Grupa pod przewodnictwem Mycrofta wyszła z czytelni. Ci, którzy zostali, nie śpieszyli się, drzwi się zamknęły, a my czekaliśmy na to, co zrobi Jacob. Wciąż byłam rozkojarzona. Włożyłam dłoń do kieszeni i natrafiłam na coś, co sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Myślałam, że po śmierci Oliviera wiele się zmieni, ale teraz, kiedy to działo się przed moimi oczami, to byłam tego pewna. To miejsce z dnia na dzień wydawało się być coraz lepsze, gdyby jeszcze pozbyć się ludzi, którzy stanowili zagrożenie i niebezpiecznie wszystko napędzali, to byłabym w stanie czuć się tu jak w raju.- Czekamy na coś konkretnego? - zapytał Alan.- Nie, możemy powoli iść w stronę wind - odpowiedział spokojnie Jacob - Chcecie zacząć od laboratorium? Czy wolicie najpierw zrelaksować się na basenie?- Zrelaksować? - zapytała Cecily.- Już nie mogę się doczekać! Zobaczycie, odprężycie się jak nigdy - Alice wyjątkowo mocno przeżywała opcję wizyty na tym piętrze. Chociaż ja też się cieszyłam, bo lubiłam baseny, ale brakowało mi miejsca do pomajsterkowania. W swoim pokoju miałam podstawy, ale potrzebowałam porządnego warsztatu, gdzie mogłabym pracować. Maks, Aaron, a teraz Elizabeth mieli swoje "kryjówki", gdzie mogli działać. Wiedziałam, że robią to przede wszystkim dla informacji, ale byłam pewna, że z chęcią uciekali od rzeczywistości. Ciekawiło mnie, czego się dowiedzą. Te informacje mogły być naprawdę cenne.- Ostatnie dni były stresujące, oddam dużo za posiedzenie w saunie - Jacob uśmiechnął się na samą myśl - Ale racja, najpierw praca potem odpoczynek. Zacznijmy od laboratorium. Wyszliśmy z czytelni. Trzymałam się Carmen, która jak zwykle wydawała się bardzo cieszyć z okazji do porozmawiania ze mną.- Jak tam w czytelni z Aaronem? - zapytałam ciekawa.- Siedzi i całymi dniami pracuje. Trochę się boję, bo roślina zbyt podlewana, może w końcu umrzeć. Chciałabym żeby trochę odpoczął. Szkoda, że nie pójdzie z nami na basen.- Może wyrwiesz go innym razem - pocieszyłam.Przy windzie czekaliśmy chwilę na windę, aby po chwili do niej wsiąść i przygotowując wszystko, ruszyć do laboratorium. Byłam ciekawa, jak wiele zmieni takie piętro. Elizabeth mogła dzięki aparaturze dowiedzieć się więcej o chorobie. Pytanie jak wiele uda się jej dowiedzieć. Klatka schodowa przywitała nas od razu po wysiadce.- Schody po prawej stronie - wykrzyknął Samfu, wybiegając.- Masz dziesięć lat? - zapytała Cecily. Carmen parsknęła.- Sześćdziesiąt dziewięć - odpowiedział. Aktorka westchnęła. Wysiedliśmy wszyscy i rozejrzeliśmy, nie zauważając absolutnie niczego nadzwyczajnego. To akurat było stałe w hotelu - wszystkie klatki schodowe prezentowały się identycznie. Dopiero za blaszanymi drzwiami zaczynała się magia. Grupa, w której byłam, liczyła jedynie siedem osób, co było trochę ciężkie do przyswojenia. Jeszcze niedawno jadaliśmy śniadanie w dwadzieścia dwie osoby, a teraz było nas coraz mniej. Cieszyłam się jedynie z tego, że zaczęłam się przyzwyczajać do tego miejsca, bo inaczej zaczynałabym świrować. Przeszliśmy przez blaszane drzwi i znaleźliśmy się w niedługim korytarzu. Zakończony był futurystycznie wyglądającymi drzwiami, które przypominały mi te, z zestawów klocków w tematykach kosmosu, które tworzyłam i sprzedawały się niezwykle dobrze. Podłoga była wyłożona dużymi kafelkami, tworząc bardzo szpitalny klimat.- Nie zastanawia was, dlaczego w tym hotelu jest tak dużo korytarzy? Gdzie są pokoje gości? - zapytała Carmen. Usłyszeliśmy huknięcie i odwróciliśmy się. Na tyłach grupy, Alan leżał przy jednej z ławek stojących na korytarzu, a Alice obserwowała go przez chwilę po czym podała mu rękę. Wziął ją przepraszając.- Nie przepraszaj brachu - uśmiechnęła się - Chociaż nie mam pojęcia jak się wywróciłeś na tej prostej drodze.- Mam pecha - odparł takim szczerym głosem jakby stwierdzał, że oddychamy powietrzem.- Całe szczęście zawsze jestem niedaleko, żeby pomóc ci wstać - pocieszyła.