytała Cecily.- Nic. Żadnego wyjścia, czy okna, zero dokumentów – Raphael nie śpieszył się z odpowiedzią.- Mam nadzieję, że gdzieś wpadniemy na jakąkolwiek informację – powiedział Yama. W samej jadalni było pusto, ale bez problemu dojrzeliśmy krzątającą się pomiędzy blatami Audrey. Była sporą kobietą i chociaż nie można było powiedzieć o niej, że była gruba, to miała trochę więcej ciała od reszty dziewczyn. Większość rozsiadła się wygodnie, żeby złapać oddech, a ja z Cecily oraz Yamą i Samfu podeszliśmy bliżej. Ominęliśmy gabloty, w których nie było już jedzenia i zagadaliśmy do Audrey:- Sprawdziliśmy lodowisko – powiedział Samfu.- I jak? – zapytała zaciekawiona. Opowiedzieliśmy jej bez większych szczegółów, co się działo i wspomnieliśmy o dziwnym działaniu schodów.- W kuchni też bez szczęścia. Cholera jasna – zmartwienie malowało się na jej twarzy – Byłam pewna, że zapunktuje i znajdę coś w kuchni. W mojej restauracji wisiała tablica korkowa. Trzymaliśmy na niej zamówienia oraz różne przydatne numery telefonów. Tutaj jednak nie było nic z tych rzeczy – przemyła jeden ze stojących nieopodal garnków.- A noże? – zapytał Yama, patrząc z obawą na wystawę wiszącą na ścianie.- Noże to wierzchołek góry lodowej – powiedziała – Tak naprawdę jest tutaj cała masa ostrych narzędzi. Nie ma szans, żeby je upilnować, chyba, że ktoś by pilnował samego wejścia do kuchni. To była nieciekawa informacja. Osoba, której by puściły nerwy mogła znaleźć tutaj całe mnóstwo broni. Audrey miała jednak racje, nie dałoby się tego uniknąć.- Z dobrych informacji powiem wam, że składników i jedzenia mamy tak dużo, że możemy tutaj przetrwać miesiącami, a nawet latami. Lokaj mówił mi, że będą nam zapewniali wszystko. Mam już nawet plan na obiad, który zaraz zacznę gotować – spojrzała na Samfu – Trzeba nakarmić takich chuderlaków.- Jak mnie wtedy podniesiesz sadystko? – zapytał zgryźliwie.- Użyje dwóch rąk – odpowiedziała.- Myślę, że lepiej jak będziesz się trzymała tego, na czym się znasz – pojedynek słowny nabierał tempa.- Gdybym nie była kucharką, zostałabym pogromczynią dupków.- Ja bym... - zaczął Samfu, ale Cecily przerwała mu.- Dobra, starczy! – jej głos był stanowczy – Musimy jeszcze sprawdzić pokój naprzeciwko czytelni.- Nikt nie chce może zostać i mi trochę pomóc? Dam sobie radę sama, ale tak będzie znacznie szybciej – powiedziała to na tyle głośno, że osoby, które siedziały przy stolikach w jadalni, również się odwróciły.- Ja mogę, a co muszę robić? – zapytał Samfu.- Zamknąć się i pilnować garów, mieszając co jakiś czas – Audrey pokazała mu trzy, stojące w rzędzie kuchenki elektryczne. Do pomocy poszedł również Rewolwerow, Lily oraz Alice. Pozostali woleli kontynuować przeszukiwanie pomieszczeń i szukanie wyjścia. Opuściliśmy kuchnię, a jedyne, co było słychać, gdy wychodziliśmy to krzyki Audrey, która dyrygowała swoimi nowymi pracownikami. Na korytarzu podążyliśmy w stronę klatki schodowej, a stamtąd zakręciliśmy i wspięliśmy piętro wyżej.- W kwadracie schody działają normalnie, nie uważacie, że to dziwne? – zapytała Wendy.- Pewnie dlatego, że tutaj nie mają za dużo do ukrycia, a w skrzydłach hotelu już niekoniecznie – Yama rzucił teorią. Kwadratowy hol, w którym się znaleźliśmy wciąż wyglądał tak samo, jak po wyjściu z czytelni. Nic się nie zmieniło, poza oświetleniem, które było teraz dostoswane do dnia. Rozglądałem się uważnie, szukając wzrokiem terminalu, ale dalej nic nie rzuciło mi się w oczy. Podeszliśmy do drzwi, nieco mniejszych niż te chowające za sobą stosy książek. Pchnąłem je pewnie i wpuściłem grupę do kolejnego pomieszczenia. Czułem, że będę w stanie dostosować się do tego hotelu. Poznam jego tajemnice i wykorzystam je, żeby uratować wszystkich i samego siebie. Fala pewności, jaka na mnie spłynęła zazwyczaj zapowiadała coś dobrego i pozytywnego. Moje przeczucie rzadko, kiedy mnie myliło. Dzięki niemu stałem się tym, kim byłem teraz. Miejsce, do którego trafiliśmy, po otwarciu drzwi, musiało być czymś