- Dzięki Alice.Pomijając tą małą scenę, przeszliśmy do głównej części piętra, przemierzając przez drzwi. Wnętrze od razu mnie zaciekawiło i ciężko było skupić wzrok na jednej rzeczy. Pomieszczenie było dosyć wysokie, oświetlone rzędami halogenowych lamp. Wzdłuż ściany stały półki pełne słoików oraz przeróżnych pojemników wypełnionych galaretowatą masą, która ukrywała w sobie przeróżne rzeczy – od niedużych zwierzątek po ich części ciała. Nie chciałam się temu zbytnio przyglądać, wolałam odwrócić wzrok. W dwóch miejscach rzuciły mi się w oczy nieduże szafy, zamknięte i kuszące, żeby tylko dowiedzieć się co jest w środku. Przy jednym z pulpitów, które były po brzegi zestawione sprzętem, stała Elizabeth. Miejsca do pracy było tyle, że sama Farmaceutka wyglądała niesamowicie samotnie, niczym latarnia na brzegu wzburzonego morza. Spojrzałam jak nakłada niedużym patyczkiem małą próbkę na szkiełko. Chociaż na pewno nas zauważyła, to nie dała tego po sobie poznać. Wpadła w wir pracy, którego mi tak brakowało.- Elizabeth widzę, że się bardzo wkręciłaś. Dowiedziałaś się czegoś? – zapytał Jacob. Elizabeth nie odpowiedziała, aż nie skończyła robić tego, co zaczęła. Wtedy dopiero podniosła wzrok. Jej twarz jak zwykle była zasłonięta maską, a szary warkocz spływał niczym wąż po jej ramieniu.- Mam sprzęt, ale pracy jest sporo. Zacznę od badania siebie, ale z chęcią pobiorę też wasze próbki, tak na wszelki wypadek – brzmiała na podekscytowaną, prawie wygłodniałą.- Przeszukałaś to laboratorium? – zapytała Cecily, a na jej twarzy malowała się ciekawość.- W dwadzieścia minut? Czy wyglądam jakbym miała cały zespół pod sobą? Przyszłam tutaj przed chwilą, nie wiem czy pamiętasz – fuknęła nieco agresywnie.- Możemy ci jakoś pomóc? – zapytał Jacob. Zazwyczaj miał problem z rozmową z dziewczynami, ale z Cecily i Elizabeth miał niezły kontakt.- Dajcie mi pobrać próbki i zmykajcie stąd. Możecie przekazać innym, że dalej przyjmuję w swoim pokoju, ale znajdziecie mnie tutaj. Jakbym nie przyszła na śniadanie to nie panikujcie tylko weźcie pod uwagę, że mam sporo pracy.- Miło – stwierdził Samfu i usiadł na jednym z siedzonek.Wkrótce każdy czekał na swoją kolej. Elizabeth, mimo tego, że chciała się nas szybko pozbyć, kazała nam czekać aż skończy. Jacob w tym czasie rozmawiał o czymś z Samfu oraz Alanem. Alice siedziała i zagadywała Elizabeth, która nie wyglądała na zachwyconą. Carmen usiadła obok Cecily, więc trzymałam się niedaleko.- Różo, nie brakuje ci odgrywanie różnych ról? – Florystka Jak zawsze zagadywała każda dziewczynę, która akurat jej się napatoczyła. To było dosyć urocze, chociaż wydawało mi się, że ludzie podchodzili do niej z delikatnym dystansem. Cecily była jednak na tyle uprzejma, że uśmiechnęła się serdecznie i spojrzała na nią, odpowiadając:- Carmen za tym się tęskni, jak się to kocha. Ja byłam do tego szkolona od dziecka. Nie znam innego świata, granie jest dla mnie tak naturalne, jak oddychanie. Całe życie to jedna wielka sztuka.- Och... To bardzo przykre. Ja od dziecka pracowałam w ogrodzie, ale nigdy nie czułam przymusu. Rośliny to moi przyjaciele, a świat dla mnie, to jeden wielki ogród.- Czuję jakbym łączyła te dwa światy. Wykorzystuje drzewa, żeby wytworzyć zabawki, którymi dzieciaki odgrywają przeróżne sceny – wtrąciłam.- Może jak stąd wyjdziemy to rozkręcamy coś razem? – zaproponowała Carmen, podekscytowana samym pomysłem.- Nie przeszkadza ci niszczenie środowiska? – zapytała Cecily.- Nie. Rośliny żyją, ale myślę, że tworząc z nich coś więcej uwieczniamy je na zawsze. Co innego jak ktoś niszczy środowisko, tylko po to żeby je zniszczyć. Takich ludzi nie cierpię.- W takim wypadku, wystarczy, że stąd uciekniemy – powiedziała.Cecily i Carmen wymieniały się dalej historiami, ale ja byłam rozkojarzona i szybko wypadłam z rozmowy. Skupiłam się za bardzo na tym, co dostałam. Figurka.- To dla ciebie. Niech cię chroni Agatho – głos Sory wypełnił moją głowę. Nie mogłam przegonić go z moich myśli. Rzucił mi się w oczy od razu, jak tylko przeszedł przez próg mojego sklepu. Tajemniczy białowłosy, który wydawał się mieć w sobie coś z marionetki. Wyglądał jakby ktoś wyrzeźbił go, tworząc prawie perfekcyjne rysy twarzy i nieco nieludzkie detale. Pewnego dnia pobytu tutaj dostałam od niego nieduży zestaw do majsterkowania. Wydawało mi się jakby miał do mnie jakąś słabość. Czułam się przy nim dobrze, żałowałam, że tak rzadko miałam okazję spędzić z nim czas. Po sytuacji z Olivierem nie było to takie łatwe, bo wszyscy szukali zdrajcy i nadinterpretowali każdy gest i każdy ruch.Po ostatnim procesie zaczął otaczać mnie jeszcze większą uwagą i troską. Zachwycało mnie to, jak działał, jaki był elegancki i reprezentacyjny. Radził sobie w warsztacie, figurka z drewna, która mi dał była wysokiej jakości. Przedstawiała mnie, miała niesamowity detal, bez problemu dało się poznać, że to ja. Chociaż to był kawałek drewna to czułam się z nim bezpieczniej.- Dobra, podchodźcie pojedynczo. Mam nadzieję, że nikt nie boi się igieł – przez zgiełk rozmów przebił się głos Elizabeth.- Ja chcę pierwszy – poderwał się Samfu – Muszę siku więc po badaniach sobie pójdę. Chyba, że chcesz trochę do badań?- Obejdzie się – wycedziła Elizabeth. Samfu usiadł na przeciwko niej i Farmaceutka zaczęła cały proces. Zaczęła od pobrania krwi dużą strzykawką. Do tego musiała odpowiednio przygotować jego ramię, które przemyła i kazała mu trzymać w charakterystyczny i nietypowy sposób. Wzdrygnęłam się na widok napełnianej czerwonym płynem. Przypomniało mi się to, jak odwiedziłam pokój Oliviera. Chociaż głupio mi było na samą myśl o tym jak bez serca zareagowałam, to wciąż malowanie w taki sposób było dla mnie czymś strasznym. Przez głowę przeszła mnie myśl. Czy to wyglądałoby tak samo, jakbym go wtedy zaakceptowała? Jak dużo mogło się zmienić? Nie było sensu się tym zamartwiać.Po pobraniu krwi, przy czym Samfu teatralne wzdychał i stękał, przyszedł czas na wymaz śliny z policzka, którą Elizabeth zbierała niedużym wacikiem oraz parę włosów. Na koniec ucięła kawałek paznokcia i specjalnymi szczypcami pobrała fragment naskórka. Samfu wstał i kłaniając się nisko, poszedł w stronę wyjścia.- To ja idę dokończyć badanie w samotności – mrugnął w naszą stronę, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi na korytarz.- Nie macie wrażenia, że ostatnio Samfu jest coraz bardziej odrażający? – zapytała Cecily – Jacob co ty mu zrobiłeś?- Ja? – zdziwił się Detektyw – Przecież dobrze wiecie, że o ile można manipulować wieloma osobami, to akurat Samfu jest nieokiełznany niczym ogień i równie nieprzewidywalny.- Pięknie powiedziane – stwierdziła Alice, siadając na przeciwko Elizabeth.- Ja tam bym na niego szczególnie uważała w najbliższym czasie. Próbował cię wrobić Jacob – Cecily wydawała się być bardzo cięta na Króla Dram.- Dzięki za troskę, ale to był tylko pokaz siły, nic więcej. Samfu to ciekawy człowiek ze specyficznymi metodami działania. Musiałam mu pokazać na co mnie stać, żeby mnie cały czas nie zaczepiał.Kolejną do przebadania w kolejce była Cecily. Zebrane dotychczas próbki lądowały do specjalnego pojemnika. Farmaceutka podpisywała każda próbkę, wypisując na niedużej karteczce masę informacji drobnym druczkiem.Byłam przedostatnia, po mnie czekała już tylko Carmen. Usiadłam na stołku i zanim zdążyłam się mocniej przyjrzeć to Elizabeth zdążyła przemyć mi przedramię czymś zimnym. Wzdrygnęłam się, a kiedy wyciągnęła strzykawkę, do której miała mi pobrać krew, odwróciłam się, żeby nie skupiać na tym wzroku. Ledwo odczuwalne wkłucie zaskoczyło mnie pozytywnie, chociaż mimowolnie wypuściłam powietrze.- Staram się, żeby jak najmniej bolało – spojrzała na mnie nieco przestraszona.- Nie bolało – uspokoiłam ją – Po prostu mam dużą podatność na ból – wytłumaczyłam zgodnie z prawdą.- Pozostałe są mniej inwazyjne, chyba że masz mocne odruchy wymiotne... Nie masz, prawda?- Nie, nie. Nic z tych rzeczy.Próbka mojej krwi powędrowała do reszty. Obserwowałam jak Elizabeth dokładnie ją podpisuje, wpisując moje imię, nazwisko, wiek, talent oraz skróty, których nie rozumiałam, prawdopodobnie odnoszące się do oznaczeń używanych w jej zawodzie. Pobieranie próbki śliny nie należało do najprzyjemniejszych, ale najbardziej uciążliwe było to, że do badania włosów potrzebowała całości, razem z cebulką. Nie lubiłam uczucia wyrywanego włosa. Pamiętałem jak kiedyś miałam wypadek w czasie pracy i włosy skręcił mi się w mechanizm domku dla lalek. Głowa bolała mnie na samo wspomnienie, jak mocno mnie to pociągnęło. Przez wyrwane włosy musiałam wtedy ściąć się na naprawdę krótko. Całe szczęście rany się zagoiły, a włosy odrosły. Po zebraniu fragmentu mojego paznokcia podziękowała mi pod nosem. Zamieniłyśmy się miejscami z Carmen, która ochoczo usiadła przed Farmaceutką.Gdy tylko ostatnie badanie się skończyło, grupa zaczęła zbierać się do wyjścia. Wtedy przypomnieliśmy sobie o pewnym fakcie.- Samfu jeszcze nie wrócił, poczekamy na niego? – zapytał Alan.