w stylu strefy relaksu. Ciężko było zatrzymać wzrok na czymkolwiek, bo zewsząd widać było rzucające się w oczy rzeczy. Po lewej było miejsce z paroma kanapami i dużym telewizorem, a obok konsole i gry. Kawałek dalej stał szwedzki stół ze słonymi przekąskami oraz kanapkami oraz napojami. Dalej, wzdłuż ściany, rozciągał się widok na mini-bar z kuszącymi, nawet z daleka, trunkami. Sąsiednio do niego znajdowały się wygodne fotele z funkcją masażu, które znałem dobrze z salonów, w których spędzałem masę czasu na wolności. Obok nich planszówki i gry towarzyskie, które piętrzyły się na półkach aż po sufit. Na środku pomieszczenia wisiało paręnaście hamaków, przypiętych do specjalnych słupów. Przypominało to trochę dżunglę, która zamiast lian miała wygodne miejsca do spania. Prawa część pomieszczenia była poświęcona na strefę VR, strefę graficzną, gdzie można było odprężyć się przy rysowaniu, a także niedużą siłownię. Ostatnim, co rzucało się w oczy, bo znajdowało się tuż obok wejścia, było stanowisko do odnowy cielesnej – łóżka do masażu, fotel fryzjerski, a także pachnące intensywnie preparaty do nakładania na ciało. Wszystko robiło wrażenie i wyglądało na równie drogie, co pozostałe części hotelu.- Jeeezuuu – Yama podbiegł do jednego z automatów – Czy to raj?- Raczej utopia – stwierdził Łyżwiarz, opierając się o ścianę.- Rozejrzyjmy się. Potem się pobawimy – spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że dochodzi powoli dwunasta. Czas leciał wyjątkowo szybko, ale nie dziwiłem się. Chodzenie i przeszukiwanie, szczególnie tak unikatowego miejsca, nie należało do czynności szybkich i przyjemnych. Grupa rozeszła się i tak jak przewidywałem, większość zaczęła po prostu się bawić. Ja chciałem jednak się czegoś dowiedzieć i zacząłem po kolei sprawdzać urządzenia, które tu były. Przeszukiwania poważnie potraktowała też Cecily, która zaczęła oglądać szuflady przy strefie odnowy. Yamaraja przepadł w świecie automatów. Raphael jakimś cudem dał się namówić Sandrze na grę na konsoli. Wendy leżała z zamkniętymi oczami na jednym z hamaków, oddychając cicho. Na niej na chwilę zatrzymałem wzrok. Była cholernie ładną dziewczyną. Właśnie dla takich chciałem zrobić coś więcej. Dać z siebie wszystko. Dla dobra ogółu. Po około pół godzinie, gdy siedziałem w strefie VR i starałem się znaleźć jakikolwiek ślad, podeszła do mnie Aktorka. Usiadła obok i w milczeniu obserwowała, co robię.- Staram się znaleźć jakiś ślad lub nakierowanie – wytłumaczyłem.- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała.- Szukam jakiegoś urządzenia, które może być podłączone do sieci budynku. Czegokolwiek. Nie widziałem jednak niczego takiego.- Dlaczego się tak bardzo starasz? – zapytała.- Nie rozumiem – odpowiedziałem automatycznie – Przecież chcemy się stąd wydostać. Musimy dać z siebie wszystko, zanim komuś coś się stanie.- Znajdziemy wyjście – na jej twarzy widać było determinację.- Nie sądzisz, że to dziwne, że nigdzie nie znaleźliśmy jeszcze żadnego punktu zaczepienia? Nawet cholernego czytnika kart, albo dostępu do sieci? Gdziekolwiek jest to wyjście, to nie jest na pewno nic prostego. Dlatego... dlatego chcę dać z siebie wszystko – zdałem sobie sprawę, że mogłem zabrzmieć strasznie negatywnie, więc uśmiechnąłem się szeroko – Cholernie nie lubię przegrywać.- Ja też – stwierdziła śmiejąc się – Ale pomogę ci. Niech reszta odpoczywa, a ja się jeszcze rozejrzę. Wbiłem się w rytm pracy. Musiała minąć kolejna godzina, podczas której dalej szukałem jakiejś luki. Najbliżej sukcesu byłem przy przeszukiwaniu logów w jednym z tabletów graficznych, ale ponownie natknąłem się na ślepy zaułek. Musiałem przyznać, że w takiej chwili przydałaby się pomoc Aarona. Co, jak co, ale chłopak miał dużą wiedzę i gdybyśmy połączyli siły to mielibyśmy ogromną szansę na sukces. Z bezsilności uderzyłem pięścią w blat stołu i odłożyłem sprzęt na miejsce.