- Znajdzie się. Nie ma sensu na niego czekać, bo jak nie wrócił od takiego czasu, to myślę, że teraz za wiele się nie zmieni. Jak uzna za stosowne to dołączy.Zgadzając się z Jacobem opuściliśmy laboratorium, nawet nie żegnając się z Elizabeth, która całkowicie odpłynęła w swoim świecie. Cały pobyt nie zajął nam zbyt wiele czasu. Kolejne pomieszczenie wyglądało raczej na takie, które służyło relaksowi, więc czułam jakby poszukiwania się już skończyły. Na baseny lubiłam chodzić, chociaż nie pływałam zbyt dobrze i ciężko się było tam zebrać, pracując prawie całymi dniami w fabryce. Doszliśmy do windy i weszliśmy tam całą szóstką. Wybraliśmy drugie z przypisanych nam pięter. Kabina się zamknęła i ruszyliśmy w nieznane.Wysiedliśmy po, jak zwykle, krótkim czasie jazdy. Pierwsze, na co zwracaliśmy zawsze uwagę to schody. Te znajdowały się po lewej stronie od windy. Nie mogłam się doczekać, aż zobaczymy to piętro. Chociaż to prawdopodobnie była tylko wyobraźnia to wydawało mi się, że słyszałam lecącą wodę.- Do osiemnastej jeszcze ponad trzy godziny, chcemy je spędzić na basenie? – zapytała się ma głos Alice.- Jak masz na to jakiś fajny pomysł, to czemu nie – stwierdziła Cecily – Cieszę się, że dodają takie piętra.- Ja też. Jest coraz więcej do roboty.- Przed wejściem przypominam o zasadzie ze środowiskiem naturalnym oraz o tym, że woda po nasikaniu zmienia kolor – Bobru pojawił tuż przy nas. Stanął obok, jakby udawał jednego z członków grupy. Zdążyłam się już przyzwyczaić i do jego nagłego pojawiania się i do specyficznych słownych zaczepek. Razem z Neri traktowali całą sytuację jak zabawę, a przynajmniej takie sprawiali wrażenie.- Ciężko zapomnieć o waszych zasadach, gdy widmo kary za złamanie jednej z nich wisi w powietrzu – zauważył Jacob.- Osiągnął pan poziom ciekawości gry do jakiego pan dążył? – zapytał wyjątkowo poważnie Duch.- To do czego dążę pojawi się tutaj na długo po tym jak stąd zniknę – odpowiedział tajemniczo i ponuro.- Wyczuwam spory niedosyt przeszukiwanych pomieszczeń – Duch podszedł do ściany – Niedługo pozna pan wyzwanie, które w końcu sprosta pana oczekiwaniom.- Zobaczę to uwierzę – chociaż nie byłam mistrzynią w czytaniu różnych gestów to widziałam jak zadrżał, kiedy usłyszał tą wiadomość. Starał się nie dać tego po sobie poznać, ale nie potrafił tego ukryć. Pasja do wykonywanej pracy była dla mnie jednym z piękniejszych doświadczeń ludzkich. Bobru uśmiechnął się tajemniczo i zniknął, powoli się rozpływając. Zostaliśmy na klatce schodowej i nagle winda zamknęła się i dojechała. Rzadko można było to zobaczyć na własne oczy podczas poszukiwań, więc mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę.- Może to Samfu – rzucił Alan.- Albo druga grupa. Mniejsza o to, chodźmy zobaczyć, co tu jest – Jacob urwał i ruszył w stronę blaszanych drzwi. Gdy tylko to zrobił, zauważyłam, że to co wcześniej słyszałam, to rzeczywiście była woda. Szum był mocno słyszalny, ale nie ogłuszający. Zapach chloru dusił. Moje wspomnienia odruchowo ruszyły w stronę pierwszego procesu i zapachu wybielacza. Zganiłam się w myślach, za to, że non stop wracałam do tych trudniejszych chwil.Nie trafiliśmy prosto na basen, chociaż widziałam już zarysy pomieszczenia z daleka. Byliśmy w czymś na kształt szatni, gdzie spore, niebieskie szafki przytulały się do wyłożonych jasnymi kafelkami ścian. Pomiędzy obiema pojemnikami stała nieduża, drewniana ławeczka. Po drodze na basen znajdowały się kotary z prysznicami oraz przebieralnie. Nagle nasze bransoletki zawibrowały. Sięgnęłam do swojej i zobaczyłam komunikat:- Dodano nowy zakaz: „Zakaz przebywania w głównej części basenu bez stroju kąpielowego".Grupa odruchowo się cofnęła, jakby bali się, że złamali zasady. Zastanawiałam się skąd tak specyficzny zakaz. Nie wydawało mi się żeby ktokolwiek chciał tam wchodzić w normalnym ubraniu, ale żeby aż robić z tego kolejny punkt regulaminu, za który można było otrzymać surową karę? Jak dla mnie była to przesada. Nie zdążyliśmy obgadać tego w grupie, bo nagle w szatni pojawił się Sora. Wyprostowany obserwował nas z tajemniczym, zawadiackim uśmiechem. Przełknęłam ślinę i przetarłam palce o wewnętrzną część dłoni.- Odpowiednie rozmiary i warianty strojów kąpielowych znajdziecie państwo w szafkach. Szatnia nie ma podziału na damską i męską, ale przebieralnie są w pełni szczelne i nie posiadamy w nich kamer. Państwa prywatność jest tym samym chroniona- wyrecytował sprawnie.- Jest jakiś konkretny powód takiego zakazu? – zdziwił się Alan.- Głównie higiena. Moi pracodawcy wolą, żeby coś było zasadą, dzięki czemu nauczyciel się takich rzeczy i wejdą wam one w zwyczaj.- To bardzo zdrowe podejście – powiedziała Alice.- Na basenie mają państwo do dyspozycji całą masę atrakcji, jednak jedna z nich wymaga mojej obecności – jest to masaż. Jeżeli państwo będą chcieli z niej skorzystać proszę mnie wołać i pomogę państwu nieco ulżyć. Zasłużyli państwo po tym, co ostatnio się działo, a przed tym, co się wciąż zapowiada.- Zapowiadają się dwa tygodnie spokoju – przypomniała Cecily.- Wszystko się wyjaśni na dniach. Póki, co główną atrakcją jaka państwa czeka jest kara. Prosiłbym o solidne przygotowanie się, bo nie będzie to nic... przyjemnego. Jego słowa zabrzmiały wyjątkowo ponuro i przygnębiająco. Nie chciałam patrzeć na więcej cierpienia. Wolałam to od śmierci, ale wciąż patrzenie jak Sora jest zaciągany do całej brudnej roboty sprawiało, że robiło mi się niedobrze. Uważałam, że jest to diabelnie niesprawiedliwe i chciałam mu jakkolwiek pomóc, ale wiedziałam, że tak długo jak jego pracodawcy szukają rozwiązania problemów, tak długo Sora będzie zmuszany do tych wszystkich. Właściwie zmuszany to było złe słowo. Rozmawiałam z nim ostatnio o tym, co czuje i wiedziałam, że wierzy w Bobra i Neri. Pomaga im, chociaż nie zgadza się z ich metodami, ale wierzy, że dzięki nim świat może być ciekawszym miejscem, w którym wszyscy będą mogli żyć. Żałowałam, że nie może mi przedstawić więcej planów, ale wiedziałam, że mógłby mieć przez to problemy, więc wolałam mu zaufać. Jedyne, co wciąż dręczyło mnie w tym hotelu to śmierci. Jeżeli chodziło o uwięź to nie bałam się. Mogłam tak żyć, szczególnie, że Sora notorycznie informował mnie jak się ma sytuacja w moim rodzinnym domu.- Poradzę sobie – Jacob brzmiał na pewnego siebie.- Doskonale. Gdyby ktoś chciał masaż to na stanowiskach znajdziecie specjalny dzwonek, którym możecie mnie tu wezwać. Pozostawiam państwa samym sobie. Zniknął. Spojrzałam w stronę ściany, gdzie było widać niedużą, okrągłą dziurkę. Uśmiechnęłam się pod nosem.- Dobra, moja kara to nie jest temat. Basen nie będzie na pewno niczym przełomowym, więc po prostu się zrelaksujmy, okej? – zaproponował Detektyw, przywołując na twarz szeroki uśmiech. Przytaknęliśmy i każdy ruszył w poszukiwaniu swojej szafki. Miałam szczęście, bo moja była dosyć blisko przebieralni. Otworzyłam ją, która działała na odcisk palca i zobaczyłam w środku parę różnych strojów kąpielowych. Wybrałam jednoczęściowy, miodowy, z elastycznego materiału. Lubiłam takie ciepłe kolory. Zabrałam go i zajęłam jedną z przebieralni. Nie miałam problemu z wyborem, bo wszystkie były wolne, więc mogłam sama zdecydować. Po zamknięciu drzwi zdjęłam wszystkie ubrania i ubrałam strój, który rzeczywiście był idealny dla mnie. Bałam się pomyśleć, kiedy i w jakich okolicznościach zdążyli mnie pomierzyć. Nałożyłam klapki, a wszystko, w czym przyszłam zapakowałam do dużego worka foliowego. Klekocząc klapkami wyszłam, akurat, gdy z naprzeciwka wyszła Cecily. Włosy miała spięte w kok, a jej bikini świetnie podkreślało piersi oraz talie. Wyglądała cudownie. Alan oraz Jacob mieli różnokolorowe bokserki, które luźno otaczały ich chude nogi. Byli naprawdę szczupli. Detektyw wyglądał na nieco bardziej umięśnionego.- Gotowi, żeby bez złamania zakazu ruszyć na odpoczynek? – zapytał Jacob dziarskim tonem. Wskoczyliśmy pod prysznice, żeby opłukać się przed wejściem do wody i zmyć wierzchnią warstwę tego, co osiadło się na nas od czasu ostatniej kąpieli. Przebyliśmy granicę i trafiliśmy do ogromnego pomieszczenia. Trzy duże, prostokątne baseny różnych długości zajmowały prawą część hali. Wszystkie były otoczone kratkami odpływowymi. Ostatni z zbiorników miał dołączoną piętrową skocznię do robienia akrobacji w powietrzu, a na środkowym pojawiały się fale. Po lewej stronie była strefa poświęcona czemuś w stylu spa. Dwa wygodne stanowiska do masażu, wanny z hydromasażem, kąpiele błotne, wejście do lodowej jaskini oraz trzy pary drzwi prowadzące do różnego rodzaju saun. Niedaleko, mniej więcej na środku sali zauważyliśmy boisko do gry w wodne polo. Całość była otoczona leżakami oraz parasolkami. Było tutaj naprawdę ciepło i przyjemnie.