- Mycroft, znalazłam coś! – krzyknęła Cecily, machając do mnie z pomiędzy przyrządów do ćwiczeń w siłowni.Podszedłem do niej pełen nadziei i zobaczyłem, coś, co rzeczywiście mi ją dało. Wskazywała palcem na skrzynkę, która służyła do zapisywania danych osób ćwiczących. Malutki ekran i nieduży panel z paroma przyciskami. Dokładnie czegoś takiego szukałem. Chwyciłem urządzenie i zacząłem proces łamania zabezpieczeń. Bez problemu wszedłem w logi i znalazłem furtkę poziom dalej, prowadzącej do jakiegoś dziwnego sprzętu podpisanego, jako „peccatorum-x1.12" przechodzącego do większej sieci. Byłem w swoim żywiole. Parę minut później, po niedużej walce z wyjątkowo słabymi zabezpieczeniami udało mi się trafić do głównej sieci. Miałem tutaj tysiąc różnych dróg. Nie wiedziałem, na co się zdecydować. Pliki dotyczące tego miejsca, coś, co dotyczyło pracodawców Lokaja, lokacja, plany... Możliwości było wiele. Moją uwagę przykuła opcja lokacji. Musiałem przejść przez jeszcze jedno zabezpieczenie. Mój impuls sprawdził ten hotel i dowiedział się naprawdę wiele. Był duży, sieć obejmowała ponad trzydzieści pomieszczeń, a mogło być ich jeszcze więcej. Wpisałem kolejną linijkę kodu, kiedy zauważyłem, że coś jest nie tak.- Kurwa... - zdążyłem westchnąć, kiedy zobaczyłem, że urządzenie wyrzuciło mnie na sam początek i wyskoczył komunikat o błędzie.- Co się stało? – zapytała Wendy. Zauważyłem, że moją walkę nagle obserwowali wszyscy, którzy tutaj przyszli.- Ja pierdole... - wciąż nie mogłem uwierzyć, jaką okazję straciłem – Miałem dostęp do wszystkiego. Chciałem jednak wyjść poza obszar i zobaczyć gdzie mniej więcej jesteśmy. Ale całość obiektu otacza jakieś cholerne pole zakłócające. Normalnie sygnał idzie im przez bramę sieciową, a ja chciałem przebić się na siłę... Zerwało mnie, wróciło do początkowej konsoli i KURWA! – kopnąłem w złości pudło, tak, że aż zabolała mnie noga.- Hej, spokojnie – próbowała uspokoić mnie Striptizerka – Przecież nic się nie stało.- Z drugiej strony mogliśmy się czegoś dowiedzieć – wtrącił Raphael. Wendy posłała mu pełne nienawiści spojrzenie. Byłem tak rozczarowany tym, co się stało, że miałem ochotę się rozpaść z zażenowania.- Nie załamuj się. Próbowałeś. Może następnym razem – pocieszył mnie Yama.- Nie wiem, czy będzie następny raz. Pewnie teraz zabezpieczą całą linię – odpowiedziałem.- Ale dowiedziałeś się czegoś – zauważyła Cecily – To pole. Może, dlatego nikt nas tutaj nie znajdzie? Jak miejsce jest na uboczu, a dodatkowo ma takie zabezpieczenia, może być niewidoczne?- Muszę pomyśleć – powiedziałem, siadając na jednym z foteli do masażu – Dacie mi moment?- Nigdzie się nam nie śpieszy. Odetchnij, naprawdę dobrze się spisałeś – powiedziała Cecily klepiąc mnie po ramieniu. Rozgoryczony usiadłem i wygodnie się rozłożyłem. Sporo zobaczyłem, ale wciąż nie wyciągnąłem żadnej konkretnej informacji. Tylko pole. Musiało rozpościerać się nad całym hotelem. Tylko, jaki był jego cel? Czy chodziło jedynie o ukrycie się przed światem, a może coś więcej? Zacząłem zastanawiać się, czy jak bym przebił je w jakiś sposób to zewnętrzny świat mógłby nas znaleźć. Istniała na to spora szansa, o ile nas szukali. W głowie powoli zaczął mi się układać plan. Pogrążyłem się w myślach. Minęło trochę czasu, gdy wyrwał mnie z nich krzyk. Kobiecy krzyk słyszalny dokładnie, nawet pomimo hałasu panującego w pomieszczeniu. Zerwałem się na równe nogi, zacząłem się rozglądać, ale nie była to Sandra, Wendy ani Cecily. One też szukały wzrokiem źródła hałasu.- Dochodzi z jadalni – zauważył Yama.- Chodźmy – krzyknęła Cecily i całą grupą biegiem wypadliśmy z sali zabaw. Serce biło mi szybciej i byłem skołowany po tym jak odpłynąłem w swoje myśli. Biegłem jednak jak poparzony z jedną myślą w głowie – czy ktoś właśnie zginął?
CZYTASZ
Peccatorum
Misterio / Suspenso22 osób zostaje uprowadzonych i staje przed wielkim wyzwaniem - zabójczą grą. Trafiają do Hotelu Peccatorum, w którym zostają uwięzieni - a na wyjście jest tylko jeden sposób. Należy zabić inną osobę tak, żeby reszta żywych uczestników nie była w st...