- Marzyłem o tym. Znajdziecie mnie w saunie – powiedział Jacob chwytając jeden z ręczników i ruszając prosto do szklanych drzwi.- Ja mam ochotę na potaplanie się w błocie. No dziewczyny, nie dajcie się prosić – Alice wskazała bulgoczącą maź, co do której kompletnie nie byłam przekonana, chociaż musiałam przyznać, że ciekawiła mnie.- Mną się nie przejmujcie – uspokoił nas Alan, który poczochrał się po włosach – Postaram się popływać i przy tym się nie utopić. Rozeszliśmy się, idąc we cztery w stronę sporej, drewnianej balii z błotem. Gdy zatopiłam powoli stopę, to myślałem, że masa wciągnie mnie na dno i udusi, ale po chwili poczułam dno, a całość przyjemnie ssała. Alice była ubrana podobnie do Cecily i obie wyglądały przepięknie. Carmen dobrała sobie dziwny strój, bo stanik ledwo zasłaniał jej piersi, a bielizna ciasno opinała jej ciało. Wkrótce wszystkie ukryłyśmy się pod warstwą ciepłego i ciężkiego błota, które zdawało się wykrzykiwać „już stąd nie wyjdziecie drogie panie". Zamknęłam na chwilę oczy. Poczułam falę ulgi. Czułam się naprawdę dobrze, myślami odpłynęłam daleko.- To co drogie panie, w końcu dostałyśmy coś, na co zasłużyłyśmy? – zapytała zadowolona Cecily.- Myślę, że wszyscy na to zasłużyli. Z chęcią bym spotkała się tutaj całą grupą. To miejsce jest bezbłędne – ucieszyła się Alice.- Aż się zapomina o problemach. Myślę, że w tych warunkach nawet Sandra i Wendy by się nie kłóciły – zażartowała Aktorka, co spowodowało wybuch śmiechu.- Myślę, że w tych warunkach nawet Aaron i Mycroft by ze sobą współpracowali – z tego żartu nie zaśmiała się Carmen, ale reszta pań, włącznie ze mną, wybuchły śmiechem.- Ale bym chciała, żeby nikt więcej nie zginął – powiedziałam.- Przyznam wam szczerze, że staram się motywować wszystkich i zajmować, żeby nikt nie miał zbytnio sił na planowanie czegokolwiek głupiego – Cecily przyznała po chwili.- Myślę, że możemy spędzić najbliższe tygodnie aktywnie i nikt więcej nie będzie musiał zginąć – Carmen podłapała temat.- Brakuje tutaj tylko drinków – rozmarzyła się Alice.- Lepiej powiedzcie mi, co myślicie o Wendy i Mycrofcie – Cecily nie wyglądała na plotkarę, ale widocznie towarzystwo pozostałych kobiet budziło w niej ukrytą kobietę. Salwy naszego śmiechu i dźwięki plotek rozchodziły się po całym basenie. Bawiłam się naprawdę dobrze. Niedługo po tym, jak weszłyśmy do błota na basenie pojawił się Samfu. Miał na sobie komiczne bokserki w kwiatki. Położył się na leżaku niedaleko nas.- Dziewczyny, możecie mi powiedzieć jak mogę zdobyć serce Audrey? – zapytał poważnym głosem.- To ona nie jest z Jacobem? – zapytałam.Plotki trwały i trwały. Czas spędzany na basenie mijał jak szalony. Po jakimś czasie siedzieliśmy wszyscy w jednym miejscu.- Rozwiązałem kiedyś sprawę zanieczyszczonej wody na osiedlu bogaczy w New Horns. Pamiętam, że diabeł tkwił wtedy w odpływie, gdzie jeden z mieszkańców zabił kogoś i fragment zakrzepniętej kuli z włosów utknął w basenie. Zakażona woda mocno podtruła większość mieszkańców osiedla.- Koszmar – stwierdziłam.- To zabawne, ja kiedyś zanieczyściłem źródło, żeby pozbyć się konkurencji w takiej firmie. W sumie źródło to za dużo powiedziane, był to baniak z sokiem. Skurczybyki nie mogli się pozbierać przez parę dni, idealnie żebym mógł zebrać odpowiednie informacje.- Agatha robiłaś kiedyś jakieś zabawki z wodą? – zapytał Alan.- Przede wszystkim pistolety i inne do polewania się, chociaż kiedyś stworzyłam zabawkowe rury, które dzięki systemom przekładni, można było kontrolować za pomocą przycisków. Dzieciaki podłączały to do kranów i mogły tworzyć swoje własne wodociągi. Chociaż nie miałam zbytnio pomysłów – wytłumaczyłam.- Nie jest wam ciężko w tym błocie? – zapytał Jacob podchodząc do granicy zbiornika z błotem. Miejsca było jeszcze tyle, że zmieściłby się tam z Samfu oraz Alanem.- Przekonajmy się! – powiedział Samfu popychając go z rozpędu. Detektyw z impetem wpadł do środka, obryzgując błotem nas oraz samego Samfu. Błoto zdawało się po prostu zjeść go w całości. Bałam się przez chwilę, ale Jacob wychylił się i ciężko łapiąc oddech spojrzał na swojego oprawcę. Nie udało się go jednak wciągnąć. Jacob miał problem żeby wyłowić swoje okulary, ale w końcu mu się to udało. Atmosfera była naprawdę świetna, nie było czuć żadnych problemów, a wszyscy bawili się jakby nie próbowali skakać sobie do gardeł jeszcze niedawno, chociażby na procesie. Zabawę przerwał dopiero Jacob, który wychodząc z kąpieli błotnej powiedział, że dochodzi osiemnasta i musimy iść do jadalni. Niechętnie zaczęliśmy wychodzić, dziewczyny musiały mi pomóc, bo błoto zassało mnie potężnie. Sama mogłabym tu po prostu umrzeć. To dopiero byłaby bezsensowna śmierć. Musiałam trochę opłukać się pod prysznicem, a gdy tylko byłam całkowicie czysta wysuszyłam się i przebrałam. Minęło około piętnastu minut zanim zdążyliśmy się ogarnąć i zebrać do wyjścia z basenu. Do windy podeszliśmy szybkim krokiem, a ja idąc kończyłam się ubierać. Jacob wezwał dźwig i wsiedliśmy do środka od razu jak się pojawiła. Wysiedliśmy przy recepcji, gdzie akurat stała grupka trzech osób – Yama, Audrey oraz Wendy. Dosyć nietypowe połączenie, biorąc pod uwagę, że nie była to grupa, która się ze sobą zbytnio trzymała. Gdy nas zobaczyli odwrócili się w naszą stronę.- Hej wam, co się tak tutaj czaicie? – zapytał Samfu.- Był wypadek... - zaczęła mówić Wendy. Poczułam nerwowy uścisk w okolicach szyi i brzucha. Czy ktoś zaatakował kogoś tak szybko?- Wszyscy są cali? Komuś coś się stało? – przestraszyła się Carmen.- Nikt nie zginął – uspokoił nas Yama – Nie było zresztą komunikatu. Chodzi po prostu o to, że Ethan miał...- Atak – powiedziała Elizabeth, która wraz z Myroftem wspinała się właśnie po schodach z dołu – Nie mam pojęcia, co go spowodowało, ale przez pewien moment nasz Jayden stracił przytomność, jego mózg był niedotleniony przez co się wyłączył. Z tego, co sprawdzałam nic poważnego się nie stało, ale chciałabym znaleźć przyczynę. Będę go obserwowała, pobrałam już wszystko do badań i sprawdzę go ponad wszystko inne. Oczywiście dopiero jak wyzdrowieje, póki co będę go pilnowała i uzupełniała wszystko czego potrzebuje.- To wyglądało strasznie. Upadł, zaczął się trząść, jeszcze złapał Sandrę... Chyba pierwszy raz wyglądała jakby się czegokolwiek bała – Audrey brzmiała na roztrzęsioną.- Ale nikt inny nie ucierpiał? – upewnił się Alan.- Nie. Sandra i Lily zostały jeszcze na chwilę w pracowni malarskiej – odpowiedziała Wendy.- Możemy przenieść się do jadalni, żeby potem nie powtarzać się po parę razy? – przerwał Jacob. Pasowało to nam. Przeszliśmy przy recepcji, za którą stał Sora. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Był ciepły i serdeczny, tak jak zawsze. Cała dwunastka przeszła przez drzwi, przy których uderzyła nas fala zapachów i smaków. Audrey nie miała czasu gotować przez przeszukiwania, więc zrobieniem obiadu połączonego z kolacją zajął się Sora. Wewnętrznie wolałam dania ugotowane przez niego, cieszył mnie fakt, że robił je własnymi rękoma. Zupełnie jak figurkę, którą miałam. Było tutaj pusto, brakującej szóstki osób jeszcze nie było i wątpiłam, żeby dzisiaj pojawił się Ethan.- Ja nałożę porcję dla siebie i Ethana i zjem w pokoju. Muszę go pilnować – powiedziała i przeszła do realizacji swojego planu. Po nałożeniu dwóch misek wyszła, ostrożnie to wynosząc.- Powinniśmy poczekać na resztę – przypomniał Jacob.- Nie wiadomo czy ktoś jeszcze przyjdzie. Maks mówił, że nie planuje – powiedział Yama.- Julia pewnie też się nie pojawi – stwierdziła Wendy.- Ethan jest w kiepskim stanie, a Aaron szuka dalej informacji w pracowni – Cecily wykluczyła kolejne dwie osoby.- Czyli możemy spokojnie zjeść, aż nie pojawi się Sandra i Lily – Detektyw usiadł i zaczął jeść. Wszyscy poszli w jego ślady. Byłam bardzo głodna po całym dniu, nawet kąpiel błotna potrafiła wymęczyć. Usiadłam obok Carmen oraz Alana. Po dziesięciu minutach, gdy kończyliśmy jeść, do jadalni przyszły dziewczyny. Były uśmiechnięte od ucha do ucha, chociaż Sandra wyglądała dosyć blado, ale Lily nie była tak wesoła od początku pobytu.- Czekaliśmy na was – zaczął tajemniczo Jacob.- Ethan zaatakował kogoś jeszcze? – zapytała z wyrzutem Lily.- Co się stało w tej cholernej pracowni? – zdziwił się Samfu.- Pytanie, co ty tam robiłeś? – odgryzła się Audrey, która stała w kuchni oparta o gablotę.- To tam zniknąłeś na tyle czasu Samfu? – Jacob się zaśmiał.- Nie do końca, trafiłem tam przez przypadek... To dłuższa historia, mało ważna, a i tak mi nie uwierzycie – wyszczerzył zęby.- Co do pracowni, to wydaje mi się, że gdy Ethan spojrzał na jeden z obrazów to coś się z nim stało – powiedział Yama. Jakoś nie wydawało mi się, żeby obraz mógł wywołać coś takiego, ale cała sytuacja była póki co mocno chaotyczna.- Szkoda, że nie ma z nami Oliviera, może powiedziałby coś więcej o tym obrazie – westchnęłam.- Co właściwie przedstawiał? – Pechowiec zadał pytane, które ciekawiło większość z nas.- Jakiegoś stwora, czy demona – stwierdziła beznamiętnie Lily.- To z pewnością był demon. Ethan wyglądał jakby siedziało w nim coś podobnego, wierzgał jak zarzynane zwierzę – Sandra poprawiła okulary wypowiadając te słowa.- Myślicie, że to może być nowy motyw? Opętanie? Pasowałoby do poziomu szaleństwa tego miejsca – podrzuciła pomysł Cecily.- Myślę, że to zbyt szalone, nawet jak na to miejsce – odpowiedział Mycroft. Zapadł moment ciszy. Wyglądało to jakby każdy zbierał w głowie myśli i starał się je zebrać w jedną całość.- Będziemy musieli porozmawiać z Ethanem jak się przebudzi, może on będzie w stanie nam wyjaśnić, to co się stało.- To ogarnijmy w tym czasie to, czego dowiedziała się każda z grup – zaproponował Jacob.- Nasza grupa zwiedziła biuro i pracownie malarską. W biurze panuje Maks, więc pewnie on niedługo nam powie coś więcej. Znalazł tam akta różnych ludzi, którzy mogli trafić do tego miejsca oraz karty pracowników. Na pewno będzie tam w końcu coś związanego z nami. Te ważniejsze dokumenty były podpisane symbolem przypominającym literkę „P" – zaczął Mycroft.- W pracowni poza sceną z Mayer oraz atakiem Ethana nie było nic ciekawego. No może kącik poświęcony pracom Oliviera, ale nie wiem czy warto to określić jako ważne – dodała Wendy.- To w sumie trochę ironiczne, że prace Naessa przetrwały do odkrycia tak tematycznego pomieszczenia, a on nie – zaśmiał się Samfu. Nie cierpiałam takich uwag i denerwowałam się za każdym razem jak je słyszałam.- U nas w sumie bez większych odkryć – zaczął Alan, który pokrótce opowiedział o wszystkim, co wydarzyło się w laboratorium oraz na basenie.- Basen brzmi jak dobre pomieszczenie do odpoczynku – stwierdziła Audrey – Nie pamiętam, kiedy ostatnio relaksowałam się w takim miejscu.- Moja droga, zażyłyśmy takiej kąpieli błotnej, że czuję się jak nowo narodzona – pochwaliła się Przyjaciółka.- Wyglądałabym jak hipopotam w tym błocie – stwierdziła z dystansem, co większość skwitowała falą śmiechu.- Wiem, że to może być naiwne pytanie, ale... nikt nie znalazł wyjścia, prawda? – zapytała ostrożnie Cecily.- Niestety, ale nie – stwierdził smutno Mycroft. Już po poprzednim procesie nie liczyłam na to, że ktoś znajdzie wyjście, teraz nawet na to nie czekałam. Podobało mi się w tym hotelu i nie zamierzałam go opuścić. Byleby tylko nikt więcej nic nie robił. Aż wstyd było przyznać, gdy widziałam tyle woli ucieczki w oczach innych uczestników. Drzwi do jadalni się otworzyły i wszedł do nich Aaron. Miał w ręce plik kartek, które szeleściły przy każdym jego kroku.- Cieszę się, że jeszcze tu jesteście – powiedział na przywitanie.- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego Aaronku? – zapytał przesadnie słodko Mycroft.- Udało mi się odnaleźć odpowiednie foldery i rzeczywiście było tam trochę informacji.- Czego się dowiedziałeś? – zapytał Jacob gdy tylko Aaron zrobił przerwę na oddech.- Coś o wirusie, dane, których za bardzo nie rozumiem, ale przekażę je Elizabeth, myślę, że ona jest bez problemu rozszyfruje. Dodatkowo było tam dużo plików o strukturze tej organizacji. Wygląda na to, że ktoś skrupulatnie prowadził bazy danych aż do upadku instytutu. Zabawne jest to, że w spisie pracowników znalazłem każdego. Nawet naszych porywaczy, oprócz jednej osoby. Lokaja. Nie ma go na liście pracowników.- Czyli Bobru i Neri pracowali w tym instytucie, to musi być teraz pewne – Jacob brzmiał na bardzo podekscytowanego.- Oni tutaj pracowali? Czyli... - zaczęła Carmen.- Naprawdę muszą być duchami, bo instytut działał tutaj lata temu, a oni dalej są młodzi. Chyba, że to wszystko oszustwo. To było dużo niebezpiecznych informacji. Zaczęłam czuć narastającą panikę. Rozejrzałam się. Sora stał w kącie i obserwowała scenę. Na jego twarzy był szeroki uśmiech.
CZYTASZ
Peccatorum
Mystery / Thriller22 osób zostaje uprowadzonych i staje przed wielkim wyzwaniem - zabójczą grą. Trafiają do Hotelu Peccatorum, w którym zostają uwięzieni - a na wyjście jest tylko jeden sposób. Należy zabić inną osobę tak, żeby reszta żywych uczestników nie była w st...